III Niedziela Wielkiego Postu, Rok C
TEKST SŁOWA BOŻEGO
Jezus im odpowiedział: ”Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.I opowiedział im następującą przypowieść: ”Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika:
»Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?«. Lecz on mu odpowiedział: »Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć«”.
Łk 13,1-9
KOMENTARZ
Jezus
aż dwukrotnie w dzisiejszej Ewangelii zachęca nas do nawrócenia. To wezwanie jest
w ogóle jednym z centralnych tematów nauczania Chrystusa. Nawrócenie, o jakie
chodzi Jezusowi, zaczyna się od wnętrza, wszystkie Ewangelie bardzo
konsekwentnie w Chrystusowych wezwaniach stosują greckie słowo – metanoia, które należałoby rozumieć jako
zmiana mentalności, myślenia, wewnętrznego nastawienia, serca – czyli przemiana
wewnętrzna. Jezus nie jeden raz też upominał się o to, co we wnętrzu człowieka
– wiele jest takich wypowiedzi, jak choćby przy okazji kontrowersji o mycie rąk
i naczyń. Wiedział bowiem doskonale, że w zewnętrznym postępowaniu człowieka
zawsze, prędzej czy później, przejawia się to, czym jest napełniony wewnątrz.
Poza tym czysto zewnętrzne „nawrócenie” jest obłudą, udawaniem, grą pozorów – a
kto próbuje grać przed Panem Bogiem jest po prostu głupcem, gdyż Bóg doskonale widzi
wnętrze człowieka: serce, umysł, wolę, prawdziwe myśli, pragnienia,
przekonania... Przed Nim trzeba być prawdziwym – nie da się Go oszukać.
Nawrócenie, wbrew pozorom, nie jest też kwestią
naszej dobrej woli – powiedzmy takiego kurtuazyjnego ukłonu w stronę Pana Boga:
lubię Cię Boże, to zrobię Ci przyjemność i się nawrócę... To bardzo duży błąd,
który zazwyczaj popełniamy: przekonanie, że nawracam się dla Boga. W takim
wypadku żyjemy w ułudzie i mylnym przekonaniu, że to zależy tylko i wyłącznie
od naszej woli, czy się nawrócimy do Pana Boga.
Dzisiejsza Ewangelia nas wyprowadza z tego błędu: to
nie Pan Bóg coś zyskuje gdy my się nawracamy, albo traci gdy tego nie robimy.
To my wybieramy w ten sposób życie albo śmierć! Przeczytajmy to zdanie
piętnaście razy: tu chodzi o nasze życie albo śmierć! Jezus mówi to dzisiaj
wyraźnie – i nie jest to żadna przenośnia. Jeśli się nie nawrócicie, wszyscy
tak samo zginiecie... A zatem jeśli nie zwrócimy się do Naszego Ojca, zginiemy!
Tylko nie pojmujmy tego, co mówi Jezus, w
kategoriach kija i marchewki. To drugi poważny błąd, jaki nieraz popełniamy w
naszych relacjach z Bogiem: że jak będziemy OK, to nas pogłaszcze (marchewka),
a jak nie będziemy OK, to nas ukarze (kij). W takim wypadku Bóg byłby nikim
więcej, jak tylko największym treserem. A Jemu nie chodzi o tresurę – chodzi o
nasze zrozumienie, że Bóg dopomina się wręcz rozpaczliwie o nasze nawrócenie,
bo tylko w ten sposób możemy zawrócić z drogi zagłady, na którą weszliśmy
odchodząc od Niego. Zagłada nie jest karą – jest naturalną konsekwencją odejścia
od Boga, który jest Źródłem Życia. Żeby żyć naprawdę, trzeba wrócić do Niego i
zacząć od nowa napełniać się Jego tchnieniem, Jego Duchem. Dlatego właśnie
pierwszym darem Zmartwychwstałego było... tchnienie Ducha!!! To jest właśnie
warunek życia i po to my się nawracamy: żeby żyć.
Przy czym druga część dzisiejszej Ewangelii
pokazuje, że sama w sobie decyzja o nawróceniu i wybór Boga to jeszcze nie
wszystko. Za decyzją nawrócenia powinna iść dopiero faktyczna przemiana – czyli
owoce nawrócenia. Dzisiaj czytałem sobie o o. Pio, że pewnego razu przyszła do
niego do spowiedzi kobieta zaangażowana w czarną magię. A on odmówił jej
rozgrzeszenia, dopóki z tą czarną magią nie zerwie – gdyż nie chciała z tego
zrezygnować. Albo wybieramy Pana Boga ze wszystkimi tego konsekwencjami, albo
nie zawracajmy Mu głowy naszym udawaniem. Nie możemy twierdzić, że się
nawracamy, a dalej świadomie żyjemy wbrew Bogu. Tymczasem dzisiaj to jest
plaga: z jednej strony oczywiście, twierdzimy, że jesteśmy wierzący – ale z
drugiej głosimy poglądy sprzeczne z Ewangelią. I na koniec jesteśmy zdziwieni,
że ktoś czegoś od nas wymaga.
Pan Bóg domaga się od nas poważnego traktowania
całej tej rzeczywistości. Gdyż chodzi o najważniejszą rzecz: o nasze być albo
nie być. Tu o mnie samego chodzi! O moje życie! O to, żebym naprawdę przestał
sam siebie zabijać! Dlaczego tak trudno jest nas przekonać, żebyśmy naprawdę
przerwali pochód ku śmierci? Dlaczego robimy wszystko, żeby ukradkiem, chyłkiem,
boczkiem – ale jednak do śmierci... Kogo chcemy oszukać? To nie jest śmierć
Boga – to nasza śmierć...
Samo sedno!
OdpowiedzUsuń