sobota, 6 września 2014

Upomnienie kierowane Miłością

XXIII Niedziela Zwykła - Rok A

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

  




Jezus powiedział do swoich uczniów:
„Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.
Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie roz­wiązane w niebie.
Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.


KOMENTARZ


Dzisiejszym komentarzem rozpoczynamy kolejny rok rozważań i wędrowania po kartach Pisma Świętego. Na początek Jezus przygotował nam tekst z Ewangelii wg Mateusza mówiący o upomnieniu braterskim, ale także prosi nas byśmy nieustannie zapraszali Jezusa do naszej codzienności. 

W omawianym tekście Jezus przedstawia sposób postępowania wobec błądzącego. Jezus był pełen miłości względem grzeszników, ale domagał się stanowczego przeciwstawienia się grzechowi, dlatego chrześcijanin jest zobowiązany do upomnienia tego kto błądzi. Najpierw powinien to uczynić w „cztery oczy” (Mt 18,15). Jeżeli jednak nie przynosi to żadnego skutku, to – jak uczy Jezus – należy go upomnieć w sposób bardziej oficjalny, w obecności jednego lub dwóch świadków. W przypadku gdy i to nie pomoże, to – zgodnie z zaleceniem Jezusa – trzeba odwołać się do autorytetu Kościoła. Jezus nie poprzestaje jednak na tym, mówi: „… nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik” (Mt 18,17). Te słowa wydają się być bardzo ostre, szczególnie gdy przypomnimy sobie jak faryzeusze i uczeni w Piśmie czynili Jezusowi zarzut, iż sam jest przyjacielem grzeszników i celników. Jezus nie domaga się, aby ludzi trwających w grzechu otoczyć wzgardą. Trzeba wobec nich pozostać wyrozumiałym i pełnym miłości, tylko w ten sposób można liczyć na ich przemianę i ich powrót do Boga. Nie można jednak tolerować zła, które kryje się w ich postępowaniu. 

Jest jeszcze jeden ważny aspekt, by przy upominaniu brata nie zapominać o własnych grzechach. Każdy z nas upada. Może niekoniecznie w ten sam sposób, jak inni, ale jednak upadamy, bo nasza natura jest skłonna do grzechu. Nie można nam o tym zapomnieć, bo łatwo wtedy wpaść w fałszywy moralizm i widzieć zło tylko u bliźnich. W takim wypadku mamy małą szansę, by zawrócić kogoś ze złej drogi, bo sami nie jesteśmy wiarygodni. Możemy usłyszeć: „Lekarzu, ulecz samego siebie” (Łk 4,23). 

Trzeba mieć też dużo pokory, miłości i delikatności w kontakcie z drugim człowiekiem.  Celem nie jest upominanie samo w sobie, ale jest ono jedynie środkiem. Celem nie jest ukazywanie komuś jego grzechu, ale troska o zbawienie bliźniego. Nie chodzi o to, aby upokorzyć go, ale aby razem z nim cierpliwie szukać rozwiązania problemu – w duchu miłości i prawdy. 

Chciałbym jeszcze pochylić się nad słowami Jezusa: „Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18,20). Słowa te są nam dobrze znane, często przez nas stosowane, ale czy do końca rozumiane i przyjmowane z wiarą? 

Jezus podaje nam bardzo ważną prawdę: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje…” Aby urzeczywistniała się Jego obecność, musi mieć miejsce spotkanie w imię Jezusa. Bardzo ważne są tu słowa „w imię Jezusa”. Rozumiemy je zazwyczaj jako spotkanie Wspólnoty, spotkanie modlitewne, jako wspólną modlitwę kilku osób w jakiejś intencji. I to jest dobre pojmowanie tych słów. Zwróćmy uwagę na jeszcze jedną rzecz, mianowicie, że każde nasze spotkanie ze znajomymi, każde nawet krótkie zobaczenie się dwóch osób może być naznaczone Bożą obecnością. Wystarczy, by było „w imię Jezusa”. Chodzi tutaj o nasze nastawienie serca, o świadomość obecności Boga w naszym życiu. 

Czy zastanawiałeś się kiedyś nad tym? Na ile twoje życie złączone jest z Jezusem? Czy tylko podczas modlitwy myślisz o Nim? Czy zapraszasz Go do swego życia również w innych sytuacjach? Zauważmy, że Jezus mówi: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje”. Czy to ma znaczyć tylko wspólną modlitwę? Czy wspólna praca, wspólne wykonywanie obowiązków, krótkie, tzw. przypadkowe spotkanie na ulicy nie może być spotkaniem „w imię Jezusa”? Nauczyliśmy się sztywno traktować to polecenie. A w nim Jezus daje nam wskazówkę: Zapraszajcie Mnie do swojego życia! Chcę w nim żywo uczestniczyć! Chcę być w nim obecny! 

Ileż łatwiej będą codzienne sytuacje, gdy będzie w nich obecny Jezus, Jego miłość, mądrość i cierpliwość. Ileż spraw byłoby pozytywnie rozwiązanych, gdybyśmy włączali do nich Boga! Nie musimy czekać na okazję, by zaprosić Jezusa do swojej codzienności. Nie potrzeba spotkania modlitewnego, by stwierdzić: Oto jest z nami Bóg. Jezus nie potrzebuje „oficjalnych” spotkań, by gościć u swoich dzieci. Jezus potrzebuje otwartych serc, a przyjdzie zawsze, gdy tylko zostanie zaproszony. Powinniśmy uświadomić sobie, iż Jezus chce być pośród nas zawsze i w każdej sytuacji. Jezus chce towarzyszyć nam we wszystkim. On nie jest nachalny, ale delikatny. Nigdy człowieka nie zmusza do swojej obecności. Dlatego czeka na sygnał. 

To musi być twoja dobra wola bycia z Jezusem, powierzenia danych spraw Jemu. To niekoniecznie ma być długa, piękna modlitwa. To wystarczy westchnienie: Jezu, bądź przy mnie, Jezu, bądź ze mną i będzie obecny podczas twojej pracy, podczas rozwiązywania problemów, podczas wypełniania twoich obowiązków, podczas różnych zaskakujących sytuacji. Ale ty musisz Jezusa zaprosić do swego życia. Nie dzielić życia na modlitwę, gdzie jest obecny Bóg i resztę. Nie czynić podziału na to, co „Boskie” i na to co należy do cezara. Jeśli wierzysz w Jezusa Chrystusa, jeżeli wierzysz, że umarł za ciebie na Krzyżu i Zmartwychwstał, to uwierz, że chce być przy tobie zawsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz