V Niedziela Zwykła - Rok A
TEKST SŁOWA BOŻEGO
„Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi.
Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też światła i nie stawia pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciło wszystkim, którzy są w domu.
Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie”.
KOMENTARZ
Hebrajskie słowo melah
znaczy sól, ale też rozdarcie, w sensie rozdartych szat. Wiemy, co to znaczy
rozdzierać szaty – czyniło się to zawsze, gdy ktoś bardzo żałował, dokonywał
skruchy albo chciał odsłonić prawdę o sobie. Bywa jednak i tak, że przeżywamy
rozdarcie, ponieważ ciągnie nas w dwie strony. Nasze postawy nie są
jednoznaczne. Idziemy za Chrystusem, ale oglądamy się za diabłem, jak za
panienką w krótkiej spódniczce. Oburzamy się na ludzką chciwość i marzymy o
pieniądzach. Pochwalamy skromność i pokorę, ale niech no tylko Pan Bóg nas
wysłucha i da nam kogoś, przy kim będziemy skromnie wyglądać – odczujemy
zazdrość. Pragniemy, aby nas szanowano, wysłuchiwano i traktowano z szacunkiem,
ale czy tak traktujemy innych? I wreszcie ten znienawidzony świat, którym
gardzimy jako chrześcijanie, czując do niego wstręt za niemoralność, czy nie
jest tym samym światem, który wszyscy podglądamy przez dziurkę od klucza, przez
różne ekraniki, czasopisemka, słuchaweczki? Symbolem zakłamanej postawy stała
się żona Lota, która oficjalnie uznała świat Sodomy za niegodny jej osoby, ale
tak naprawdę zezowała za nim z tęsknotą. Napisano: Żona Lota, która szła za aniołami, obejrzała się i stała się słupem
soli (por. Rdz 19,26).
Sól to jednoznaczność ucznia Pana, to zdecydowanie,
jakiś smak radykalności, o którą trzeba walczyć z własnymi kusicielami. Mamy
skłonność do oszukiwania siebie. Rola sumienia polega na prawdziwej ocenie
sytuacji. Pychy nie nazywać godnością, buntu nie nazywać obroną, chciwości nie
nazywać troską o siebie. „Dosolić sobie” – to nie wierzyć w swoje kłamstwa tak
bardzo, że wydadzą się prawdami. Nie wmawiać sobie, że grzech jest silniejszy
niż Jezus.
Kiedy Elizeusz wrzucił sól do źródła, wody stały się
zdrowe, a okolica płodna. „Mieszkańcy
miasta mówili do Elizeusza: »Patrz! Położenie miasta jest miłe, jak sam, panie
mój, widzisz, lecz woda jest niezdrowa, a ziemia nie daje płodów«. On zaś
rzekł: »Przynieście mi nową misę i włóżcie w nią soli!«. I przynieśli mu. Wtedy
podszedł do źródła wody, wrzucił w nie sól i powiedział: »Tak mówi Pan:
Uzdrawiam te wody, już odtąd nie wyjdą stąd ani śmierć, ani niepłodność«”
(2 Krl 2,19–21). Co to znaczy wrzucić sól do źródła strumieni? Trzeba szukać
źródeł naszych postępków, przyczyn naszych zachowań. Prawda wyzwala, wypala jak
sól, szczypie, wreszcie rozdziera, nadaje smaku naszemu życiu. Żeby uzdrowić
chore ciała, trzeba sięgnąć do chorych emocji i uczuć, do źródła, do
dzieciństwa, do pierwszych chwil życia, które jak źródło życia wypływa z
rodziny. Dać sól u źródeł, to rzucić Słowo ewangeliczne w chory klimat
dzieciństwa, to posłużyć się nie tylko spowiedzią, ale i rozmową, modlitwą o
uzdrowienie uczuć i pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz