sobota, 28 lutego 2015

Referencje Jezusa

II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.
Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.
I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”. I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.
A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.


(Mk 9,2-10)


KOMENTARZ

 

Dzisiejsza Ewangelia wg świętego Marka daje takie swoiste „referencje” dla Jezusa. Zauważmy, że świadectwo o Nim składają Mojżesz i Eliasz – postacie, które symbolizują wszystkie mesjańskie zapowiedzi Starego Testamentu. Skoro więc oni rozmawiają z Mistrzem, to znaczy, że na Jezusie spełniają się ich zapowiedzi – że Syn Boży jest zapowiadanym w Starym Testamencie Mesjaszem.

Jednak nie wystarczy zauważyć, że Jezus spełnia te zapowiedzi. Święty Piotr dalej nie za bardzo wie, kim naprawdę jest Jego Mistrz: chce budować namioty dla Jezusa, Mojżesza i Eliasza, a więc umieszcza Swego Nauczyciela na równi z Prorokami Starego Testamentu. Jezus spełnia zapowiedzi starotestamentalne, ale jest w oczach Piotra człowiekiem – wybitnym jak Prorocy, ale wciąż człowiekiem. 

Dlatego potrzebny jest obłok i głos, który oznajmia, kim jest Jezus w swej istocie. Choć uczniowie dostali już pewną wskazówkę – jasność bijącą od Mistrza, która przewyższa wszelkie dzieła ludzkie (jak żaden folusznik na ziemi wybielić nie zdoła... – to właśnie znaczy, że jasność bijąca od Jezusa jest „nie z tego świata”) – jednak nie w pełni tę wskazówkę zrozumieli. Rozwiewa ich wątpliwości Ktoś nieskończenie większy od Proroków – obłok jest znakiem obecności samego Boga, który daje świadectwo o swoim Synu i wzywa do słuchania Go. 

W tym kontekście wezwanie Ojca do słuchania Syna oznacza po prostu pójście za Jezusem Jego drogą, a jest to droga wierności aż po krzyż. Tutaj z kolei warto zwrócić uwagę na początek dzisiejszej Ewangelii, gdzie mowa jest, że Jezus „wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana”. Tych samych uczniów Nauczyciel wziął też na inną górę, Górę Oliwną (por. Mk 14,33). Okazuje się w ten sposób, że słuchanie Jezusa, to pójście za Nim nie tylko na górę chwały, ale również na górę konania. Nie sztuka być uczniem Jezusa, gdy wszystko jest dobrze i gdy to nic nie kosztuje – sztuka wytrwać przy Nim wtedy, gdy robi się ciężko, gdy trzeba pokonać własną słabość, oschłość, zniechęcenie... Marny to uczeń, który nie jest w stanie wytrwać przy Swym Mistrzu, wtedy gdy są trudności… 

Dlatego właśnie potrzebne nam jest wychodzenie od czasu do czasu z Jezusem na górę Przemienienia. Zwykle to wydarzenie interpretuje się właśnie w taki sposób: że Syn Boży chciał umocnić wiarę swoich uczniów przed zbliżającą się Jego Męką, żeby wytrwali przy Nim w chwili próby. Zdaje się jednak, że uczniowie nie do końca pojęli lekcję, jakiej Jezus im udzielił. Pewnie właśnie dlatego Chrystus schodząc z góry Przemienienia zabronił uczniom mówić o tym wydarzeniu, dopóki nie zmartwychwstanie – czyli dopóki nie poznają pełni prawdy o Nim i dopóki to wszystko nie poukłada im się w głowach. 

Po zmartwychwstaniu bowiem Jezus jest już ostatecznie przemieniony – Zmartwychwstały zasiadł po prawicy Ojca, wszedł do swojej chwały. My zaś mamy nadzieję, że krocząc przez życie Jego drogą dojdziemy do momentu, kiedy ujrzymy Go twarzą w twarz i na wieki będziemy radować się oglądaniem pełni Jego chwały – kiedy rzeczywiście zamieszkamy już na zawsze w Domu, przygotowanym nam przez Jezusa. To nie my – jak błędnie myślał święty Piotr – mamy przygotować namiot naszemu Mistrzowi, to On przygotowuje namiot nam. W tym namiocie, zbudowanym dla nas przez Jezusa, naprawdę zamieszkamy razem z Ojcem – już nie pod postacią znaków, ale naprawdę z Bogiem żywym i prawdziwym, jak niegdyś Adam mieszkał i przechadzał się z Nim w raju. 

Wielki Post jawi się nam jako zaproszenie, byśmy razem z Jezusem poszli na górę Przemienienia – tym razem jednak chodzi o naszą przemianę. Wchodząc na górę zawsze bierze się tylko to, co potrzebne – cała reszta zostaje gdzieś w dole. Dlatego właśnie w Wielkim Poście jesteśmy wezwani, żeby zostawić na boku sprawy nieistotne, żeby odsunąć od siebie to, co nam Jezusa przesłania i przeszkadza Go słuchać. Jesteśmy wezwani, żebyśmy wyszli ponad zwyczajną codzienność i przeszli na nowo drogę poznawania Naszego Mistrza, żebyśmy przeszli drogę wiary, przemyśleli i zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi. To jest właśnie przemiana, do której wzywa nas Jezus: by nasza wiara stała się głębsza, byśmy z większym przekonaniem, świadomością i zapałem szli Jego drogą. Żeby Jego droga stała się naszą drogą, by dzięki temu na końcu Jego chwała stała się naszą chwałą.

sobota, 21 lutego 2015

Pustynia Serca

I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

  

 

Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana. Żył tam wśród zwierząt, aniołowie zaś Mu usługiwali.
Po uwięzieniu Jana przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.


Mk 1,12-15

 

KOMENTARZ


 
Kiedyś, przez pierwsze kilka wieków chrześcijaństwa, Wielki Post kształtował się w kontekście przygotowania do chrztu. Były to czasy, kiedy chrzczono z zasady dorosłych – dzieci z rzadka, czyli zupełnie odwrotnie niż teraz. W owych czasach chrztu udzielano zasadniczo raz w roku: na Wielkanoc, aby podkreślić w ten sposób ścisły związek tego, co z człowiekiem dzieje się podczas chrztu ze zwycięstwem Chrystusa. Sedno sprawy jest w tym, że chrzest włącza nas w to zwycięstwo – więc faktycznie wigilia Niedzieli Zmartwychwstania jest najlepszym czasem na udzielanie chrztu. Przygotowanie trwało wówczas nawet i trzy lata, podczas których kandydat musiał nie tylko nauczyć się tego co trzeba wiedzieć o chrześcijaństwie, ale również udowodnić, że potrafi żyć jak chrześcijanin. Zwieńczeniem tego trzyletniego okresu przygotowania był Wielki Post – dla tych, którzy w danym roku chrzest mieli przyjąć. Dla ochrzczonych był czasem przypominania sobie, że się jest włączonym w chrześcijaństwo i uświadamiania sobie tego na nowo, co z tego faktu wynika. 

Dzisiejsza Ewangelia mówi o kuszeniu Jezusa na pustyni. To wydarzenie było bezpośrednio poprzedzone przez chrzest Jezusa w Jordanie. Dostrzegamy w dzisiejszym fragmencie Ewangelii posłuszeństwo Jezusa Duchowi Świętemu. I to jest rzecz, którą mamy robić przede wszystkim jako ochrzczeni: wsłuchiwać się w głos Boga i wypełniać to, co słyszymy. W momencie chrztu na każdego z nas zstąpił Duch Święty, zamieszkał w naszym sercu i od tamtej pory mówi do nas. Naszym zadaniem jest tego głosu odkrywać i słuchać. 

Niestety z drugiej strony dociera też głos kuszącego nas do złego. To też pokazuje dzisiejsza Ewangelia: Jezus jest dziś jakby rozpięty między tym co mówi Duch Święty a kuszącym Go szatanem. Niestety nam jakoś łatwiej usłyszeć kusiciela niż Boga. Mamy nawet sporą tendencję do usprawiedliwiania się: że właściwie to nie do końca moja wina, że zgrzeszyłem, no bo przecież diabeł mnie zwiódł... Tyle tylko, że my nie jesteśmy całkowicie wydani w ręce szatana. Mamy w sobie Ducha Świętego, który może nam pomóc. To od nas zależy, na który głos będziemy zwracać baczniejszą uwagę i którego posłuchamy. Jezus pokazuje, że da się odwrócić od pokusy i dochować wierności Duchowi, który w nas mieszka. 

I to jest dokładnie to, co my – chrześcijanie – mamy robić, czego uczy nas dzisiaj Jezus: mamy całe życie odwracać się plecami do zła, a zwracać się ku Bogu, ku dobru. To jest to, do czego wzywa Jezus: nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię. I o tym mamy sobie przypomnieć właśnie teraz, w czasie Wielkiego Postu.

W ten sposób dotykamy sensu naszych wielkopostnych postanowień: żebyśmy nazwali po imieniu zło, które konkretnie nam zagraża i od którego powinniśmy się odwrócić i to odwrócenie się w Wielkim Poście zrealizować. Nie chodzi o to, żebyśmy się spinali, zaciskali zęby i wytrzymali do Wielkanocy, a potem odetchnęli i dali sobie spokój. Jeśli tak do tego będziemy podchodzić, to lepiej od razu zrezygnować – szkoda zachodu, bo i tak nic z tego nie będzie. Cała rzecz polega na tym żeby coś z tego pozostało w nas i owocowało w naszym życiu duchowym. Niech ten czas Wielkiego Postu będzie taką swoistą szkołą życia duchowego, który zaowocuje przylgnięciem do Zmartwychwstałego Jezusa.

sobota, 31 stycznia 2015

Złudne Kłamstwa

IV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.


(Mk 1,21-28)

 KOMENTARZ



W Ewangeliach znajdziemy kilka scen egzorcyzmów, podczas których Jezus wypędza złe duchy z ludzi. W każdej z tych scen występuje rzecz charakterystyczna: Nasz Mistrz nigdy nie wchodzi w dialog ze złym duchem. Jakkolwiek demony próbują Jezusa podejść, na przykład ujawniając swoją wiedzę na temat tożsamości Zbawiciela, tak jak w dzisiejszej Ewangelii, to On nigdy nie daje się wciągnąć w żaden dialog, rozmowę, w żadne relacje ze złem. Wiedział bowiem, że zła nie da się zaprząc do czynienia dobra. 

Niestety nie osiągniemy dobra za pomocą zła. Powód jest bardzo prosty i oczywisty: zło samo w sobie jest złe. A zatem skoro tak jest, to jak może stać się źródłem dobra? Ono nie ma poczucia humoru, nie ma poczucia wdzięczności, nie zna żadnych sentymentów, za to perfekcyjnie potrafi nas zniewalać. Jednak bardzo często ulegamy temu złudzeniu. Kłamiemy dla uzyskania dobra w jakieś sytuacji, sprawie. Dopuszczamy się nieuczciwości i oszustwa, bo wtedy zarobimy nieco więcej, a robimy to przecież dla dobra naszej rodziny. I tutaj możemy przytaczać wiele jeszcze innych podobnych przykładów. Uparcie wierzymy, że tym środkiem uzyskamy dobro. 

Ulegamy także innej pokusie, że jesteśmy w stanie „kontrolować zło” i wydaje nam się, że w każdej chwili możemy zaprzestać złego działania. Przeklinam, piję, ale gdybym chciał, to bym przestał, tylko tego nie chcę. Zdaje nam się, że wszystko kontrolujemy. Jednak gdy dopuszczamy się zła, to tak naprawdę szatan ma nad nami władzę, a nie my. 

Jezus dzisiaj swoim zachowaniem obnaża te szatańskie kłamstwa, które są obliczone na zniewolenie nas. Dlaczego zły duch stara się nas okłamać? Dlaczego zależy mu na tym, żebyśmy wierzyli w kłamstwa? Bo wtedy kierujemy się w złą stronę – tam, gdzie jest pustka i wieczne niespełnienie. A Nasz Ojciec stworzył nas wolnymi – żebyśmy mogli doświadczać Jego miłości. Oto właśnie w kłamstwie chodzi: żeby odebrać nam wolność, a co za tym idzie – zdolność do miłości. 

Dzisiaj zaś naprzeciwko kłamstw złego ducha staje Jezus ze słowem pełnym mocy – tak mocnym, że aż budziło podziw i zdumienie u słuchaczy. Słowa Jezusa, w przeciwieństwie do kłamliwych i zwodniczych słów złego ducha, są tak konkretne, że aż sprawiają to, o czym mówią. Bo Zbawiciel ma słowa Prawdy, które nas wyzwalają, uwalniają od mocy ojca kłamstwa. 

Stają więc dziś przed nami dwie katechezy: kłamliwa i obłudna złego ducha oraz pełna prawdy i mocy Jezusa. Znamienne jest, że nam wciąż łatwiej uwierzyć w to co mówi ojciec kłamstwa, niż w naukę Naszego Mistrza. Cóż zaś właściwie zrobił szatan, by się wylegitymować i uwierzytelnić? Zupełnie nic. Tak naprawdę za każdym razem, gdy uwierzymy w któryś element filozofii złego ducha – czyli w któreś z kłamstw, o których pisałem wyżej – to zawsze na koniec budzimy się z ręką w nocniku. A jednak wciąż w te kłamstwa wierzymy!

Może więc czas już pójść po rozum do głowy i wreszcie przestać wierzyć kłamcy, który chce dla nas wiecznego nieszczęścia, a zacząć wierzyć Temu, który jest prawdomówny i którego słowa niosą prawdę? Przypatrzmy się Jezusowi, który ucina wszelki dialog z szatanem, nie wchodzi z nim w dyskusję. Niech to będzie dla nas wzór do walki duchowej.

sobota, 24 stycznia 2015

Jezus – odkrywca naszej szarej codzienności

III NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

 Gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Mk 1,14-20

KOMENTARZ



Dzisiejsza Ewangelia jest niejako kontynuacją zeszłotygodniowej mówiącej o powołaniu Apostołów. Zauważmy, że Jezus przychodzi do nich podczas wykonywania zwykłych, codziennych czynności związanych z ich pracą. Nie przychodzi do nich w jakimś uroczystym dniu, ale spotyka się z nimi i powołuje ich w zwykłej szarej codzienności. Nie inaczej przychodzi Jezus do każdego z nas. 

Tylko, że trudno nam jest Go spotkać w naszej prozie życia. W gruncie rzeczy, to zazwyczaj jesteśmy ową szarą codziennością znużeni i znudzeni. Mamy do niej trochę fatalistyczne podejście: no tak musi być, takie życie, jakoś to trzeba pchać do przodu... Mało tego: nawet nieraz uważamy ową prozę dnia codziennego za zabójczą, na przykład dla miłości – nie raz spotkałem się z poglądem, że pięknie to jest wtedy, gdy ludzie są zakochani, a po ślubie, gdy przychodzą jednostajne dni, to miłość często umiera przywalona ową szarością. I tu, w odpowiedzi na ten nasz fatalizm i nasze znużenie zwykłym życiem, pojawia się Jezus. Jezus wszedł w codzienność Szymona i Andrzeja oraz Jakuba i Jana i przemienił ją w taki sposób, że już nigdy więcej nie była szara, stali się nowymi ludźmi. Otóż właśnie Jezus ma moc przemieniania naszej prozy życia, zdejmowania z niej szarości. 

W Jezusie odkrywamy, że celem i sensem naszej codzienności nie jest tylko przetrwanie – do pierwszego, do kolejnej wypłaty, do kolejnego zasiłku, do kolejnej emerytury... Jezus pokazuje cel nieskończenie większy: tym celem jest nasze Zbawienie. Zauważmy, że Jezus rozpoczął swoje nauczanie od wezwania: „przybliżyło się do was Królestwo Boże” (Mk 1,15). Okazuje się, że nasza codzienność, jeśli wprowadzimy w nią Jezusa, staje się z jednej strony drogą do Królestwa, a z drugiej strony miejscem doświadczania przedsmaku naszego Zbawienia. A to jest spełnieniem wszystkiego o czym człowiek może marzyć, czego człowiek może pragnąć i potrzebować. To w Królestwie Bożym znajdziemy zaspokojenie wszystkich naszych tęsknot i pragnień. Tam już nic nie będzie nam brakowało do szczęścia i nigdy go nie stracimy. Paradoksalnie, drogą do owej pełni niewyczerpanego szczęścia jest nasza szara, zwykła codzienność, o ile wprowadzimy w nią Jezusa. 

Jezus jest obecny w naszej codzienności, jeśli o Nim zawsze pamiętamy. Jeśli każdego dnia na nowo się nawracamy – a to oznacza sprawdzanie każdego dnia na nowo, czy aby nie zeszliśmy z właściwego kursu? Czy nie zboczyliśmy z drogi do celu i czy w ogóle przypadkiem nie straciliśmy celu z oczu? Codzienne nawracanie polega na ciągłym korygowaniu drogi, jaką idziemy przez życie. Trzeba nieustannie przykładać swoje życie do Ewangelii. Wszystko to razem wzięte powoduje, że Jezus staje się obecny w naszej codzienności i zdejmuje z niej szarość: zwykłe, proste czynności, wykonywane z Jezusem i dla Niego, stają się nagle cegiełkami, z których budujemy Królestwo już tutaj i teraz – Królestwo, które Jezus zaczął budować ponad 2000 lat temu w Galilei, gdy zaczął gromadzić uczniów i głosić im Ewangelię. 

Dzisiaj możemy się przyjrzeć swojemu życiu i zastanowić się nad jego sensem, bo może utraciliśmy kierunek naszej drogi. Potrzebujemy wprowadzić Jezusa w naszą prozę życia, żeby On nadał cel i sens naszym codziennym wysiłkom i staraniom, żeby zdjął z tego wszystkiego szarość i poprowadził nas do swego Królestwa. 

Jest jeszcze jedna kwestia warta zastanowienia: czy mi w ogóle na Królestwie Jezusa zależy? Czy ja w ogóle rozumiem, co to jest takiego? Dla Szymona, Andrzeja, Jakuba i Jana było to coś tak ważnego, że NATYCHMIAST zostawili wszystko – sieci, łodzie, najemników, firmę, rodziny – i poszli za Jezusem. Zdaje się niestety, że my dziś myślimy dokładnie odwrotnie: wszystko jest ważne – rodziny, praca, firmy, majątek, dom, ogródek, telewizor, samochód i nie wiadomo co jeszcze – a dopiero na końcu Jezus. I w ten sposób tracimy z naszych oczu główny cel, bo telewizor się nam popsuje, samochód nam ukradną, mąż umrze albo ktoś z rodziny i nagle życie traci sens. Opieramy nasze pragnienia na czymś przemijającym zamiast je oprzeć na Jezusie, który jest Pewnością, bo daje nam życie wieczne.  

piątek, 16 stycznia 2015

Oto Baranek Boży

II NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 



Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”
Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza”, to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”, to znaczy: Piotr.

J 1,35-42

KOMENTARZ



Naprawdę niezwykła treść musi kryć się za stwierdzeniem „oto Baranek Boży”, skoro uczniowie Jana Chrzciciela bez wahania zostawili swojego mistrza i poszli za Tym, który został w ten sposób nazwany. Te słowa słyszymy podczas każdej Mszy Świętej, kiedy to kapłan unosi Ciało Pana. Komunia, zgodnie ze znaczeniem tego słowa, to wejście we wspólnotę z Jezusem – uczniowie, którzy poszli za Mesjaszem usłyszawszy wypowiedź Jana Chrzciciela weszli właśnie we wspólnotę życia z Nim. Zatem słowa Proroka Jana – „oto Baranek Boży” – niosą ze sobą informację tak niezwykłej wagi, że konsekwencją przyjęcia owej informacji jest wejście w komunię z Jezusem. 

Zwróćmy jeszcze uwagę na nasze podejście do przyjmowania Komunii Świętej. Warto przez analogię zrozumieć, jakie powinny być praktyczne konsekwencje przystępowania do Komunii – a wielu nie zdaje sobie z tych konsekwencji sprawy. Sporo chrześcijan przystępuje do spożycia Ciała Pana w sposób mechaniczny, traktując ten moment jako pewnego rodzaju niezbędny obrzęd Mszy Świętej. Tymczasem świadome przystępowanie do Komunii Świętej winno skutkować – jako się rzekło – wspólnotą życia z Jezusem, tak jak w przypadku dzisiejszych dwóch uczniów Jana. Ich życie stało się nierozerwalnie związane z życiem Jezusa, los Chrystusa stał się ich losem. I to samo powinno dziać się z nami: życie Jezusa powinno stać się naszym życiem. Chrześcijanin to ktoś, kto żyje tak, jakby Mistrz żył na jego miejscu. My, katolicy, powinniśmy nieustannie zadawać sobie pytanie: co zrobiłby Jezus, gdyby był na moim miejscu? Jak by postąpił, jak by się zachował? Im lepiej naśladujemy Chrystusa, tym lepszymi jesteśmy chrześcijanami. 

Celem zaś naszego życia jest zbawienie. To jest właśnie zasadnicza treść określenia „oto Baranek Boży”: oto Ten, który przynosi zbawienie. Jezus przychodząc na świat, bierze na swe ramiona nasz grzech i uwalnia nas od zła i jego konsekwencji, przywraca nam wolność oraz wszystko, co w wyniku zła utraciliśmy. To przynosi Jezus i dlatego On jest Barankiem Bożym. I dlatego właśnie uczniowie Jana usłyszawszy, że to jest Ten, który przynosi zbawienie, natychmiast, bez wahania i bez zastanowienia poszli za Jezusem, bo nie ma na świecie czegoś tak ważnego, jak zbawienie. 

Kiedyś wyczytałem taką myśl kardynała Avery Dullesa: że jeśli zbawienie nie jest ważne, to nic nie jest ważne. Bez zbawienia jesteśmy niewolnikami śmierci, skazanymi na nieistnienie. Wydaje nam się, że żyjemy i że korzystamy z życia i tego świata, ale to jest tylko powolne (a czasem i pośpieszne) zmierzanie w ciemność śmierci. Dopiero zbawienie, które przynosi Jezus, zmienia naszą przyszłość i cel. Jednak nie zapominajmy o tym, że Jezus daje nam wolną wolę i możemy przyjąć albo odrzucić propozycję zbawienia. Tylko nigdy nie wiadomo, czy Jezus jeszcze kiedyś będzie przechodził przez nasze życie i zaprosi do pójścia za Nim. Może ta okazja jest niepowtarzalna? Stawka jest zbyt duża, żeby niepotrzebnie ryzykować. Dlatego uczniowie Jana poszli za Jezusem natychmiast. A my? Dlaczego się ociągamy?