sobota, 29 listopada 2014

Czuwanie – Jezus w codzienności

I Niedziela Adwentu - Rok B


TEKST SŁOWA BOŻEGO




Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Uważajcie i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swoim sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał.
Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie”.

 

KOMENTARZ

 

 Dzisiejsza pierwsza niedziela Adwentu kładzie nacisk na naszą czujność. Dosłownie rzecz biorąc w tekście greckim mowa jest o niezasypianiu – co prawda polskie „czuwanie” potocznie oznacza to samo, ale greka kładzie nacisk na to, żeby nie dać się uśpić, nie zamknąć oczu. To czuwanie trochę może nam się kojarzyć ze swoistym nieróbstwem, bezczynnością. Może trochę tu przypominają się pasterze czuwający przy swoich trzodach – ich czuwanie polegało na siedzeniu i walczeniu ze snem. Zresztą w historii chrześcijaństwa pojawiały się takie właśnie interpretacje czuwania, polegało na wycofaniu się z wszelkiej działalności i bezczynnym czekaniu na powrót Jezusa. 

Zwróćmy uwagę na to, w jaki sposób Jezus przedstawia dziś swoich uczniów: to ludzie czynni, działający, zaangażowani w wypełnianie swoich obowiązków. Ktoś (w kim rozpoznajemy Jezusa) wyjeżdżając powierzył im staranie o swój dom i oni to zadanie wykonują tak dobrze, jak tylko potrafią. Zatem Jezus nie żądał od swoich uczniów jakiegoś trwania w bezczynności, ale właśnie zaangażowania – zaangażowania w wypełnianie zadania zleconego przez Pana. Każdy z nas ma jakieś powierzone zadanie, dzieło do wykonania na tym świecie. I ta aktywność w wypełnienie tego dzieła jest naszą wiernością wobec Pana, którego powrotu wyczekujemy. To dzieło, to może być założenie rodziny, wychowanie dzieci, leczenie ludzi, pieczenie chleba, sprawowanie funkcji nauczyciela, księdza, urzędnika, bycie babcią albo dziadkiem – jest naprawdę niezliczona ilość ról i zadań, jakie rozdziela między nas Jezus. Jeśli staramy się wypełnić to dzieło najlepiej jak potrafimy, to robimy dokładnie to, czego On oczekuje: przygotowujemy się na spotkanie z Nim.

A to spotkanie jest nieuchronne. Co prawda, gdy czytamy o powtórnym przyjściu Jezusa, to chyba mało kto z nas liczy się z tym, że to przyjście nastąpi za naszego życia, niemniej jednak pamiętajmy, że przecież każdy z nas pójdzie do Jezusa. Zatem albo Jezus przyjdzie do nas, albo my pójdziemy do Niego – w każdym wypadku spotkanie z Nim jest nieuniknione. Dlatego Jezus po wielokroć wzywał swoich uczniów – czyli nas – aby byli gotowi na to spotkanie, aby czuwali i nie dali się uśpić.

Nasza czujność polega na tym, że nie powinniśmy zapomnieć o Jezusie w naszej codzienności. W praktyce chodzi o to żebyśmy nie pozwolili sobie na to, aby cokolwiek na tym świecie nas sprowokowało do oderwania się od Jezusa, do porzucenia Jego Ewangelii. A dzieje się tak, gdy jesteśmy gotowi w naszym codziennym życiu zgrzeszyć, by coś osiągnąć – zysk, stanowisko czy cokolwiek innego, na czym nam zależy. Dajemy sobie wtedy wmówić, że warto poświęcić sumienie, a w konsekwencji Jezusa, żeby to „coś” zdobyć, cokolwiek by to było. A to jest właśnie brak czujności, który przejawia się w tym, że dajemy się uśpić i sprowadzić na manowce. Prawda jest taka, że nie ma na tym świecie nic, za co warto byłoby zapłacić sumieniem. 

Przyjrzyjmy się Apostołom, których Jezus zabrał ze sobą do Ogrodu Oliwnego. Zauważmy, że oni nie wytrwali w czujności, tylko Jezus nie dał się uśpić – i tylko On wytrwał później do końca. Wszyscy, którzy nie czuwali z Jezusem, zawiedli. To pokazuje, gdzie tej czujności można się nauczyć: u Jezusa, w spotkaniu z Nim. Wtedy, gdy potrafimy wytrwać z Nim na modlitwie. To właśnie modlitwa ukierunkowuje nas i nastawia w stronę Jezusa. Modlitwa nam o Nim przypomina. Zazwyczaj odejście od Naszego Mistrza zaczyna się od odejścia od modlitwy. Ten, kto nie spotyka się z Jezusem, zapomina o Nim w codzienności. Jezus przestaje być obecny w moim codziennym życiu, przestaję o Nim myśleć, w konsekwencji przestaję się liczyć w mojej codziennej aktywności z Jego Ewangelią, z Jego nauczaniem. Tracę czujność i zasypiam. A co się staje, gdy kierowca zaśnie za kierownicą? Jeśli nie zdąży się w porę obudzić, to niechybnie nastąpi tragedia. I to jest właśnie plan szatana dla naszego życia. On pragnie nas uśpić, a katastrofa sama nadejdzie. 

Zwróćmy jeszcze uwagę na jeden aspekt rozważanego fragmentu Ewangelii: obraz sług zatroskanych o dom nieobecnego Pana. Ci słudzy mogą czuć się niewolnikami – wtedy owa troska będzie dla nich przykrym ciężarem i będą szukać sposobności, aby ten ciężar z siebie zrzucić. Albo przeciwnie: mogą poczuć się dumni z faktu, że Pan im zaufał i ich docenił w ten sposób. I w konsekwencji mogą poczuć się domownikami i wtedy troska o dom stanie się ich wewnętrznym pragnieniem. Warto pomyśleć: czy ja się czuję niewolnikiem, a może domownikiem Jezusa? Czy to wszystko, co robię dla Niego, jest dla mnie przykrym ciężarem, a może czynię to z mojej wewnętrznej potrzeby? Warto tu pamiętać, że Jezus nigdy nie chciał mieć niewolników, ale przyjaciół, którzy idą za Nim nie dlatego, że On ich ciągnie na sznurku, ale z miłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz