XXX Niedziela Zwykła, ROK B
TEKST SŁOWA BOŻEGO
Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha,
niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten
słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: "Jezusie, Synu
Dawida, ulituj się nade mną". Wielu nastawało na niego, żeby umilkł.
Lecz on jeszcze głośniej wołał: "Synu Dawida, ulituj się nade mną".Jezus
przystanął i rzekł: "Zawołajcie go". I przywołali niewidomego, mówiąc
mu: "Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię". On zrzucił z siebie płaszcz,
zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: "Co
chcesz, abym ci uczynił?"Powiedział Mu niewidomy: "Rabbuni, żebym przejrzał".Jezus mu rzekł: "Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą".
KOMENTARZ
Ciężko jest być niewidomym – jak ktoś nie wierzy, to
niech spróbuje trochę pochodzić z zawiązanymi oczami. Człowiek w ogóle nie może
się zorientować w przestrzeni, nie za bardzo wie gdzie jest, nie może rozeznać
kierunków ale także nie może cieszyć się całym pięknem otaczającego go świata,
bo go po prostu nie widzi. Podejrzewam, że jednak o wiele trudniej jest tym,
którzy utracili wzrok, bo wiedzą co stracili i pewnie tęsknią do widoku tego,
czego już nigdy nie zobaczą. Takim człowiekiem jest niewidomy Bartymeusz, który
siedział przy drodze pod Jerychem.
On wyobraża każdego z nas, ludzi – dzieci Boga,
którzy przestali widzieć swojego Ojca, bo drogę naszego powrotu zasłania nam
grzech i nie jesteśmy w stanie dostrzec drogi powrotu do tego, co utraciliśmy.
Zauważmy, że Niewidomy siedzi przy drodze, a mimo to jej nie widzi i nie jest w
stanie iść nią. Ten symbol drogi pokazuje nam, że Ojciec jest jakby na
wyciągnięcie ręki, droga powrotu jest tuż obok, a jednak nie jesteśmy w stanie nią pójść – nawet nie jesteśmy w stanie jej odkryć. Musi przyjść Jezus i nas
poprowadzić. Bardzo często łudzimy się, że jesteśmy w stanie sami sobie
odbudować to, co straciliśmy, a do czego tęsknimy – jak ślepy do widoku. Sama w
sobie ta tęsknota jest dobra – tylko nie potrafimy się przyznać, że jesteśmy
niewidomymi żebrakami zdanymi na łaskę przechodzącego Jezusa. I tylko On jest w
stanie pokazać nam tę drogę naszego powrotu do Ojca. No i pewnie dlatego
Bartymeusz tak uparcie i przeraźliwie – coraz głośniej, jak zanotował św. Marek
– wołał za Jezusem. Wiedział, że Jezus jest jego jedyną nadzieją.
Zwróćmy uwagę na reakcję tłumu, który próbuje
Bartymeusza uciszyć. Czy nie zauważacie, że podobnie dzieje się nieraz i w
dzisiejszym świecie, który czasami próbuje stłamsić uczniów Jezusa? Bądźcie
sobie chrześcijanami, ale we własnych domach. Zaś kiedy wychodzicie na ulicę,
przychodzicie do pracy, na mecz, na imprezę itd., to zostawiajcie swoje
chrześcijaństwo za drzwiami. Prowadzi to do prostej konsekwencji: wtedy my
chrześcijanie w życiu codziennym niczym nie różnimy się od niewierzących. Jeśli
ulegamy presji świata i swoje przekonania i wartości chowamy głęboko do
kieszeni, to w praktyce zachowujemy się jak wszyscy, a powinniśmy zachowywać
się jak Jezus. Po tym poznać ucznia Jezusa, że idzie za Nim drogą – dosłownie:
wstępuje w ślady Jezusa. Nie ma innej drogi! Jezus jest Jedyny, który może nas
zaprowadzić z powrotem do Ojca. Bartymeusz nie dał się zakrzyczeć – gdyby sobie
na to pozwolił, pozostałby nadal ślepy, siedzący na skraju drogi i zdany na
łaskę i niełaskę przechodzących...
Chciałbym żebyście dobrze mnie zrozumieli, o czym
mówię: nie chodzi mi o wciskanie chrześcijaństwa otoczeniu na siłę, ale o
trwanie przy swoich przekonaniach. O postępowanie w pracy, na meczu, na
imprezie, wśród obcych i znajomych zgodnie z tym, czego nauczył nas Jezus. Nie
można być w domu, pośród czterech ścian gorliwym uczniem Jezusa, a na zewnątrz
nie. W takim wypadku w ogóle się uczniem Jezusa nie jest. Albo Ewangelia
przenika całe moje życie, całe postępowanie, albo nie.
No i
tu dochodzimy do samego cudu – do przywrócenia wzroku Bartymeuszowi. Ten cud
wyraża syntetycznie sedno tego, co uczynił dla nas Jezus. Pokazał nam kim
naprawdę jesteśmy i gdzie jest nasz cel i nasz prawdziwy dom. Otworzył nam
oczy. I teraz od nas zależy, czy porzucimy stare kłamstwa, przyzwyczajenia,
wszystko co symbolizuje ten mocno wysłużony żebraczy płaszcz Niewidomego,
odrzucony przez niego w jednym porywie, czy pójdziemy za prawdą Jezusa. On nam
wszystko powiedział, pokazał, dał. Teraz my decydujemy, co dalej z tym zrobimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz