sobota, 25 kwietnia 2015

Kto jest twoim Pasterzem?

  IV NIEDZIELA WIELKANOCNA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Jezus powiedział:
„Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca”.


J 10,11-18

KOMENTARZ


 
W dzisiejszej Ewangelii Jezus opisuje swoją relację z uczniami za pomocą obrazu dobrego pasterza. Jezus jako nasz Pasterz troszczy się o nas aż do oddania swego życia, w tym krótkim fragmencie mówi o tym aż pięciokrotnie. I za każdym razem chodzi o dobrowolne oddanie swego życia – św. Jan bardzo wyraźnie pokazuje, że śmierć Jezusa nie jest zwycięstwem Jego wrogów, ale wolną ofiarą, jaką składa z siebie dla naszego dobra. I właśnie ten fakt czyni Go godnym zaufania, to jest dowód na Jego bezinteresowność, na to że On przede wszystkim szuka naszego dobra, a nie własnej korzyści. 

Można tu dostrzec po pierwsze pewną oryginalność chrześcijaństwa: Bóg jest zainteresowany naszym dobrem. Nie jest obojętny, my nie jesteśmy dla Niego przypadkowym dodatkiem, nie musimy walczyć o to żeby nami się zainteresował – Bóg, w którego wierzymy, sam z siebie jest całkowicie nastawiony na nasze dobro, jesteśmy w centrum Jego uwagi, dba o nas do tego stopnia, że jest gotowy ofiarować swojego własnego Syna. Bo ukochał nas do końca i nigdy nie pozostawi nas samych. 

Dzisiejsza Ewangelia skłania nas do zastanowienia się nad tym, komu my w gruncie rzeczy ufamy? Jezus bowiem jawi się jako pierwszy godzien naszego zaufania, pierwszy którego głosu powinniśmy słuchać. A dlaczego schodzimy z drogi Jezusa? Jedna z przyczyn to nasze słabości. Gdybyśmy ufali Jemu w pełni, walczylibyśmy z całych sił o to, żeby nie dać się sprowadzić z Jego drogi. Ale zamiast walczyć o utrzymanie się na drodze Ewangelii, to bardzo często sami, świadomie z tej drogi schodzimy – bo bardziej niż Jezusowi ufamy sobie, kolegom, dziennikarzom, gadającym głowom w telewizji, politykom, modzie, zwyczajom, współczesnym trendom itd. I tu właśnie pojawia się pytanie o uwierzytelnienie: co zrobili ci, którym ufamy bardziej niż Jezusowi? 

Za każdym razem, gdy schodzimy z drogi Jezusa, kiedy przestajemy żyć według Jego Ewangelii, mówimy Mu: nie jesteś moim pasterzem. Każdy więc, kto nie idzie za Nim, wypiera się faktu przynależności do Jezusa. Dlatego na przykład pierwsi chrześcijanie bardzo mocno podkreślali fakt, że grzech nie tylko oddziela człowieka od Boga, ale jest też krzywdą zadaną całemu Kościołowi, z którego grzesznik się wyłącza. Przeżywali oni sakrament pokuty jako pojednanie nie tylko z Bogiem, ale również z całym Kościołem.

Warto więc być uważnym – nie wierzyć bezkrytycznie tym wszystkim, którzy chcą nam stworzyć „lepszy świat”. Bo nie dadzą nam tego co ofiarował Jezus: zbawienie i życie wieczne. Warto zaufać Zmartwychwstałemu, bo będzie nas prowadził do swego Ojca.

sobota, 18 kwietnia 2015

Świadkowie Jezusa

  III NIEDZIELA WIELKANOCNA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba.
A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.
Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma.
I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego”.

Łk 24,35-48

KOMENTARZ

 

Dzisiejszy fragment Ewangelii jest dalszą częścią opowieści o uczniach idących do Emaus: oto już pędem wrócili z Emaus i dzielą się z pozostałymi uczniami radością spotkania ze Zmartwychwstałym. Wspólne wspominanie Jezusa, rozmowa o Nim, sprawia, że sam Mistrz staje pośród swoich uczniów – dokładnie tak, jak powiedział: „gdzie dwaj albo trzej są zebrani w Imię moje...” (por. Mt 18,20). Okazuje się, że wspólnota uczniów Jezusa, która zbiera się w Jego imię i celebruje pamiątkę, staje się miejscem spotkania z Panem. I to tak realnego spotkania, że Zmartwychwstały nawet formułuje lekki wyrzut w kierunku tych, którzy wątpią: „czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości się budzą w waszych sercach?” (Łk 24,38).

To pytanie może zadać sobie każdy z nas, bo faktycznie na myśl o tym, że Jezus mógłby naprawdę przed nami stanąć, ogarnia nas lekki niepokój i zmieszanie. Wynika to z tego, że na co dzień nie za bardzo liczymy się z obecnością Jezusa. A kiedy przypominamy  i uświadamiamy sobie, że On jest pośród nas zawsze, choć Go nie widać, to robi nam się nieswojo na myśl o tym, co ten obecny wciąż przy nas Jezus widzi i słyszy.

Dla Jezusa było ważne, żeby po zmartwychwstaniu spotkać się z tymi, którzy towarzyszyli Mu za życia i dobrze wiedzieli o Jego śmierci – żeby mogli rozpoznać Go także jako żyjącego i żeby stali się świadkami Jego zwycięstwa. Ze zwycięstwa Jezusa płynie dla nas wyzwolenie z grzechów i możliwość powrotu do Boga (czyli nawrócenia).

I tu pojawia się zasadniczy temat dzisiejszej Ewangelii: „wy jesteście świadkami tego” (Łk 24,48). Uczniowie Jezusa mają być świadkami tego, co przeżyli, co doświadczyli i w co uwierzyli. I to nie tylko zgromadzeni przy Zmartwychwstałym, ale wszyscy uczniowie Jezusa we wszystkich czasach. Świadek to ten, który nie ugiął się i do samego końca wytrwał przy Bogu. Pierwszym świadkiem w pełnym znaczeniu tego słowa jest sam Jezus Chrystus: On całym swoim życiem, swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem zaświadczył o Prawdzie o Ojcu. I my, uczniowie Jezusa, jesteśmy wezwani do tego, by tak,  jak On być świadkami – Jego Miłości, Jego zwycięstwa, Jego Ewangelii. A świadkami będziemy wtedy, gdy rzeczywiście będziemy żyli tak, jak wierzymy – gdy nie damy się w żaden sposób złamać, zniechęcić, zwieść.

Świat od czasów Jezusa bardzo się zmienił, stał się sprytniejszy i bardziej podstępny. Oczywiście także i dzisiaj giną chrześcijanie z powodu trwania przy Jezusie. Wspomnę tylko o prześladowaniach w Syrii czy na terenie państwa islamskiego. Ale wielu katolików daje się złamać bez przemocy, bez rozlewu krwi: dają się zwieść modzie, dyktatowi tak zwanej „współczesności” i „nowoczesności”, rzekomej „tolerancji”, nie wspominając o złudnych obietnicach „nieba na ziemi” za cenę odrzucenia niemodnej i nienowoczesnej nauki Ewangelii. Ilekroć przychodzi nam pokusa, żeby tak bez walki się poddać i dać sobie narzucić neopogański i hedonistyczno-konsumpcyjny styl życia w miejsce Ewangelicznego – warto pomyśleć o naszych braciach i siostrach, którzy aktualnie są mordowani za wiarę.

Tylko żeby być świadkiem, trzeba mieć o czym świadczyć. Uczniowie z dzisiejszej Ewangelii stali się świadkami Jezusa, bo Go spotkali, bo On ich przemienił, dał im Nowe Życie. Dopóki człowiek tak naprawdę osobiście się nie spotka z Jezusem, nie nawróci się, to nie uwierzy i nie będzie świadkiem, bo o czym ma świadczyć? I tu otwiera się kolejny wielki problem współczesnych, nowoczesnych chrześcijan, którzy są bardzo dalecy od osobowego pojmowania swego chrześcijaństwa – jako spotkania ze Zmartwychwstałym i Żyjącym Chrystusem. Otóż Ci „oświeceni” katolicy pojmują swoje chrześcijaństwo jako zwykłą deklarację i rodzaj światopoglądu. Często można od nich usłyszeć słowa, że wiara to jest ich prywatna sprawa, a przecież św. Paweł powiedział: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do sprawiedliwości, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia. (Rz 10,9-10). Samo przyjęcie Słowa nie wystarczy abyśmy mogli być zbawieni, trzeba nam jeszcze głosić to Słowo tym wszystkim, którzy tego potrzebują.  

sobota, 21 marca 2015

Krzyż odsłania serce Boga

V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi.
A Jezus dał im taką odpowiedź: „Nadeszła godzina, aby został uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec.
Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”.
Wtem rozległ się głos z nieba: „I uwielbiłem, i znowu uwielbię”. Tłum stojący usłyszał to i mówił: „Zagrzmiało!” Inni mówili: „Anioł przemówił do Niego”. Na to rzekł Jezus: „Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie”.To powiedział zaznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć.
J 12,20-33

KOMENTARZ

 

 Droga jaką nas Pan Bóg prowadzi przechodzi od prawa wyrytego w kamieniu do przymierza wypisanego w sercu człowieka. W naszym życiu duchowym ma się dokonać wielka przemiana: od traktowania Boga jako ideału (idola) swego życia, do przyjęcia Go jako największej wartości za którą chce się oddać życie. Ta przemiana jest podobna do procesu, który przechodzi ziarno wrzucone w ziemię. Ziarno obumiera zapuszczając korzenie i wypuszczając pędy, a potem rodząc owoce. Dlaczego nasza wiara w Boga musi przejść od wiary w ideał do wiary w wartość? Dlatego, że za ideały czy za idoli nie oddaje się życia. Idol to ktoś kogo podziwiam i naśladuję, ale ktoś cały czas poza mną. Dopiero kiedy ideał staje się wartością mojego życia, relacja do niego się zmienia. Wartością jest dla mnie to lub ten, kto jest mi tak bliski, że staje się częścią mnie samego i wtedy jesteśmy w stanie poświęcić swe życie. 

W dalszej części omawianego fragmentu Jezus zaznacza jaką śmiercią umrze. W końcowej części wypowiedzi Mistrza pada sugestia, że krzyż będzie objawieniem chwały Ojca, że to objawienie, które dokona się przy Jego śmierci krzyżowej będzie też sądem nad władcą tego świata. Chrystus umierający na krzyżu demaskuje i obala sieć kłamstw szatana i ukazuje prawdę o Bogu. Krzyż Jezusa pokazuje, że Bóg oddał nam wszystko do samego końca, że w swoim Synu dał nam się cały. Chrystus przebity na krzyżu odsłania nam całe wnętrze Boga, w ten sposób nas przekonuje o miłości Ojca, o Jego szczerości i dobroci dla nas.

Krzyż towarzyszy nam każdego dnia. Patrzymy na niego i czynimy go rozpoczynając i kończąc modlitwę. Uczymy się jego znaczenia i mamy go podejmować codziennie. Dzieje się tak wtedy, gdy służymy w imię Jezusa. Widząc Jego oblicze w innych i oddając siebie zawsze doświadczymy trudu i cierpienia. Wtedy będziemy tam, gdzie On. Wtedy On będzie tam, gdzie my. Taka służba to nie abstrakcja, ale codzienność ucznia Jezusa. Cierpliwość i wytrwałość są przy tym nieodzowne. Tak dzieje się w życiu tych, którzy usługują w szpitalach, hospicjach, domach opieki. Tak jest, gdy stajemy się jakby niewidzialni, by On był na pierwszym miejscu. Dobro słów i czynów, od których się odrywamy. Obumieranie siebie, by ważniejszy był owoc, a nie jego twórca. Bo przecież to Bóg jest w nas "sprawcą i chcenia, i działania". 

Krzyż Jezusa jest nie tylko objawieniem chwały Boga, ale również źródłem życia dla nas. Bo tak naprawdę, to my powinniśmy być ukrzyżowani za nasz grzech, ale to Jezus idąc na śmierć krzyżową spłacił za nas dług, oddał się śmierci, żebyśmy my byli wolni i mogli żyć. Tę wolność i to życie otrzymujemy na chrzcie świętym. To podczas chrztu Chrystus zdejmuje z nas dług i spłaca go za nas – samym sobą i swoim życiem. My zaś po to wszystko otrzymaliśmy od naszego Mistrza, żeby tego nie zmarnować. Dlatego tak ważne jest, żebyśmy starali się żyć nieustannie w łasce uświęcającej, byśmy korzystali ze „strumienia wody żywej” jakim jest Eucharystia.

czwartek, 19 marca 2015

Rozmowy nocą

IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Jezus powiedział do Nikodema: „Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne.
Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony.
Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.
A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu”.


KOMENTARZ


Dzisiejsza wypowiedź Jezusa to fragment Jego rozmowy z Nikodemem, który przyszedł do Niego w nocy na rozmowę. Rozmawiali o ważnych sprawach, o życiu i o śmierci. Nikodem nie wszystko rozumiał, a Mistrz cierpliwie tłumaczył. Wielu uważa, że rozmowa Jezusa z Nikodemem jest jakby streszczeniem całej Ewangelii św. Jana, a słowa Mistrza z Nazaretu zapisane w wersie szesnastym i siedemnastym są najważniejszą informacją jaką Jezus nam przyniósł. 

Syn Boży przedstawia Ojca zupełnie inaczej, niż my jesteśmy skłonni sobie Go zazwyczaj wyobrażać. Nie pokazuje Boga gniewnego czy obrażonego, którego trzeba przebłagać krwawą ofiarą. Jezus nie pokazuje Swego Ojca jako sędziego, który z góry wszystko obserwuje i zapisuje nieustannie wszystkie nasze uczynki – złe i dobre – żeby potem karać nas za te złe. Chrystus pokazuje Boga, który kocha człowieka do tego stopnia, że gdy grzeszy, popada w zło, to On w swej miłości daje Swego Syna na świat po to, by wykupić go z grzechu i zbawić. 

Zauważmy, że to wszystko trochę się nie mieści w naszym ludzkim wyobrażeniu i rozumieniu takich relacji. Dla nas bowiem, z ludzkiego punktu widzenia, najbardziej naturalne jest to, że kiedy kogoś obrazimy, to najpierw musimy przeprosić, naprawić krzywdę, a dopiero potem liczyć na przebaczenie. Tymczasem z Bogiem jest dokładnie odwrotnie: to On pierwszy wychodzi do nas, On pierwszy wyciąga rękę i próbuje nas wydobyć z grzęzawiska, w które wpadliśmy. To jest dla nas bardzo trudne – nie tylko do uwierzenia, ale w ogóle do przyjęcia. Bardzo trudno jest nam przyjąć darmowo wyciągniętą rękę. Ciągle jest w nas przekonanie, że za wszystko trzeba płacić i się odwdzięczać. To konsekwencja życia w dzisiejszym świecie zaprzeczającym bezinteresowności. Nasz Ojciec jest zdecydowanie inny od tego świata, On świat miłuje – bo jest Jego dziełem. 

Bóg wszystko stworzył z miłości. Nie dlatego, że się nudził – i zaczął stwarzać dla zabicia czasu czy dla kaprysu, ale z miłości. On umiłował swoje Stworzenie jeszcze zanim je powołał do istnienia, jesteśmy owocem Jego miłości, a ta miłość jest nieodwołalna. Nie przemija nawet wtedy, gdy odwracamy się od Boga. 

Jednak musimy pamiętać, że zły duch nie będzie próżnował, bo nie chce byśmy poznali prawdę o grzechu. A ona jest dość okrutna, otóż grzech może doprowadzić nas do śmierci duchowej. Wybierając nieposłuszeństwo, odrzucamy życie i wydajemy się na własność śmierci. Zatem decyzja o wierności bądź niewierności Bogu, jest to wybór między być albo nie być i to ja sam tę decyzję podejmuję. Tylko wierność Jezusowi i słuchanie Go, daje nam pewność życia wiecznego. A zatem prośmy Ducha Świętego o siły i wytrwanie w dobru i miłości, byśmy byli prawdziwymi dziećmi naszego Ojca.

sobota, 7 marca 2015

Serce wrażliwe – świątynia Boga

III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał się do Jerozolimy. W świątyni napotkał tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie oraz siedzących za stołami bankierów. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze sznurków, powyrzucał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: „Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu Ojca mego targowiska”. Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”.W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: „Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz?” Jezus dał im taką odpowiedź: „Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo”.Powiedzieli do Niego Żydzi: „Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?”On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus.
Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w imię Jego, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zwierzał się im, bo dobrze wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co się kryje w człowieku.

J 2,13-25


KOMENTARZ

 

Dzisiejsze zdarzenie, o którym czytamy w omawianym fragmencie Ewangelii, miało miejsce na samym początku publicznej działalności Jezusa. Wydarzenie w Świątyni w symboliczny sposób zapowiada walkę Naszego Mistrza o oczyszczenie nie tylko domu modlitwy, ale w ogóle kultu, jaki jest składany Bogu. Chrystus domagał się, żeby prawdziwi czciciele Boga oddawali Mu cześć „w Duchu i prawdzie” (J 4,23n). Jezus przyszedł więc między innymi po to, żeby oczyścić i naprawić relacje między ludźmi a Panem Bogiem – żeby przywrócić ludziom prawdziwą religijność. Pobożność bowiem Żydów w czasach Jezusa w większości była pusta i sformalizowana: polegała na zewnętrznym odprawianiu przepisanych rytuałów. Nasz Mistrz niejeden raz toczył spór z żydowskimi elitami właśnie na ten temat: że Bóg oczekuje czegoś więcej niż tylko zewnętrznych, formalnych gestów. Nasz Ojciec pragnie, aby zewnętrzne przejawy religijności wypływały z serca, a nie były tylko zaliczaniem określonych obowiązków.

Zauważmy jak ten problem jest bardzo aktualny wśród nas. Przypatrzmy się naszemu stosunkowi do mszy niedzielnej: poszedłem, zaliczyłem, odstałem swoje w kościele, mam spokój do następnej niedzieli; albo kwestia Sakramentów: rodzice zanieśli mnie do chrztu, potem zaprowadzili do I Komunii. Po kilku latach pojawiłem się na przygotowaniach do Bierzmowania – bo lepiej mieć „papierek” na wypadek gdybym potrzebował ślubu kościelnego.

W każdym razie chciałbym, żebyśmy zrozumieli na czym polega religijność formalna: zaliczam odpowiednie obowiązki religijne, ale nie ma w tym wszystkim prawdziwej głębi. To tak jak z ofiarami w Świątyni: przychodzę raz na jakiś czas, składam ofiarę – daję Bogu to, czego chce – i na pewien czas mam spokój, mogę sobie żyć po swojemu. On dostał, co Mu się według mnie należy i nie powinien dopominać się o więcej. Bo Bóg w swej miłości dał nam wolną wolę i możemy sami decydować jak będziemy wyznawać naszą wiarę. To od nas zależy jak ją będziemy wyznawać, czy będzie tylko na poziomie praktyk, czy też wejdziemy w osobistą więź z Naszym Ojcem.

I właśnie taki formalizm w religijności piętnował Jezus. Oczyszczenie Świątyni jest symbolicznym znakiem walki Jezusa o to, żeby nasza pobożność przestała być czysto formalna, a stała się żywą relacją z Bogiem. My nie mamy o Bogu sobie przypominać – na przykład raz w tygodniu, w niedzielę albo na święta. My mamy nieustannie o Nim pamiętać. Rzecz jest w tym, żebyśmy nawiązali z Bogiem prawdziwą, międzyosobową więź – a nie tylko zaliczali obowiązki religijne. Nasza wierność Bogu – a więc i Jego przykazaniom – ma płynąć z naszej miłości do Boga: nie spełniam przykazań dlatego, że muszę, ale dlatego, że Boga kocham i chcę je spełniać. I właśnie takiego kultu, takiej czci pragnie od nas Bóg: takiej, która polega na codziennym, wytrwałym i ochoczym spełnianiu Jego woli.

A jak się stać Świątynią Boga? No właśnie tak, jak Jezus: przez nieustanną, codzienną pamięć o Ojcu. A wtedy Eucharystia stanie się naszym prawdziwym pokarmem i umocnieniem na wytrwałe dążenie do naszej świętości. Prawdziwe chrześcijaństwo zaczyna się tak naprawdę po wyjściu z kościoła – kiedy trzeba zakasać rękawy i realizować to, czego się w kościele od Jezusa nauczyłem. I właśnie wtedy staję się z wolna Świątynią Boga: gdy Bóg mieszka we mnie na co dzień. I wtedy właśnie mogę liczyć na to, że Nasz Ojciec nie pozwoli swojej Świątyni zniszczyć.