Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Rok C
TEKST SŁOWA BOŻEGO
Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku, i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana.
A Jezus znowu rzeki do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
KOMENTARZ
Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego w tym czasie
wielkanocnym czyli od Wielkanocy do Zesłania Ducha Świętego nie przeżywamy
radośnie tego czasu, przecież te pięćdziesiąt dni to najbardziej pogodny czas w
Kościele, taki swoisty chrześcijański karnawał. Pisałem o tym w ubiegłym
tygodniu, że my mamy kłopot z celebrowaniem radości. Łatwiej nam celebrować
smutek, ból, żal. Dlaczego tak jest? Powód jest prosty. O wiele łatwiej
uwierzyć w śmierć Jezusa na krzyżu niż w zmartwychwstanie, bo ze śmiercią spotykamy
się ciągle wokół nas. Zamachy w Brukseli, w Pakistanie, śmierć ks. Kaczkowskiego…
Cierpienie, samotność, niesprawiedliwość – tego doświadczamy znacznie częściej
niż radości i wspólnoty. Albo przynajmniej tak się nam wydaje. Kultura współczesna
jest przeniknięta bardziej nihilizmem niż nadzieją. Jest to właściwie kultura
maskowania czy neutralizowania rozpaczy. Przemysł rozrywkowy dostarcza „ubawu
po pachy” w dowolnej ilości, wystarczy kliknąć, pstryknąć lub wybrać się do
parku rozrywki. Ale przecież rozrywka nie jest tym samym co radość.
Imprezowanie nie jest tym samym co świętowanie. Optymizmem w stylu „keep smiling”
nie jest tym samym co nadzieja. Boimy się sprowadzenia prawdy o
zmartwychwstaniu do jakiejś taniej, naiwnej pociechy. I słusznie. Ale z drugiej
strony ta obawa nie powinna nas prowadzić do zwątpienia. Nie możemy oceniać
zmartwychwstania Jezusa w kategoriach tego świata, bo wtedy uznamy, że to
niemożliwe. Ma być dokładnie odwrotnie, czyli z perspektywy zmartwychwstania mamy
patrzeć na świat i nasze życie. To Pan daje światło Ducha, dzięki któremu
widzimy rzeczy w prawdzie.
Chciałbym dzisiaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy jakie
towarzyszą Zesłaniu Ducha Świętego. Otóż dzięki powiewowi Ducha daje nam
możliwość przebaczenia samym sobie – i to w pierwszym rzędzie. Człowiek, który
nie umie przebaczyć sobie, który nie kocha samego siebie, nie będzie w stanie
przebaczyć innym i pokochać innych. Jezus nie na darmo przypomniał przykazanie
miłości bliźniego: będziesz miłował bliźniego JAK siebie samego. Tak, to
właśnie miłość – zdrowa, prawdziwa miłość – do samego siebie jest punktem
odniesienia dla miłości do drugiego człowieka. A jak często nie akceptujemy
samych siebie, bo nasze życie nie jest takie, jak oczekiwaliśmy. Bo w różnych sytuacjach
popełnialiśmy błędy, okazywaliśmy się głupi, dokonywaliśmy złych wyborów.
Oczywiście na co dzień nie przyznajemy się – nawet sami przed sobą – że
najbardziej nie umiemy wybaczyć sobie. Ale zajrzyjmy uczciwie w swoje serce i
zobaczmy, do kogo mamy największy żal. Próbujemy kanalizować go w kierunku
innych ludzi – ich obwiniać za nasze niepowodzenia, nasze złe wybory, upadki,
głupotę – ale w głębi serca znamy prawdę: to my sami sobie jesteśmy winni.
Tymczasem Duch Święty uzdalnia nas do przebaczenia sobie. I to bardzo prosto:
On mówi nam wprost o miłości Boga do nas. To jest najważniejsze orędzie, jakie
przyniósł Jezus – i to orędzie nieustannie przypomina nam Duch Święty. Bóg kocha
nas takimi, jakimi jesteśmy. On kocha nas z całą naszą historią, z całym naszym
pokiereszowanym życiem, ze wszystkimi naszymi rozczarowaniami. Kocha nas z całą
naszą głupotą, ze wszystkimi pomyłkami, z upadkami, z błędami jakie
popełniliśmy. Kocha nas takimi jacy jesteśmy – niczym nie musimy zasługiwać na Jego
miłość i akceptację. On nas akceptuje bezwarunkowo, za darmo.
A druga rzecz, to akceptacja drugiego człowieka,
która doprowadza do jedności. Zobaczmy, że to, co najbardziej mamy do
zarzucenia drugiemu człowiekowi, to właśnie fakt, że on jest inny, że ośmiela
się mieć swoje zdanie, swój punkt widzenia. Czyż nie o to się najczęściej
kłócimy, że nie ma takiego samego zdania, że nie przyjmuje pokornie mojego
punktu widzenia? To między innymi rozproszyło budowniczych wieży Babel. Zauważmy,
że dopóki potrafili się dogadywać mimo różnorodności, to nic nie było dla nich
niemożliwe – co zresztą sam Bóg potwierdził. I wie o tym dobrze zło: że jeśli
się zjednoczymy, jeśli się zaakceptujemy w naszej różnorodności, to nic nie
będzie dla nas niemożliwe – bo wspólnie możemy wszystko. Jeśli jestem sam, mogę
tylko tyle, co na swoją miarę. Z innymi jestem WZBOGACONY ich innością,
doświadczeniem, talentem. To tutaj tkwi
tajemnica: inność drugiego człowieka jest dla mnie DAREM Boga – bo w naszej
inności wzajemnie się uzupełniamy, wzbogacamy i razem możemy więcej niż w
pojedynkę. Dlatego Duch Święty uzdalnia nas do dogadania się pomimo inności, do
zjednoczenia się w różnorodności w jednym Kościele Jezusa Chrystusa. I to nas
jednoczy podczas Eucharystii czy modlitwy, wtedy jesteśmy jednym zgodnie
wołającym Ludem Bożym.
Niestety zamiast słuchać tego, co mówi Duch Święty,
wolimy słuchać świata. Co ciekawe, świat wpędza nas tylko w kompleksy i
poczucie winy. Bo o czym mówi świat? Musimy być maczo, musimy być na miarę
modelki. Musimy mieć nowy dom, sprzęt audio-video, nowszy model auta, bo jak
mamy stary, to jesteśmy gorsi. Jak mamy nadwagę, to nas dyskwalifikuje. Jak nie
jesteśmy wysportowanym młodzieńcem z brzuchem jak kaloryfer, to w ogóle
najlepiej poddajmy się eutanazji. Zobaczmy, czego my słuchamy. I nie dziwmy
się, że potem nie jesteśmy w stanie zaakceptować i pokochać siebie i swojego
życia. Skoro słuchamy tylko i wyłącznie głosu, który wpędza nas w kompleksy i
poczucie winy, patrzymy tępo na seriale, które pokazują życie nie wiadomo z
jakiej bajki, to nic dziwnego, że potem nie akceptujemy własnego życia –
realnego, nie z bajki. Jeśli wsłuchujemy się w głos, który tylko nas punktuje –
nie jesteś taki, nie masz tego, jesteś gorszy – to nic dziwnego, że
nienawidzimy samych siebie. I o to właśnie chodzi złu. A my słuchamy z
zachwytem tego głosu...
Może czas zacząć słuchać głosu Ducha – głosu miłości
i akceptacji? To jest właśnie prawdziwe nawrócenie: gdy człowiek przestaje
wreszcie słuchać całego tego jazgotu i zaczyna słuchać tego jedynego wartego
słuchania głosu – głosu miłości Boga, głosu Ducha Świętego. Dlaczego wolimy
słuchać szatana, który wpędza nas w kompleksy, a nie Boga? Dlaczego wolimy być utwierdzani
o tym, że jesteśmy gorsi, a nie chcemy być przekonywani, że jesteśmy kochani
bezwarunkowo? Nawróćmy się! Przestańmy wreszcie słuchać byle czego! Zacznijmy
słuchać głosu Miłości, który nieustannie rozlega się w nas! A jak już wsłuchamy
się w Niego, gdy się przekonamy jak wielką miłość mamy w sobie, to zobaczymy,
że nie będziemy już pragnęli nic innego, jak tej właśnie miłości. I ta miłość nas
poprowadzi. Tylko dajmy się wreszcie przekonać, że jesteśmy kochani przez Boga.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz