piątek, 9 stycznia 2015

Stworzeni na nowo

CHRZEST PAŃSKI - ŚWIĘTO, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Jan Chrzciciel tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.
Mk 1,6b-11


KOMENTARZ

 

Wspominamy dziś wydarzenie, jakie rozegrało się nad Jordanem, gdy Jezus przyszedł do Jana Chrzciciela, aby przyjąć od niego chrzest. Ewangeliści włożyli dużo wysiłku, żeby uświadomić nam sens tego zdarzenia. Czytając zatem dzisiejszy fragment należy uświadomić sobie, co to tak naprawdę oznacza być ochrzczonym i jakie to ma dla nas konsekwencje.

Często mamy mylne pojęcie chrztu, bo traktujemy go przede wszystkim jako sakrament oczyszczający nas od grzechu pierworodnego. I rzeczywiście chrzest Janowy jest czymś w rodzaju spowiedzi, bo ludzie przez całkowite zanurzenie i wypowiedzenie swych win doznawali oczyszczenia. Ale sam Jan twierdził, że nie jest godny odwiązać choćby rzemyka u sandała Temu, który idzie po nim – bo Ten, który idzie po Janie będzie chrzcił Duchem Świętym, a nie wodą (por. Mk 1,7–8).

Jezus poddając się obrzędowi Jana Chrzciciela tchnął w ten sakrament zupełnie nową jakość, zupełnie nową rzeczywistość. Chrystus przecież nie miał żadnego powodu, aby dać się oczyścić. Za co miał pokutować? Z czego miał się nawracać? Jakie grzechy miałby wyznać, aby były Mu odpuszczone? Jezus niczego nie wyznaje – On po zanurzeniu natychmiast wychodzi z wody po to, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że Chrystus był bezgrzeszny i nie przyszedł się nawracać czy szukać oczyszczenia. Jezus zatem wchodząc do rzeki zanurzył się do końca w ludzki los – przyjął na siebie nie tylko ludzką naturę, ale zanurzył się także w naszą grzeszność, słabość i niedoskonałość. 

I właśnie taki beznadziejny los bierze na siebie Jezus – po to, żeby dać nam w zamian swój los, los umiłowanego Syna Bożego. I to jest właśnie coś, czego nie był w stanie dokonać Jan Chrzciciel. Coś, czym Chrzest Jezusa przerasta chrzest Jana: nie tylko zdejmuje z nas grzech, ale uwalnia od jego konsekwencji i czyni uczestnikami losu umiłowanego Syna Bożego. A więc jesteśmy dziećmi Boga – to jest właśnie ta niezwykła i niewyobrażalna konsekwencja Chrztu Jezusa. To jest ta nowość, jaką Jezus włożył w obrzęd Jana: stworzenie na nowo. 

Zatem w chwili Chrztu Świętego Bóg wyciąga do nas rękę z ofertą pojednania, przebaczenia i pokoju. On w tym momencie leczy pęknięcie, jakie grzech dokonał między nami a Nim. Dokonuje w nas Nowego Stworzenia – na nowo stajemy się Jego dziećmi. A skoro stajemy się dziećmi, to otrzymujemy udział we wszystkim, co Bóg ma i czym jest – dokładnie tak jak Syn. W szczególności dostajemy udział w Jego życiu – życiu, któremu nic nie zagraża, którego nic nie jest w stanie zniszczyć ani pokonać, które nigdy się nie kończy. To właśnie dostajemy w momencie Chrztu Świętego. Nasz los niewolnika śmierci zostaje zamieniony na los dziecka Bożego. Nad każdym z nas w chwili Chrztu Bóg Ojciec wypowiedział słowa „ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym”(Mk 1,11). 

Jednak w swej miłości do nas Bóg daje wybór: możemy być Mu posłuszni i zachować pokój z Nim ofiarowany nam na Chrzcie, lub też wybrać nieposłuszeństwo, zerwać pokój z Nim i odrzucić godność dziecka Bożego. Ale nawet gdy grzeszymy, gdy odwracamy się od Niego – nawet wtedy On nie przestaje nas kochać. Bo On nie cofa nigdy, przenigdy raz wypowiedzianego słowa. Prawda jest taka, że to ja – grzesząc niewiernością i nieposłuszeństwem – odpycham od siebie Jego miłość. A odrzucając tę miłość automatycznie przestaję doświadczać tego wszystkiego, co ta miłość ze sobą niesie – przestaję doświadczać dobra. 

Warto dzisiaj postawić sobie pytanie czy czuję się Jego dzieckiem? Bo tylko prowadzenie za rękę przez Jezusa da nam pewność, że dotrzemy do upragnionego celu, jakim jest nasze zbawienie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz