X Niedziela Zwykła, Rok C
TEKST SŁOWA BOŻEGO
Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego
uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie
wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył
jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł
do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je
nieśli, stanęli, i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły
usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął
strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg
łaskawie nawiedził lud swój”. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej
Judei i po całej okolicznej krainie.
KOMENTARZ
Ciekawe po co Jezus udał się do Nain? Tego
miasteczka nie ma wymienionego w żadnych dokumentach – ani przed Jezusem, ani w
Jego czasach. Później pojawia się oczywiście w źródłach chrześcijańskich – ale,
jak łatwo się domyślić, z powodu cudu, o którym dzisiaj czytamy w Ewangelii.
Oznacza to, że była to miejscowość zupełnie bez znaczenia. Po co więc Jezus tam
szedł? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo i tam byli ludzie, którzy czekali na
Mesjasza. Oznacza to, że z punktu widzenia Pana Boga nikt z nas nie znajduje
się na marginesie, nikt nie jest pominięty, każdy jest wart tego, by przyjść do
niego osobiście. I Jezus faktycznie to robi: nieważne gdzie mieszkasz, kim
jesteś w oczach ludzi. Dla Chrystusa jesteś ważny.
Można też poszukać odpowiedzi głębszej niż
najprostsza: Jezus poszedł do Nain, bo wiedział, że tam jest potrzebny. To też
nam coś objawia o Bogu, w którego wierzymy: Jezus wie o nas zanim cokolwiek
powiemy i wychodzi na przeciw każdej naszej biedzie. Dlaczego? Ano to się
wyjaśnia później, gdy św. Łukasz stwierdza o wdowie, że „Pan użalił się nad nią”. Dosłownie mowa tam jest o poruszeniu
wnętrza Jezusa – On do tego stopnia przejmuje się naszym losem. Znamienne, że w
dzisiejszej Ewangelii nikt nie zdążył Chrystusa o cokolwiek poprosić czy zagadnąć.
On wszystko zrobił zanim ktokolwiek się odezwał. Dlaczego? Bo smutek wdowy po
stracie syna stał się Jego smutkiem – przeniknął Jezusa aż do wnętrza. Taki
właśnie jest Nasz Mistrz: nasze sprawy są Jego sprawami, On je przyjmuje
głęboko do siebie. Nie traktuje nigdy naszych spraw jako coś zewnętrznego. Syn
Boży właśnie dlatego stał się Człowiekiem. To jest widoczne w symbolicznym
geście dotknięcia mar: takie dotknięcie w świadomości Żydów oznaczało
zaciągnięcie nieczystości legalnej – coś jakby Jezus stał się w wyniku tego
dotknięcia również martwy aż do odbycia specjalnego obrzędu oczyszczenia. Bierze
jakby na siebie śmierć chłopca, by ten mógł wstać żywy. To się dokonało w pełni
na krzyżu Jezusa, gdy wziął na siebie wszystkie konsekwencje naszych grzechów,
naszą niewolę zła i śmierci, byśmy my mogli odejść wolni. Taki właśnie jest
nasz Ojciec: On nie jest abstrakcyjny, niedostępny, Absolut na nieosiągalnych
wysokościach. To Bóg bliski, który przychodzi do nas, wychodzi naprzeciw naszej
biedzie, przejmuje się żywo naszym losem. On doświadcza mojego nieszczęścia na
równi ze mną. Dlatego na przykład demony, nie mogąc bezpośrednio atakować Boga,
atakują nas, bo wiedzą, że w ten sposób Nasz Ojciec doświadcza również tych
ataków. To jest trudne do pojęcia dla nas – że Bóg, nasz Stwórca, do tego stopnia
zidentyfikował się z nami. Dlatego Jezus wychodzi naszej biedzie na przeciw
jeszcze zanim o cokolwiek Go poprosimy. Trzeba się tylko otworzyć na Jego
przychodzenie, uwierzyć że On do tego stopnia jest mną zainteresowany.
To ma też drugą stronę: należałoby się zapytać, czy
ja z kolei jestem do tego stopnia zainteresowany sprawami Pana Boga, co On
moimi? Czy ja się identyfikuję z Ojcem, z Synem Bożym do tego stopnia, co Jezus
identyfikuje się ze mną? Zobaczmy, że święci generalnie właśnie tak żyli:
identyfikując się z tym, co czuje, pragnie i chce Jezus. Jego uczucia, Jego
myśli i pragnienia, czynili swoimi. Niektórzy ze świętych otrzymali nawet
zewnętrzny znak identyfikacji – stygmaty. Może nie chodzi o to, żeby zaraz je dostawać,
ale właśnie o pytanie: do jakiego stopnia jestem w stanie zidentyfikować się z
Jezusem, Jego wolą, Jego zdaniem, Jego pragnieniami? A to jest właśnie sedno
chrześcijaństwa: zidentyfikować się z Jezusem do tego stopnia, żeby na Jego
wzór stać się dzieckiem Boga i żeby razem z Nim zmartwychwstać. Wtedy naprawdę
zdanie Jezusa będzie moim zdaniem i Jego wola moją wolą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz