sobota, 9 kwietnia 2016

Prawdziwy Pokarm

III Niedziela Wielkanocna, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

  


Jezus ukazał się znowu nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób: Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: ”Idę łowić ryby”. Odpowiedzieli mu: ”Idziemy i my z tobą”. Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili.
A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: ”Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?”. Odpowiedzieli Mu: ”Nie”. On rzekł do nich: ”Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie”. Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.
Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: ”To jest Pan!”. Szymon Piotr, usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę, był bowiem prawie nagi, i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około dwustu łokci.
A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: ”Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili”. Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: ”Chodźcie, posilcie się!”. Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: ”Kto Ty jesteś?”, bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę.
To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał.
A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?” Odpowiedział Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś baranki moje”. I powtórnie powiedział do niego: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?” Odparł Mu: „Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego: „Paś owce moje”. Powiedział mu po raz trzeci: „Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?” Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: „Czy kochasz Mnie?” I rzekł do Niego: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham”. Rzekł do niego Jezus: „Paś owce moje.
Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz”.
To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: „Pójdź za Mną!”

J 21,1-19


KOMENTARZ

 

Większość z nas, zna doskonale dialog Jezusa z Piotrem kiedy to Chrystus pyta: Czy mnie kochasz? Ja dzisiaj chciałbym zwrócić uwagę na nieco inny aspekt, który wyłania się z dzisiejszej Ewangelii.


Tak sobie myślę, że na pytanie: co jest potrzebne do łowienia ryb? Odpowiedź nie nastręczała by nam zbyt wielu trudności. Oczywiście wędka, sieć – jeśli chcemy złowić więcej, przydaje się jakaś zanęta, łódka też jest pomocna. Tak odpowie wielu z nas. A co jest na przykład potrzebne do pomalowania mieszkania? Rzecz oczywista: mieszkanie, farby, wałek ewentualnie pędzle, drabina, folia żeby przykryć sprzęty. Na tego typu pytania odpowiadamy z punktu widzenia, który ja nazywam „technicznym”: co praktycznie rzecz biorąc jest potrzebne do wykonania danego zadania. To jest myślenie pozytywistyczne, które jest bardzo głęboko w nas zakorzenione. Ono w naszym praktycznym życiu jest bardzo potrzebne i przydatne. Jednak problem pojawia się wtedy, gdy jest to jedyne myślenie, jakie w nas istnieje. Wtedy człowiek zostaje sprowadzony do maszynki, która wykonuje określone czynności. I jedyne czego wtedy potrzebujemy to zaspokoić nasze doczesne potrzeby: jedzenie, picie, mieszkanie, prąd, woda, gaz, ubranie, telefon (najlepiej smartfon), telewizor, samochód, laptop, internet ... Żeby to wszystko mieć, muszę wejść w rytm praca-dom-praca – stać się automatem. W takim myśleniu trochę nie bardzo jest miejsce dla Jezusa. On z technicznego punktu widzenia nic nie wnosi. Jezus nie daje telefonów, telewizorów, pralek, samochodów – więc zostaje na brzegu życia, o ile w ogóle gdziekolwiek Go dopuścimy. A jeśli już Go wprowadzamy w nasze życie, to bardzo często przy bliższym spojrzeniu okazuje się to trochę sztuczne. Niby wiemy, że trzeba o Nim pamiętać, chodzimy do kościoła „bo trzeba”, czasem nawet się pomodlimy „bo trzeba”, ale tak naprawdę nie za bardzo wiemy, czemu „trzeba”.

 
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje takie pozytywistyczne myślenie u uczniów Jezusa: poszli łowić ryby, wzięli wszystko co trzeba – sieć, łódkę... – tylko Jezus został na plaży. Nie ze złej woli Go tam zostawili – po prostu nie wpadło im do głowy pomyśleć o Chrystusie... Z technicznego punktu widzenia mieli wszystko, co trzeba, żeby łowić ryby – tylko że na końcu okazało się, że nic nie złowili... Ich sieci okazały się puste...


Jezus czasem do tego dopuszcza – żebyśmy przeżyli gorycz porażki, zawodu, żebyśmy doświadczyli naszej niemocy. To bowiem nas otwiera, mobilizuje żeby zastanowić się nad wszystkim głębiej. Jezus nawet pomaga w tym zastanowieniu i zadaje ważne pytanie: czy nie macie nic do jedzenia? Pozornie jesteśmy ciągle na płaszczyźnie technicznej – tak to wygląda w tłumaczeniu polskim. Jednak na szczęście można sięgnąć do greki – okazuje się, że pytanie Jezusa jest znacznie głębsze, poddaje się pod wieloraką interpretację. Ja chciałbym dotknąć jednej: Jezus pyta, czy znaleźliśmy prawdziwy pokarm? Czy w naszym pozytywistycznym, technicznym nastawieniu do życia, w naszym całym zabieganiu, całym rytmie praca-dom, czy w tym wszystkim udało nam się odnaleźć prawdziwy pokarm? Czy nasze serca są równie syte, co nasze żołądki?


Zachęcam każdego z Was aby zadać sobie poniższe pytania: czy twoje serce jest najedzone, zaspokojone? Czy posiadając mieszkanie (może dom?), stanowisko, samochód, laptop – czy zdobywając to wszystko zaspokoiłeś swoje serce? A może jest tak, że twoje serce wyje z głodu – tylko ty udajesz, że nie słyszysz tego wycia, bo trzeba by się przyznać przed samym sobą, że pomimo wszystko twoje sieci są puste, że tak naprawdę nic w życiu nie osiągnąłeś – bo serce twoje ciągle trawi niezaspokojony głód, którego nie ukoiło nic z tego, o co tak bardzo w życiu zabiegałeś? Jezus dzisiaj pyta każdego z nas: czy dałeś twemu sercu coś do jedzenia? Tyle wysiłku poniosłeś, żeby nakarmić żołądek – a co dałeś swemu sercu?


Serce nie da się zaspokoić niczym na tym świecie – choćbym zdobył cały świat i wszystko na nim, pozostanie puste jak dziurawa sieć. Tylko w Jezusie ludzkie serce może znaleźć ukojenie – bo On nasze serca stworzył i tylko On wie, czym je napełnić, żeby je ukoić. One są stworzone na obraz i podobieństwo nieskończonego Boga. 


Bracie, Siostro, zrozum to wreszcie – po to Jezus zadaje dziś Tobie pytanie o to, czy masz czym nakarmić swoje serce. Po to właśnie woła z brzegu Twego życia, żebyś wreszcie zastanowił się, czy to, za czym tak pędzisz na co dzień, dało ci zaspokojenie, czy ukoiło palącą tęsknotę twego serca? Zrozum wreszcie, że to wszystko, za czym bezskutecznie pędzisz w życiu, masz za darmo i bez walki w Jezusie. On Ci to wszystko przynosi – wszystko ma przygotowane, bo On wie, co Ci trzeba. Tylko żebyś wreszcie pojął, czego tak naprawdę pragnie twoje serce. U Jezusa nie musisz o nic walczyć, na nic zasłużyć, niczym się wykazać – wystarczy, że po prostu zrozumiesz, przyjdziesz i przyjmiesz. On czeka nieustannie, tam – na brzegu, gdzie Go zostawiłeś, gdy gnałeś w szaleńczym pędzie, by łowić ryby. Na szczęście jeszcze czeka – tylko wreszcie Go zobacz, zrozum że to jest Pan i pozwól, by nakarmił Twoje serce…





sobota, 2 kwietnia 2016

Ostatnia deska ratunku

Niedziela Miłosierdzia, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana.
A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego. 

J 20,19-31

KOMENTARZ


 
W tym jakże ważnym roku jubileuszowym, Roku Miłosierdzia, dzisiejsza II Niedziela Wielkanocna nabiera szczególnego znaczenia. Dlatego w dzisiejszym komentarzu przedstawię pokrótce historię powstania tego święta. 

Święto Miłosierdzia obchodzone jest w pierwszą niedzielę po Wielkanocy, czyli II Niedzielę Wielkanocną, zwaną obecnie Niedzielą Miłosierdzia Bożego. Wpisał je do kalendarza liturgicznego najpierw Franciszek kard. Macharski dla archidiecezji krakowskiej (1985), a potem niektórzy biskupi polscy w swoich diecezjach. Na prośbę Episkopatu Polski Ojciec Święty Jan Paweł II w 1995 roku wprowadził to święto dla wszystkich diecezji w Polsce. W dniu kanonizacji Siostry Faustyny 30 kwietnia 2000 roku Papież ogłosił to święto dla całego Kościoła. 

Inspiracją  dla ustanowienia  tego święta  było pragnienie  Jezusa, które przekazała Siostra Faustyna. Pan Jezus powiedział do niej: Pragnę, ażeby pierwsza niedziela po Wielkanocy była świętem Miłosierdzia (Dz. 299). Pragnę, aby święto Miłosierdzia, było ucieczką i schronieniem dla wszystkich dusz, a szczególnie dla biednych grzeszników. W dniu tym otwarte są wnętrzności miłosierdzia Mego, wylewam całe morze łask na dusze, które się zbliżą do źródła  miłosierdzia  Mojego. Która dusza  przystąpi do spowiedzi i Komunii świętej, dostąpi zupełnego odpuszczenia win i kar. W dniu tym otwarte są wszystkie upusty Boże, przez które płyną łaski (Dz. 699). 

W wielu objawieniach Pan Jezus określił nie tylko miejsce święta w kalendarzu liturgicznym Kościoła, ale także motyw i cel jego ustanowienia, sposób przygotowania i obchodzenia oraz wielkie obietnice. Największą z nich jest łaska „zupełnego odpuszczenia win i kar” związana z Komunią świętą przyjętą w tym dniu po dobrze odprawionej spowiedzi (bez przywiązania do najmniejszego grzechu), w duchu nabożeństwa do Miłosierdzia Bożego, czyli w postawie ufności wobec Boga i czynnej miłości bliźniego. Jest to – jak tłumaczy ks. prof. Ignacy Różycki – łaska większa od odpustu zupełnego. Ten polega bowiem tylko na darowaniu kar doczesnych należnych za popełnione grzechy, ale nie jest nigdy odpuszczeniem samychże win. Najszczególniejsza łaska jest zasadniczo również większa niż łaski sześciu sakramentów z wyjątkiem sakramentu chrztu: albowiem odpuszczenie wszystkich win i kar jest tylko sakramentalną łaską chrztu świętego. W przytoczonych zaś obietnicach Chrystus związał odpuszczenie win i kar z Komunią świętą przyjętą w święto Miłosierdzia, czyli pod tym względem podniósł ją do rzędu „drugiego chrztu”. 

Niech ten czas łaski stanie się okazją dla każdego z nas do zwrócenia ku Chrystusowi, a może okaże naszą ostatnią deską ratunku: Dusze giną mimo Mojej gorzkiej męki. Daję im ostatnią deskę ratunku, to jest święto Miłosierdzia Mojego. Jeżeli nie uwielbią miłosierdzia Mojego, zginą na wieki (Dz. 965).

sobota, 26 marca 2016

Zmartwychwstanie – dzień odrodzenia

Zmartwychwstanie Pańskie, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

  

W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary.
Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.

Łk 24,1-12

KOMENTARZ

  

W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego używa się trzech zestawów czytań mszalnych. Wszystkie one jednak dotyczą tego najważniejszego faktu w Dziejach Zbawienia, kreśląc jedynie rozmaite związane z nim okoliczności i ludzkie przeżycia Świadków tamtych dni.


Zmartwychwstanie Pańskie jest ukoronowaniem całego Misterium Wcielenia. Ku niemu zmierzało całe ziemskie życie Chrystusa od momentu poczęcia w łonie Najświętszej Matki. Przez Ofiarę Krzyża podjętą przez Syna Bożego, przez Jego Śmierć i przez jej przezwyciężenie w Zmartwychwstaniu dokonało się Dzieło Zbawcze, Życie Zwyciężyło Śmierć, Miłość Przemogła Nienawiść, Dobro Starło Zło a przed człowiekiem zapaliło się jasne światło nadziei.


Przeżywając dziś Misterium Zmartwychwstania przypomnijmy sobie dawny obyczaj chrześcijański, z czasów, gdy życie nie było tak zlaicyzowane i sprofanowane. Otóż, gdy kiedyś zasiadano do wielkanocnego stołu po uczestnictwie w nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, musiały iść w zapomnienie niezgody, wzajemne urazy i złości. Dzień Zmartwychwstania Pańskiego musiał być dniem odradzającej się między ludźmi zgody i miłości. Wszyscy musieli zmartwychwstać w miłości i dobroci i to w wymiarach i kategoriach całkiem praktycznych. Inaczej – daremne byłyby wielkotygodniowe dewocje. Warto chyba dziś nawiązać do tego pięknego zwyczaju zmartwychwstawania we wzajemnej życzliwości i miłości, do zmartwychwstawania w chrześcijańskiej kulturze współżycia ludzi na co dzień. Dziś szczególnie tego właśnie nam potrzeba, gdy nawet nieświadomie wyładowujemy przeliczne napięcia w agresji w stosunku do najbliższych, gdy wszystkie utrapienia dzisiejszego życia rozmaite trudności, napięcia i niepowodzenia wyładowujemy na żonie, mężu, dzieciach czy współpracownikach. Niech uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego praktycznie stanie się dla nas dniem odrodzenia w najzwyklejszej zgodzie, miłości i kulturze obcowania godnej wierzących w Chrystusa Zmartwychwstałego.

sobota, 19 marca 2016

Dwa obrazy

VI Niedziela Wielkiego Postu (Niedziela Palmowa), Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

  

Jezus ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.
Gdy przyszedł w pobliże Betfage i Betanii, do góry zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów, mówiąc: „Idźcie do wsi, która jest naprzeciwko, a wchodząc do niej, znajdziecie oślę uwiązane, którego nikt jeszcze nie dosiadł. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego odwiązujecie, tak powiecie: «Pan go potrzebuje»”. Wysłani poszli i znaleźli wszystko tak, jak im powiedział. A gdy odwiązywali oślę, zapytali ich jego właściciele: „Czemu odwiązujecie oślę?” Odpowiedzieli: „Pan go potrzebuje”. I przyprowadzili je do Jezusa, a zarzuciwszy na nie swe płaszcze, wsadzili na nie Jezusa. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zbocza Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno:
„Błogosławiony Król,
który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie
i chwała na wysokościach”.
Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. Odrzekł: „Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.

(Łk 19,28-40)
 (Łk 22,14 - 23,56)

  KOMENTARZ



W Niedzielę Palmową w trakcie Liturgii czyta się dwie Ewangelie: najpierw o wjeździe Jezusa do Jerozolimy, a potem jeszcze czyta się opis Męki i Śmierci Jezusa. Te dwa fragmenty Słowa Bożego zdają się pokazywać kompletnie przeciwstawny obraz Jezusa: wjazd Chrystusa do Jerozolimy wygląda na tryumf, wszyscy (z wyjątkiem paru faryzeuszów) wyglądają na uszczęśliwionych, Nasz Mistrz zdaje się tryumfować – i to dość świadomie, wszak zaplanował swój wjazd: wysłał swoich uczniów po osiołka, przyjmował też ich hołd. Gdy niektórzy faryzeusze zaniepokojeni z powodu możliwych skojarzeń politycznych (w końcu tłum wznosił okrzyki na cześć Króla), próbowali namówić Jezusa, żeby to wszystko powstrzymał, jednak wyraźnie się nie zgodził – dość tajemniczo powiedział, że gdy przestaną wołać ludzie, zaczną wołać kamienie (por. Łk 19,40). Z drugiej zaś strony mamy do czynienia z obrazem Jezusa zdradzonego, wyszydzonego, niewinnie skazanego, umęczonego i ukrzyżowanego. Możliwe, że w naszej świadomości te obrazy kompletnie nie pasują do siebie... 

Tymczasem tak naprawdę oba obrazy dotyczą dokładnie tego samego: Jezus faktycznie obejmuje panowanie. Przybywa do swego miasta – Jerozolimy, który jest celem całej Jego wędrówki, Jego głoszenia Słowa Życia. To tutaj lud wykrzykuje słowa bardzo podobne do tych, które wypowiedzieli Aniołowie przy narodzinach Chrystusa: „pokój w niebie i chwała na wysokościach” (Łk 19,38). Uważny czytelnik może spostrzec, że przy Narodzeniu dokładnie Aniołowie śpiewali: „chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój” (Łk 2,14). Tu natomiast, o dziwo, nie ma wzmianki o pokoju na ziemi. To zaś koresponduje z dziwną wypowiedzią Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, którą zanotował św. Łukasz: „Lecz teraz kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz!” (Łk 22,36). Dziwne: Jezus nigdy nie nawoływał do walki zbrojnej, wręcz dystansował się od takich oczekiwań, a teraz zdaje się zmienił zdanie... 

Rzecz jest jednak nie w tym, że Jezus nawołuje do walki zbrojnej – zaczyna się czas walki duchowej. On pokona za chwilę – na krzyżu – moce ciemności, które władały niepodzielnie ludzkością. Od chwili śmierci krzyżowej Jezusa nasz dług został spłacony – szatan traci do nas prawo. Dla szatana to wielki kłopot – rozpocznie więc walkę o odzyskanie tego, co stracił. Dlatego Jezus wzywa swoich uczniów, by zaopatrzyli się w miecze – a uczniowie nawet Chrystusowi odpowiadają, że mają dwa miecze, na co stwierdza, że to wystarczy. Dwa miecze przeciwko całemu światu? Co ciekawe, gdy w Ogrodzie Oliwnym uczniowie próbują walczyć mieczem, Jezus ich wstrzymuje, a nawet naprawia skutki tej próby (uzdrawia zranione ucho). Wygląda więc na to, że uczniowie nie do końca zrozumieli słów Mistrza. O co więc chodzi z tymi mieczami? 

No właśnie: tak jak walkę zapowiadaną przez Jezusa należy rozumieć duchowo, tak samo duchowo należy rozumieć miecze. Skoro miecze są dwa, to można je wytłumaczyć dwojako. Po pierwsze może chodzić o Ciało i Krew Jezusa, którymi karmimy się w Eucharystii. Ja jednak skłaniałbym się do tłumaczenia, że dwa miecze to dwojaki pokarm pozostawiony przez Jezusa Jego uczniom: pokarm Jego Ciała i Krwi oraz pokarm Jego Słowa. Eucharystia i Słowo – to dwa miecze, które są wystarczające dla nas, uczniów Jezusa, w walce duchowej, którą przychodzi nam toczyć. 

A walkę przyjdzie nam toczyć z pewnością. Świat nie przyjął Chrystusa, wręcz przeciwnie, odrzucił Go jako Króla i Pana. Jezus został odrzucony totalnie: wykpiony, wyszydzony, uznany za bluźniercę i buntownika, umęczony i ukrzyżowany jak najgorszy złoczyńca. I faktycznie z punktu widzenia tego świata Jezus jest najgorszym złoczyńcą – bo odbiera temu światu monopol na panowanie nad nami. Świat nienawidzi Naszego Mistrza bo obnaża kłamstwo tej rzeczywistości i tego, który uzurpuje sobie władzę nad nami. I ta walka trwa do dzisiaj, bo okazuje się, że najgorszymi przestępcami nie są mordercy, złodzieje ale ci, którzy obnażają kłamstwa tego świata. Bo nasza doczesna rzeczywistość jest właśnie zbudowana na kłamstwie. Jezus zaś budzi w człowieku to, co duchowe – pokazuje nam, że można więcej. To Chrystus ujawnia, że można być wolnym, nie trzeba się dopasowywać do tej rzeczywistości, że można się sprzeciwić temu, jaki jest ten świat. On sam tak żył: nie był taki sam, jak wszyscy wokół i nie przyjmował wzorców tego świata. Dla Niego jedynym wzorem był Ojciec – i tego samego starał się nauczyć nas. Dla naszego Mistrza było to tak ważne, że oddał za to wszystko: swój honor (bo został wykpiony i wyszydzony), swoje Ciało (bo zostało poddane torturom i zniewagom) i swoje życie (bo umarł na krzyżu). W ten sposób zwyciężył: światu nie udało się zmusić Go, by stał się taki, jak świat wokół Niego.

Krzyż Jezusa jest miejscem Jego tryumfu – wjazd do Jerozolimy i ukrzyżowanie to dwa obrazy pokazujące tryumf Jezusa! On wygrał – świat przegrał. Odrzucając Chrystusa świat potwierdził swoją przynależność do śmierci. A każdy z nas staje teraz przed wyborem. Nasz Pan i Zbawiciel daje nam wolną wolę i kładzie przed nami życie i śmierć (por. Pwt 30,19–20). Wybór jest pozornie łatwy, bo przecież każdy chce żyć. Ale życie z Jezusem nie będzie łatwe, bo będziemy mieli udział w Jego losie i to w całości: jeśli Jego świat odrzucił, to i nas odrzuci. Będziemy wykpieni, niezrozumiani, wyśmiani itd. itp. Może na razie jeszcze nikt nas nie zabije tu, w Europie, ale kto wie co będzie za parę lat, wszak islam już puka... Chrześcijaństwo naprawdę nie jest dla tych, którzy szukają spokojnego i bezproblemowego (w rozumieniu tej rzeczywistości) życia. Jest dla tych, którzy potrafią się jasno opowiedzieć – niech wasza mowa będzie tak, tak – nie, nie... Jeśli więc ktoś chce się układać z tym światem, chce grać na dwie strony, to będzie rozczarowany: Jezus coś wspominał o służeniu dwom panom... W naszym życiu może być tylko jeden pan: albo ukrzyżowany Król-Zwycięzca, albo pan tego świata. Wydaje się, że Ukrzyżowany nie jest zbyt atrakcyjną perspektywą. Ten zaś świat kusi dość jaskrawymi ofertami, które na pierwszy rzut oka przebijają Krzyż... Niemniej jednak prawda jest inna: to właśnie Krzyż prowadzi w istocie rzeczy do życia, oferta tego świata jest zaś ofertą śmierci, tyle że ładnie opakowaną. Na trzeci dzień się o tym przekonamy...

sobota, 12 marca 2016

Pochwycony przez Chrystusa

V Niedziela Wielkiego Postu, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 


Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: ”Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?”. Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: ”Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: ”Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”. A ona odrzekła: ”Nikt, Panie!”. Rzekł do niej Jezus: ”I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz”.

J 8,1-11

KOMENTARZ

 

Jesteśmy ludźmi w drodze, w drodze od narodzenia, poprzez śmierć, do wieczności. Nie jesteśmy na niej sami, nie wzięliśmy się z nikąd. Nasze istnienie jest dziełem Boga. Dziełem Boga i Jego darem jest nasza rozumność i wolność. Człowiek sam, swoim wolnym i niewłaściwym wyborem określił się w świecie i skazał na niedostatki i bóle swą ziemską kondycję. Bóg jednak i wtedy nie pozostawił go jego własnym siłom i ograniczonym możliwościom. Wchodził z nim w przymierze aż do Ofiary Swego Syna włącznie, Ofiary, która – jedyna – mogła przezwyciężyć ten pierwszy niewłaściwy wybór i wszystkie jego konsekwencje – grzechy wszystkich ludów i czasów.

Chrystus nie tylko przezwyciężył grzech i śmierć, lecz także wskazał człowiekowi drogę: wartości – dobra, które trzeba wybierać, by iść za Nim i Jemu dawać świadectwo.

Nie jest to droga łatwa. Człowiek, wybierając ją, jest skazany na olbrzymi wysiłek i doznawanie raz po raz porażki, bo wymagania Ewangelii są wysokie. Nie jest to najważniejsze, że się upada, ważne jest, że się powstaje i nie porzuca tej drogi. Na drodze tej zresztą nie jesteśmy sami. Towarzyszy nam Chrystus. On wspomaga i podnosi, nawet z najgłębszych upadków. On jest gwarantem nadziei i mocy.

 Bardzo często zarzucało się i zarzuca Kościołowi, a ściślej – duchownym i świeckim ludziom identyfikującym się z Kościołem, że ich życie jest tak pełne grzechu i niedoskonałości. Zarzuty te są formułowane przez ludzi, którzy wybrali łatwiejszy model życia i postępowania, rezygnując z wysokich ideałów, opacznie interpretując prawo naturalne. Odpowiedź na te zarzuty jest jedna: wcale nie twierdzimy, że Kościół tu na ziemi jest doskonały, że wśród jego ludzi jest mniej grzechu i niedoskonałości niż wśród innych. Wręcz przeciwnie – chrześcijanin naprawdę wierzący w Chrystusa – widzi całą swą znikomość, słabość i całą swą nikczemność, przeżywa cały dramat niedostawania życiem do Ewangelii, wszelako nie rezygnuje z wysiłku, nie odrzuca Jej. Ciągle na nowo powstaje, ciągle oddziela ziarno od plew, wierząc, że jest – jak powiada św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu – „pochwycony przez Chrystusa”.

Każdemu z nas potrzebne jest uświadomienie sobie uzdrawiającego spojrzenia Jezusa, który mówi do nas: „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. W tym Roku Miłosierdzia szczególnie te słowa mają specjalny wydźwięk, niech będą okazją do zweryfikowania naszych postaw względem Naszego Mistrza, naszych bliskich, a nade wszystko samego siebie.

sobota, 5 marca 2016

Studium grzechu

IV Niedziela Wielkiego Postu, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 



W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi".
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
"Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: »Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada«. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie.
A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy zastanowił się i rzekł: »Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników«. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca.
A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: »Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem«.
Lecz ojciec rzekł do swoich sług: »Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się«. I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: »Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego«.
Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: »Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę«.
Lecz on mu odpowiedział: »Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się«".

Łk 15,1-3.11-32

KOMENTARZ



Warto zwrócić uwagę w dzisiejszej przypowieści na wspaniałe studium grzechu, jakie dokonuje Jezus opisując losy młodszego syna. Otóż prawo dopuszczało, by ojciec jeszcze za życia rozdzielił majątek między swoich synów, ale uważano za głęboki nietakt, gdy syn sam się tego domagał. Niby nic – niby to tylko zwyczaj, niemniej pewna granica została już przekroczona. Jak się za chwilę okaże, złamanie jednej bariery pociągnie za sobą kolejne. Otóż syn decyduje się wystąpić już nie przeciwko zwyczajowi, ale wprost przeciwko prawu: spienięża swoją część majątku. Jakkolwiek prawo pozwalało na podział majątku za życia ojca, to jednak synowie nie mogli nic z niego sprzedawać, póki ojciec nie umarł. Dalej syn występuje przeciwko dwom najbardziej podstawowym wspólnotom: opuszcza dom rodzinny i porzuca swoją ojczyznę, wyjeżdżając „w dalekie strony”. I teraz zaczynają się konsekwencje jego działania – kiedy człowiek już faktycznie odszedł od wszystkiego, co mogłoby dla niego być oparciem, staje się igraszką zła. Ulega on namiętnościom, zachciankom – bezsensownie roztrwania majątek. To doprowadza go do jeszcze większego zniewolenia: staje się sługą, niewolnikiem obcego człowieka i musi wykonywać jego upokarzające rozkazy. Z syna, dziedzica majątku, staje się żebrakiem, który musi się podporządkować i robić, co mu każą. Wreszcie okazuje się, że los świń – zwierząt nieczystych i przez Żydów pogardzanych – staje się lepszy niż los młodszego syna. Tym samym – w oczach przeciętnego Żyda – młodszy syn utracił resztki ludzkiej godności, człowieczeństwa... 

I tak właśnie działa zło: małymi kroczkami. Najpierw zdaje nam się, że łamiemy jakąś niewinną barierę i że to nikomu nie przyniesie szkody. Ale okazuje się, że takie przekraczanie – niby niczego – oswaja nas z mentalnością wiarołomnego. Niewierność przestaje być dla nas czymś nie do pomyślenia – staje się czymś zwykłym i oczywistym. Zobaczmy jak to działa w praktyce naszego życia, być może kiedyś uważaliśmy, że kłamstwo jest czymś okropnym. Ale raz, drugi się zdarzyło – a potem już jakoś poszło... I teraz chwytamy się tego przy każdej okazji jako najłatwiejszego wyjścia. Podobnie jest z przeklinaniem czy małymi oszustwami. Najpierw następuje oswojenie człowieka, a potem idzie już lawinowo: od niewinnych rzeczy człowiek przechodzi do coraz poważniejszych, aż dokonuje się odwrócenie się od Boga. I o to właśnie złu chodzi: gdy człowiek zerwie więź z Bogiem, zło może zrobić z człowiekiem, co zechce. My nie jesteśmy mądrzejsi, ani sprytniejsi od zła – ono nas przewyższa inteligencją, sprytem, mądrością itd. Jeśli nie oprzemy się na Bogu, nie mamy żadnych szans oprzeć się złu. No i ono – gdy już oderwiemy się od Naszego Ojca – systematycznie pozbawia nas wszystkiego, aż do całkowitego upadku i utraty tego, co czyni nas ludźmi. 

Warto zdawać sobie sprawę z tej drogi – żeby na nią nie wchodzić. Jezus nie tylko wskazuje czego się strzec, ale pokazuje także, że nawet jak już to się wszystko z nami stanie, to Bóg jednak z nas nie rezygnuje. To jest wielka prawda: Bóg nigdy nami się nie zniechęca, nigdy nie przestaje na nas czekać i o nas walczyć. Jest gotowy zawsze przyjąć nas z powrotem. Warunkiem jest całkowita przemiana serca (o tym pisałem tydzień temu) i powrót do Ojca. A to jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek przeprowadzi jakąkolwiek poważną refleksję nad sobą: bieda jest wtedy, gdy człowiek brnie w zło głową naprzód i nawet nie stać go na to, by zastanowić się, co się z nim dzieje. Jezus, mówiąc o procesie zastanawiania się młodszego syna, używa dosłownie zwrotu „wszedł w siebie”. Uważam to za ważne sformułowanie: młodszy syn wreszcie spojrzał na siebie i dostrzegł winę w sobie, poznał w sobie swój grzech. To ważna rzecz, bo my zazwyczaj winimy za naszą sytuację wszystkich dookoła – z Panem Bogiem włącznie – tylko nie siebie i nie swoje własne decyzje i wybory. Decydujemy się żyć i postępować, jakby Boga nie było, a potem oczywiście to Bóg jest winny, że nasze życie jest jakie jest. 

Myślę, że Wielki Post to dobry czas, żeby wreszcie przestać przypisywać całą winę wszystkim wokół i wejść wreszcie w siebie – przyjrzeć się sobie i swoim dotychczasowym decyzjom, wyborom i zachowaniom. I zastanowić się nad nimi i określić jak wpływają na moje obecne życie – może to właśnie z ich powodu jest takie jakie jest, może to wcale nie jest wina Pana Boga...