sobota, 1 listopada 2014

Śmierć to spotkanie z Ojcem

Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 




Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek.
Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego». Po tych słowach wyzionął ducha.
Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. On to udał się do Piłata i poprosił o Ciało Jezusa. Zdjął Je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany.
W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężów w lśniących szatach.
Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstały».
 Łk 23, 44-46. 50. 52-53; 24, 1-6a

KOMENTARZ



Tak jak wczoraj oddawaliśmy cześć wszystkim zbawionym – tym, którzy już doszli do celu – tak dzisiaj dla Kościoła jest dzień pamięci o tych, którzy już odeszli, ale którym jeszcze potrzebna jest nasza modlitwa. W związku z tym dzisiejszy dzień nastraja do refleksji nad przemijaniem i ulotnością naszego ludzkiego życia. Kiedy odwiedzamy cmentarze dociera do nas prawda, o której na co dzień niezbyt chętnie myślimy, że całe nasze życie zmierza do śmierci, że nie będziemy trwali tutaj wiecznie i że kiedyś dla każdego z nas nadejdzie koniec. 

I tu właśnie jest kłopot: bo z naszego ludzkiego punktu widzenia śmierć to koniec. Człowiek nie rusza się, nie oddycha, nie widzi, nie słyszy, nie czuje. Nie da się nawiązać z nim kontaktu, nie da się nic zrobić, nic zmienić, nic poprawić. Śmierć jak nic innego obnaża naszą ludzką bezsilność. Chyba właśnie to doświadczenie bezsilności i nieodwracalności jest dla nas takie trudne. Poza tym mamy też świadomość, że śmierć jest potworną samotnością. Nawet gdy towarzyszymy umierającemu, to i tak w śmierć zanurzyć się musi sam – nikt z nim tam nie pójdzie. Więc śmierć jawi się też jako doświadczenie ostatecznej samotności. Jest jeszcze jeden aspekt tego doświadczenia, otóż nikt z nas nie wie, co go czeka ani jak tam jest. Dodając do tego świadomość końca i osamotnienia, otrzymujemy wizję czegoś przerażającego. 

Tymczasem dzisiaj Kościół stawia nam przed oczy scenę konania Jezusa. I to okrutnego konania – na krzyżu, w opuszczeniu i wyszydzeniu. Ale zauważmy, że Jezus zanurza się w śmierć bez lęku, z nadzieją. Z Nim śmierć nie jawi się jako koniec, ani jako ostateczna ciemność i samotność. Dla Jezusa śmierć to spotkanie z Ojcem, który czeka po drugiej stronie z otwartymi ramionami. Zauważmy, że Jezus nie zawiódł się: naprawdę Ojciec wziął w ramiona Syna i nie pozwolił, żeby śmierć miała nad Nim władzę. Gdy kobiety poszły do grobu pierwszego dnia tygodnia (czyli w niedzielę) usłyszały: nie ma Go tutaj. Śmierć Go nie pokonała ani nie zatrzymała, nie zdobyła nad Nim władzy ani kontroli. Stało się coś dokładnie odwrotnego: to śmierć została pokonana. Jezus zanurzył się w śmierć i odnalazł drogę wyjścia ku prawdziwemu życiu. 

I to jest dla nas źródło nadziei i umocnienia w obliczu śmierci. Od kiedy Jezus odnalazł tę drogę, śmierć nie jest już końcem – jest tylko przejściem, bramą, przez którą wracamy do naszego Domu Rodzinnego, do miejsca, z którego odeszliśmy po grzechu. Od kiedy Jezus zmartwychwstał przestaliśmy być bezsilni wobec śmierci – Jezus ma siłę, by ją pokonać. Skoro pokonał ją raz, to może ją pokonać kiedy tylko zechce. Jeśli więc w życiu przyłączymy się do Niego, to On nas nie porzuci również w śmierci – nie dopuści do tego, żeby śmierć zapanowała nad tymi, którzy swój los złożyli w Jego ręce. Jeśli więc idziemy z Chrystusem przez życie, to On przeprowadzi nas także przez śmierć.

Zauważmy, że podstawowa obietnica, jaką otrzymujemy od Jezusa w momencie chrztu, to obietnica życia. Chrzest daje nam udział w Jego zwycięstwie i rzecz cała polega na tym, żeby aż do śmierci tego udziału strzec i nie dać sobie go wyrwać, nie stracić go. Najważniejsze co mamy do zrobienia w tym życiu, to właśnie ustrzec naszej jedności z Chrystusem. Jeśli bowiem damy się od Chrystusa oderwać, to kto nas przeprowadzi przez śmierć? Kto oprócz Niego zwycięży nad śmiercią? Kto potrafi ją okiełznać?

Nie zapominajmy o tym, że jest dla nas nadzieja. I uwierzmy, że nie rozstaliśmy się z tymi, co odeszli, na zawsze – spotkamy ich ponownie w Domu. Tam już nic nam nie zagrozi ani nas nie rozdzieli. Warunek jest jeden: nie dać się oddzielić od Jezusa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz