sobota, 31 stycznia 2015

Złudne Kłamstwa

IV NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


W mieście Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką; uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie.
Był właśnie w synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: „Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boży”.Lecz Jezus rozkazał mu surowo: „Milcz i wyjdź z niego”. Wtedy duch nieczysty zaczął go targać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego.
A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: „Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są mu posłuszne”. I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej.


(Mk 1,21-28)

 KOMENTARZ



W Ewangeliach znajdziemy kilka scen egzorcyzmów, podczas których Jezus wypędza złe duchy z ludzi. W każdej z tych scen występuje rzecz charakterystyczna: Nasz Mistrz nigdy nie wchodzi w dialog ze złym duchem. Jakkolwiek demony próbują Jezusa podejść, na przykład ujawniając swoją wiedzę na temat tożsamości Zbawiciela, tak jak w dzisiejszej Ewangelii, to On nigdy nie daje się wciągnąć w żaden dialog, rozmowę, w żadne relacje ze złem. Wiedział bowiem, że zła nie da się zaprząc do czynienia dobra. 

Niestety nie osiągniemy dobra za pomocą zła. Powód jest bardzo prosty i oczywisty: zło samo w sobie jest złe. A zatem skoro tak jest, to jak może stać się źródłem dobra? Ono nie ma poczucia humoru, nie ma poczucia wdzięczności, nie zna żadnych sentymentów, za to perfekcyjnie potrafi nas zniewalać. Jednak bardzo często ulegamy temu złudzeniu. Kłamiemy dla uzyskania dobra w jakieś sytuacji, sprawie. Dopuszczamy się nieuczciwości i oszustwa, bo wtedy zarobimy nieco więcej, a robimy to przecież dla dobra naszej rodziny. I tutaj możemy przytaczać wiele jeszcze innych podobnych przykładów. Uparcie wierzymy, że tym środkiem uzyskamy dobro. 

Ulegamy także innej pokusie, że jesteśmy w stanie „kontrolować zło” i wydaje nam się, że w każdej chwili możemy zaprzestać złego działania. Przeklinam, piję, ale gdybym chciał, to bym przestał, tylko tego nie chcę. Zdaje nam się, że wszystko kontrolujemy. Jednak gdy dopuszczamy się zła, to tak naprawdę szatan ma nad nami władzę, a nie my. 

Jezus dzisiaj swoim zachowaniem obnaża te szatańskie kłamstwa, które są obliczone na zniewolenie nas. Dlaczego zły duch stara się nas okłamać? Dlaczego zależy mu na tym, żebyśmy wierzyli w kłamstwa? Bo wtedy kierujemy się w złą stronę – tam, gdzie jest pustka i wieczne niespełnienie. A Nasz Ojciec stworzył nas wolnymi – żebyśmy mogli doświadczać Jego miłości. Oto właśnie w kłamstwie chodzi: żeby odebrać nam wolność, a co za tym idzie – zdolność do miłości. 

Dzisiaj zaś naprzeciwko kłamstw złego ducha staje Jezus ze słowem pełnym mocy – tak mocnym, że aż budziło podziw i zdumienie u słuchaczy. Słowa Jezusa, w przeciwieństwie do kłamliwych i zwodniczych słów złego ducha, są tak konkretne, że aż sprawiają to, o czym mówią. Bo Zbawiciel ma słowa Prawdy, które nas wyzwalają, uwalniają od mocy ojca kłamstwa. 

Stają więc dziś przed nami dwie katechezy: kłamliwa i obłudna złego ducha oraz pełna prawdy i mocy Jezusa. Znamienne jest, że nam wciąż łatwiej uwierzyć w to co mówi ojciec kłamstwa, niż w naukę Naszego Mistrza. Cóż zaś właściwie zrobił szatan, by się wylegitymować i uwierzytelnić? Zupełnie nic. Tak naprawdę za każdym razem, gdy uwierzymy w któryś element filozofii złego ducha – czyli w któreś z kłamstw, o których pisałem wyżej – to zawsze na koniec budzimy się z ręką w nocniku. A jednak wciąż w te kłamstwa wierzymy!

Może więc czas już pójść po rozum do głowy i wreszcie przestać wierzyć kłamcy, który chce dla nas wiecznego nieszczęścia, a zacząć wierzyć Temu, który jest prawdomówny i którego słowa niosą prawdę? Przypatrzmy się Jezusowi, który ucina wszelki dialog z szatanem, nie wchodzi z nim w dyskusję. Niech to będzie dla nas wzór do walki duchowej.

sobota, 24 stycznia 2015

Jezus – odkrywca naszej szarej codzienności

III NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

 Gdy Jan został uwięziony, przyszedł Jezus do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”.Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim.
Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za Nim.

Mk 1,14-20

KOMENTARZ



Dzisiejsza Ewangelia jest niejako kontynuacją zeszłotygodniowej mówiącej o powołaniu Apostołów. Zauważmy, że Jezus przychodzi do nich podczas wykonywania zwykłych, codziennych czynności związanych z ich pracą. Nie przychodzi do nich w jakimś uroczystym dniu, ale spotyka się z nimi i powołuje ich w zwykłej szarej codzienności. Nie inaczej przychodzi Jezus do każdego z nas. 

Tylko, że trudno nam jest Go spotkać w naszej prozie życia. W gruncie rzeczy, to zazwyczaj jesteśmy ową szarą codziennością znużeni i znudzeni. Mamy do niej trochę fatalistyczne podejście: no tak musi być, takie życie, jakoś to trzeba pchać do przodu... Mało tego: nawet nieraz uważamy ową prozę dnia codziennego za zabójczą, na przykład dla miłości – nie raz spotkałem się z poglądem, że pięknie to jest wtedy, gdy ludzie są zakochani, a po ślubie, gdy przychodzą jednostajne dni, to miłość często umiera przywalona ową szarością. I tu, w odpowiedzi na ten nasz fatalizm i nasze znużenie zwykłym życiem, pojawia się Jezus. Jezus wszedł w codzienność Szymona i Andrzeja oraz Jakuba i Jana i przemienił ją w taki sposób, że już nigdy więcej nie była szara, stali się nowymi ludźmi. Otóż właśnie Jezus ma moc przemieniania naszej prozy życia, zdejmowania z niej szarości. 

W Jezusie odkrywamy, że celem i sensem naszej codzienności nie jest tylko przetrwanie – do pierwszego, do kolejnej wypłaty, do kolejnego zasiłku, do kolejnej emerytury... Jezus pokazuje cel nieskończenie większy: tym celem jest nasze Zbawienie. Zauważmy, że Jezus rozpoczął swoje nauczanie od wezwania: „przybliżyło się do was Królestwo Boże” (Mk 1,15). Okazuje się, że nasza codzienność, jeśli wprowadzimy w nią Jezusa, staje się z jednej strony drogą do Królestwa, a z drugiej strony miejscem doświadczania przedsmaku naszego Zbawienia. A to jest spełnieniem wszystkiego o czym człowiek może marzyć, czego człowiek może pragnąć i potrzebować. To w Królestwie Bożym znajdziemy zaspokojenie wszystkich naszych tęsknot i pragnień. Tam już nic nie będzie nam brakowało do szczęścia i nigdy go nie stracimy. Paradoksalnie, drogą do owej pełni niewyczerpanego szczęścia jest nasza szara, zwykła codzienność, o ile wprowadzimy w nią Jezusa. 

Jezus jest obecny w naszej codzienności, jeśli o Nim zawsze pamiętamy. Jeśli każdego dnia na nowo się nawracamy – a to oznacza sprawdzanie każdego dnia na nowo, czy aby nie zeszliśmy z właściwego kursu? Czy nie zboczyliśmy z drogi do celu i czy w ogóle przypadkiem nie straciliśmy celu z oczu? Codzienne nawracanie polega na ciągłym korygowaniu drogi, jaką idziemy przez życie. Trzeba nieustannie przykładać swoje życie do Ewangelii. Wszystko to razem wzięte powoduje, że Jezus staje się obecny w naszej codzienności i zdejmuje z niej szarość: zwykłe, proste czynności, wykonywane z Jezusem i dla Niego, stają się nagle cegiełkami, z których budujemy Królestwo już tutaj i teraz – Królestwo, które Jezus zaczął budować ponad 2000 lat temu w Galilei, gdy zaczął gromadzić uczniów i głosić im Ewangelię. 

Dzisiaj możemy się przyjrzeć swojemu życiu i zastanowić się nad jego sensem, bo może utraciliśmy kierunek naszej drogi. Potrzebujemy wprowadzić Jezusa w naszą prozę życia, żeby On nadał cel i sens naszym codziennym wysiłkom i staraniom, żeby zdjął z tego wszystkiego szarość i poprowadził nas do swego Królestwa. 

Jest jeszcze jedna kwestia warta zastanowienia: czy mi w ogóle na Królestwie Jezusa zależy? Czy ja w ogóle rozumiem, co to jest takiego? Dla Szymona, Andrzeja, Jakuba i Jana było to coś tak ważnego, że NATYCHMIAST zostawili wszystko – sieci, łodzie, najemników, firmę, rodziny – i poszli za Jezusem. Zdaje się niestety, że my dziś myślimy dokładnie odwrotnie: wszystko jest ważne – rodziny, praca, firmy, majątek, dom, ogródek, telewizor, samochód i nie wiadomo co jeszcze – a dopiero na końcu Jezus. I w ten sposób tracimy z naszych oczu główny cel, bo telewizor się nam popsuje, samochód nam ukradną, mąż umrze albo ktoś z rodziny i nagle życie traci sens. Opieramy nasze pragnienia na czymś przemijającym zamiast je oprzeć na Jezusie, który jest Pewnością, bo daje nam życie wieczne.  

piątek, 16 stycznia 2015

Oto Baranek Boży

II NIEDZIELA ZWYKŁA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 



Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?”
Oni powiedzieli do Niego: „Rabbi, to znaczy: Nauczycielu, gdzie mieszkasz?”
Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: „Znaleźliśmy Mesjasza”, to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
A Jezus wejrzawszy na niego rzekł: „Ty jesteś Szymon, syn Jana, ty będziesz się nazywał Kefas”, to znaczy: Piotr.

J 1,35-42

KOMENTARZ



Naprawdę niezwykła treść musi kryć się za stwierdzeniem „oto Baranek Boży”, skoro uczniowie Jana Chrzciciela bez wahania zostawili swojego mistrza i poszli za Tym, który został w ten sposób nazwany. Te słowa słyszymy podczas każdej Mszy Świętej, kiedy to kapłan unosi Ciało Pana. Komunia, zgodnie ze znaczeniem tego słowa, to wejście we wspólnotę z Jezusem – uczniowie, którzy poszli za Mesjaszem usłyszawszy wypowiedź Jana Chrzciciela weszli właśnie we wspólnotę życia z Nim. Zatem słowa Proroka Jana – „oto Baranek Boży” – niosą ze sobą informację tak niezwykłej wagi, że konsekwencją przyjęcia owej informacji jest wejście w komunię z Jezusem. 

Zwróćmy jeszcze uwagę na nasze podejście do przyjmowania Komunii Świętej. Warto przez analogię zrozumieć, jakie powinny być praktyczne konsekwencje przystępowania do Komunii – a wielu nie zdaje sobie z tych konsekwencji sprawy. Sporo chrześcijan przystępuje do spożycia Ciała Pana w sposób mechaniczny, traktując ten moment jako pewnego rodzaju niezbędny obrzęd Mszy Świętej. Tymczasem świadome przystępowanie do Komunii Świętej winno skutkować – jako się rzekło – wspólnotą życia z Jezusem, tak jak w przypadku dzisiejszych dwóch uczniów Jana. Ich życie stało się nierozerwalnie związane z życiem Jezusa, los Chrystusa stał się ich losem. I to samo powinno dziać się z nami: życie Jezusa powinno stać się naszym życiem. Chrześcijanin to ktoś, kto żyje tak, jakby Mistrz żył na jego miejscu. My, katolicy, powinniśmy nieustannie zadawać sobie pytanie: co zrobiłby Jezus, gdyby był na moim miejscu? Jak by postąpił, jak by się zachował? Im lepiej naśladujemy Chrystusa, tym lepszymi jesteśmy chrześcijanami. 

Celem zaś naszego życia jest zbawienie. To jest właśnie zasadnicza treść określenia „oto Baranek Boży”: oto Ten, który przynosi zbawienie. Jezus przychodząc na świat, bierze na swe ramiona nasz grzech i uwalnia nas od zła i jego konsekwencji, przywraca nam wolność oraz wszystko, co w wyniku zła utraciliśmy. To przynosi Jezus i dlatego On jest Barankiem Bożym. I dlatego właśnie uczniowie Jana usłyszawszy, że to jest Ten, który przynosi zbawienie, natychmiast, bez wahania i bez zastanowienia poszli za Jezusem, bo nie ma na świecie czegoś tak ważnego, jak zbawienie. 

Kiedyś wyczytałem taką myśl kardynała Avery Dullesa: że jeśli zbawienie nie jest ważne, to nic nie jest ważne. Bez zbawienia jesteśmy niewolnikami śmierci, skazanymi na nieistnienie. Wydaje nam się, że żyjemy i że korzystamy z życia i tego świata, ale to jest tylko powolne (a czasem i pośpieszne) zmierzanie w ciemność śmierci. Dopiero zbawienie, które przynosi Jezus, zmienia naszą przyszłość i cel. Jednak nie zapominajmy o tym, że Jezus daje nam wolną wolę i możemy przyjąć albo odrzucić propozycję zbawienia. Tylko nigdy nie wiadomo, czy Jezus jeszcze kiedyś będzie przechodził przez nasze życie i zaprosi do pójścia za Nim. Może ta okazja jest niepowtarzalna? Stawka jest zbyt duża, żeby niepotrzebnie ryzykować. Dlatego uczniowie Jana poszli za Jezusem natychmiast. A my? Dlaczego się ociągamy?

piątek, 9 stycznia 2015

Stworzeni na nowo

CHRZEST PAŃSKI - ŚWIĘTO, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Jan Chrzciciel tak głosił: „Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby się schylić i rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, On zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym”. W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili, gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i Ducha jak gołębicę zstępującego na siebie. A z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.
Mk 1,6b-11


KOMENTARZ

 

Wspominamy dziś wydarzenie, jakie rozegrało się nad Jordanem, gdy Jezus przyszedł do Jana Chrzciciela, aby przyjąć od niego chrzest. Ewangeliści włożyli dużo wysiłku, żeby uświadomić nam sens tego zdarzenia. Czytając zatem dzisiejszy fragment należy uświadomić sobie, co to tak naprawdę oznacza być ochrzczonym i jakie to ma dla nas konsekwencje.

Często mamy mylne pojęcie chrztu, bo traktujemy go przede wszystkim jako sakrament oczyszczający nas od grzechu pierworodnego. I rzeczywiście chrzest Janowy jest czymś w rodzaju spowiedzi, bo ludzie przez całkowite zanurzenie i wypowiedzenie swych win doznawali oczyszczenia. Ale sam Jan twierdził, że nie jest godny odwiązać choćby rzemyka u sandała Temu, który idzie po nim – bo Ten, który idzie po Janie będzie chrzcił Duchem Świętym, a nie wodą (por. Mk 1,7–8).

Jezus poddając się obrzędowi Jana Chrzciciela tchnął w ten sakrament zupełnie nową jakość, zupełnie nową rzeczywistość. Chrystus przecież nie miał żadnego powodu, aby dać się oczyścić. Za co miał pokutować? Z czego miał się nawracać? Jakie grzechy miałby wyznać, aby były Mu odpuszczone? Jezus niczego nie wyznaje – On po zanurzeniu natychmiast wychodzi z wody po to, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że Chrystus był bezgrzeszny i nie przyszedł się nawracać czy szukać oczyszczenia. Jezus zatem wchodząc do rzeki zanurzył się do końca w ludzki los – przyjął na siebie nie tylko ludzką naturę, ale zanurzył się także w naszą grzeszność, słabość i niedoskonałość. 

I właśnie taki beznadziejny los bierze na siebie Jezus – po to, żeby dać nam w zamian swój los, los umiłowanego Syna Bożego. I to jest właśnie coś, czego nie był w stanie dokonać Jan Chrzciciel. Coś, czym Chrzest Jezusa przerasta chrzest Jana: nie tylko zdejmuje z nas grzech, ale uwalnia od jego konsekwencji i czyni uczestnikami losu umiłowanego Syna Bożego. A więc jesteśmy dziećmi Boga – to jest właśnie ta niezwykła i niewyobrażalna konsekwencja Chrztu Jezusa. To jest ta nowość, jaką Jezus włożył w obrzęd Jana: stworzenie na nowo. 

Zatem w chwili Chrztu Świętego Bóg wyciąga do nas rękę z ofertą pojednania, przebaczenia i pokoju. On w tym momencie leczy pęknięcie, jakie grzech dokonał między nami a Nim. Dokonuje w nas Nowego Stworzenia – na nowo stajemy się Jego dziećmi. A skoro stajemy się dziećmi, to otrzymujemy udział we wszystkim, co Bóg ma i czym jest – dokładnie tak jak Syn. W szczególności dostajemy udział w Jego życiu – życiu, któremu nic nie zagraża, którego nic nie jest w stanie zniszczyć ani pokonać, które nigdy się nie kończy. To właśnie dostajemy w momencie Chrztu Świętego. Nasz los niewolnika śmierci zostaje zamieniony na los dziecka Bożego. Nad każdym z nas w chwili Chrztu Bóg Ojciec wypowiedział słowa „ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym”(Mk 1,11). 

Jednak w swej miłości do nas Bóg daje wybór: możemy być Mu posłuszni i zachować pokój z Nim ofiarowany nam na Chrzcie, lub też wybrać nieposłuszeństwo, zerwać pokój z Nim i odrzucić godność dziecka Bożego. Ale nawet gdy grzeszymy, gdy odwracamy się od Niego – nawet wtedy On nie przestaje nas kochać. Bo On nie cofa nigdy, przenigdy raz wypowiedzianego słowa. Prawda jest taka, że to ja – grzesząc niewiernością i nieposłuszeństwem – odpycham od siebie Jego miłość. A odrzucając tę miłość automatycznie przestaję doświadczać tego wszystkiego, co ta miłość ze sobą niesie – przestaję doświadczać dobra. 

Warto dzisiaj postawić sobie pytanie czy czuję się Jego dzieckiem? Bo tylko prowadzenie za rękę przez Jezusa da nam pewność, że dotrzemy do upragnionego celu, jakim jest nasze zbawienie.

sobota, 3 stycznia 2015

Słowo – Zaczyn Życia

II Niedziela Po Narodzeniu Pańskim - Rok B

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
Pojawił się człowiek posłany przez Boga,
Jan mu było na imię.
Przyszedł on na świadectwo,
aby zaświadczyć o Światłości,
by wszyscy uwierzyli przez niego.
Nie był on światłością,
lecz posłanym, aby zaświadczyć o Światłości.
Była Światłość prawdziwa,
która oświeca każdego człowieka,
gdy na świat przychodzi.
Na świecie było Słowo,
a świat stał się przez Nie,
lecz świat Go nie poznał.
Przyszło do swojej własności,
a swoi Go nie przyjęli.
Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,
dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,
tym, którzy wierzą w imię Jego,
którzy ani z krwi,
ani z żądzy ciała,
ani z woli męża,
ale z Boga się narodzili.
Słowo stało się ciałem
i zamieszkało między nami.
I oglądaliśmy Jego chwałę,
chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca,
pełen łaski i prawdy.
Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: „Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało nadane przez Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział. Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył.

J 1,1-18 


 


KOMENTARZ



Dzisiejszy komentarz będzie krótszy niż zwykle, a to dlatego, że na święto Bożego Narodzenia pisałem już na temat omawianego fragmentu. Wszystkich zainteresowanych kieruję do tekstu: „Życie objawiło się!”, a poniżej przedstawiam jeszcze garść myśli, które pojawiły mi się w ostatnim czasie. 

Św. Jan mówi o odwiecznym Słowie Ojca – o Bożym Synu, Jezusie Chrystusie. Bóg Ojciec zrodził swego Syna przed wiekami. Uczynił to, bo tylko Jezus, który jest Bogiem może objawić Boga, który jest Ojcem. Nie może tego dokonać żaden człowiek! Dlatego Jezus przychodzi na ziemię, do Ciebie, do mnie, do każdego z nas, aby ukazać nam istotę Boga Ojca, którą jest odwieczna czyli nieodwołalna Miłość. Naszym powołaniem jest poznać tę miłość, właśnie poprzez dar Słowa – Jezusa Chrystusa. Przyjrzyjmy się swojemu życiu czy robimy miejsce dla Słowa Boga w swoim sercu? Czy traktujemy je serio? Czy jest dla nas autorytetem? 

W słowach: „Wszystko przez Nie się stało.” (J 1,3) dotykamy początków naszego życia. Skoro św. Jan pisze, że wszystko stało się przez Słowo, to znaczy, że Ty i ja – każdy z nas, stał się przez Słowo. To Słowo, czyli Jezus Chrystus, jest przyczyną naszego pojawienia się na ziemi. Nie jest nią ani przypadek, ani chęć poczęcia nas przez rodziców lub przeciwnie, ich nieuwaga. Oni nawet nie wiedzieli, kogo mają się spodziewać! Początek naszego życia zanurzony jest w ogromnej JA JESTEM, nie bójmy się żyć w miłości Jezusa Chrystusa do nas. To On doświadczając Miłości we wspólnocie z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym zapragnął podzielić się tym szczęściem z nami. Gdy wyobraził sobie nas, jeszcze bardziej zapragnął podzielić się Jezusem z nami! Co czujemy, gdy patrzymy na początki naszego życia? 

Jest tylko jedno źródło życia – Bóg. Jest tylko jeden grzech – odrzucenie życia. I tak naprawdę jest tylko jeden lęk – lęk przed życiem. Największy dar jakim Bóg dzieli się z nami to życie. Ono jest Naszą światłością. Zostaliśmy stworzeni do życia! To jest Nasze powołanie. Konkretna droga, którą wybraliśmy lub dopiero wybierzemy: małżeństwo, kapłaństwo, życie konsekrowane lub samotne, jeśli mają być powołaniem, muszą być nastawione na życie, na jego przyjmowanie i pomnażanie. I to przede wszystkim w wymiarze duchowym. Gdy doświadczamy swojej więzi z Bogiem jako przyjaźni, wtedy mamy w sobie światło. Wtedy doświadczamy radości. Gdy odwracamy się od Boga, kroczymy w ciemności.