niedziela, 31 stycznia 2016

Najpiękniejsze Spoiwo

IV Niedziela Zwykła, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 


W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czyż nie jest to syn Józefa?”.Wtedy rzekł do nich „Z pewnością powiecie mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum«”.I dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się.

(Łk 4,21-30)

 

KOMENTARZ


Czytania liturgiczne pierwszych niedziel okresu zwykłego podejmują temat specjalnych Darów Ducha Św., którymi jesteśmy obdarzeni w Kościele tak dla siebie wzajem jak i dla różnorodności i skuteczności apostolskiego świadectwa o Chrystusie. Od wielkości i jakości daru zależy również zakres odpowiedzialności apostolskiej. Niektóre dary bywają nadzwyczajne, ale równocześnie ich urzeczywistnianie wymaga niebylejakiej odwagi i trudu. Takim darem jest proroctwo, o którym mowa  w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Dar proroctwa wiąże się z głoszeniem prawd niepopularnych, niewygodnych, które przypominają ludziom, jak bardzo są niedoskonali. Budzi to sprzeciw a często i chęć odwetu wobec proroka. Tak było w czasach Starego Przymierza, gdy mordowano proroków, tak jest i teraz. Wystarczy przyjrzeć się prasie światowej i wielu jej komentarzom do papieskiego wołania o godziwe używanie wolności. Wystarczy przypomnieć sobie wypowiedzi wielu znanych ludzi, którzy – żyjąc na bakier z moralnością chrześcijańską – chcieliby widzieć Kościół jako ubarwiającą dekorację i zepchnąć go do funkcji wyłącznie dewocyjno – rytualnej, odbierając mu prawo i obowiązek głoszenia całej Chrystusowej prawdy. 

Św. Paweł w Hymnie o Miłości uznawanym jako wspaniała poezja, przypomina i o tym, że wszystkie Dary Ducha Św. są płodne dopiero wtedy, gdy wyrastają z miłości i ich urzeczywistnianie jest moderowane przez miłość. To właśnie ona nadaje świadectwu apostolskiemu właściwy klimat, wymiar i sens. To ona sprawia, że proroctwo nie zmienia się w sianie zamętu i strachu, że dar języków nie zamienia się w pustą gadaninę, że roztropność nie służy załatwianiu li tylko własnych interesów, że wreszcie potępienie grzechu i wykazywanie złości czynów nie jest równoznaczne z potępieniem człowieka a miłość sama nie utożsamia się z ulotną erupcją uczucia.

Cokolwiek i wobec kogokolwiek czynimy niech miłość ofiarna, której niedościgłym wzorem jest Chrystus, będzie spoiwem i podstawą naszych czynów.

sobota, 23 stycznia 2016

Droga Wiary

III Niedziela Zwykła, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.
W owym czasie:
Jezus powrócił w mocy Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich.
Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę natrafił na miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. 

(Łk 1,1-4;4,14-21)

KOMENTARZ



Dzisiejsza Ewangelia opowiada o pierwszym wystąpieniu Jezusa. Ta wypowiedź jest niezmiernie ważna, bo jest to program, jaki Chrystus będzie realizował przez całe życie i Jego uczniowie.

Jezus przyszedł wypełnić wszystko, co Bóg obiecał. Dzięki temu Ojciec pokazuje, że jest naprawdę wierny wszystkim swoim obietnicom. Jego Słowo jest nieodwołalne. Jeśli powiedział, że kocha, to będzie miłował zawsze i nigdy nie wycofa swojej miłości – nawet gdy my się odwrócimy, nawet gdy my zabijemy Jego Syna, On nie cofnie wypowiedzianego Słowa. Takiego właśnie Boga nam objawił Jezus. Ciągle jednak jesteśmy „nieprzemakalni” dla Jego Słów, nie jesteśmy w stanie uwierzyć, że skoro Ojciec tak powiedział, to tak jest i będzie. Wciąż jest w nas nieufność, wątpliwość, traktujemy obietnice Jezusa z rezerwą i z przymrużeniem oka. A zawdzięczamy tą naszą nieufność szatanowi. To on już u naszych prarodziców zaszczepił brak wiary i zaufanie do Boga. To przekonanie trwa do dziś i jest mocno zakorzenione w nas. Znacznie nam łatwiej przychodzi zaufać sobie niż Bogu. 

Ale żeby wreszcie naprawdę uwierzyć, to trzeba przejść drogę św. Łukasza. Drogę wiary, którą Apostoł proponuje Teofilowi kimkolwiek on był. To greckie imię oznacza "przyjaciel Boga". Może być ono wspomnieniem historycznej postaci – chrześcijanina, który pragnął wiedzieć więcej o Jezusie. Jednak można to imię rozumieć w szerszym kontekście. Teofilem – przyjacielem Boga jest każdy człowiek, Łukasz proponuje nam, że poprowadzi nas swoim doświadczeniem Jezusa, byśmy i my wreszcie przekonali się o całkowitej pewności tego, co Chrystus powiedział. Bo prawda jest taka, że dopóki będziemy traktować Chrystusa z rezerwą i przymrużeniem oka, dopóty będziemy chrześcijanami tylko połowicznie, żeby nie powiedzieć tylko z nazwy.

I musimy sobie uświadomić, że Apostoł nie tyle poświęcił się pracy stricte naukowej, ale że przeszedł całą drogę Jezusa, duchowo stał się uczestnikiem wszystkich Jego nauk i czynów, wydarzeń, o których pisze w Ewangelii. Zatem Ewangelia nie jest tak naprawdę dziełem historycznym, kroniką życia Jezusa w naszym rozumieniu tego słowa – Łukasz pokazuje nam swoją drogę do wiary i zaprasza nas, żebyśmy przeszli tę drogę razem z nim. Dlatego Ewangelii nie należy czytać jak kroniki – ale trzeba nam zagłębiać się w to całym sercem – żeby dojść do tej pewności wiary, która zaowocuje pełnym zaufaniem Jezusowi. 

Jesteśmy wszyscy zaproszeni, bo w Ewangelii spotkamy Jezusa żyjącego, nauczającego, czyniącego znaki i cuda. Dzięki Ewangelii możemy z Nim przebywać, doświadczać Go, iść z Nim, słuchać Go, podziwiać Jego dzieła – by w końcu, przy Jego pustym grobie doświadczyć spełnienia wszystkiego i przekonać się o Jego niewzruszonej prawdomówności. To jest to, co Łukasz nam proponuje – dlatego jako pierwszą notuje wypowiedź Jezusa o spełnieniu. Żebyśmy uwierzyli – naprawdę i do końca – że Słowa Mistrza spełnią się i w naszym życiu, jeśli tylko tym Słowom uwierzymy i zaufamy. A jeśli naprawdę przyjmiemy Słowa Jezusa, to w nas ludzie dziś żyjący doświadczą tego samego – będziemy świadkami Miłości, której uwierzyliśmy. To jest to, co mamy robić: uwierzyć w prawdomówność Jezusa i spełniać w naszym życiu Jego Słowa.

sobota, 16 stycznia 2016

Uczyńcie wszystko, co wam powie…

II Niedziela Zwykła, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO


W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów.
A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Czyż jeszcze nie nadeszła godzina moja?”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Oni zaś zanieśli.
A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem - nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli - przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.
Następnie On, Jego Matka, bracia i uczniowie Jego udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali kilka dni.

J 2,1-12

KOMENTARZ


Kontekst, w jakim należałoby rozumieć dzisiejszą Ewangelię, jest wyznaczony przez słowo, jakim Jezus zwraca się do swojej Matki: Niewiasta. To dość dziwne określenie jako własnej Matki. Co ciekawsze, Jezus w Ewangelii św. Jana zawsze zwraca się do Maryi takim właśnie słowem. W Biblii pojawia się na samym początku, najpierw Bóg stawia obok Adama niewiastę o imieniu Ewa. Ona staje się bohaterką niesławnego wydarzenia o nazwie „grzech pierworodny”: wchodzi w dyskusję z wężem, ulega i zrywa owoc zakazany, a potem nawet daje do spróbowania Adamowi. Ten akt nieposłuszeństwa wobec Pana Boga ma bardzo głębokie konsekwencje, które ponosimy do dzisiaj. Straciliśmy to, co mieliśmy na początku: dostatek i obfitość wszystkiego, cokolwiek mogliśmy potrzebować i pragnąć pod jakimkolwiek względem (materialnym, duchowym i w ogóle każdym). Dlatego w naszym życiu robimy wszystko, co – według nas – da nam znowu tę obfitość wszystkiego i wyzwoli nas ze strachu przed tym, że nam braknie. 

Ten zaś strach jest świetnym narzędziem do czynienia z nas niewolników. Zobaczmy, jak my się dajemy zniewalać wszystkiemu, co – jak sądzimy – da nam obfitość tego, czego pragniemy. Dajemy robić z siebie niewolników w pracy – no bo przecież dzięki temu zapewnimy sobie większy dostatek materialny. Dajemy się robić niewolnikami tego, co – jak nam się wydaje – da nam dobre samopoczucie, poczucie spełnienia, zadowolenia, szczęścia i miłości. Kłopot w tym, że wszystkie te źródła z których próbujemy czerpać, są tak naprawdę wielkim oszukaństwem: nie są w stanie nas nasycić, dlatego musimy czerpać coraz więcej i więcej – i w ten sposób dajemy się uzależniać. Stajemy się niewolnikami tego wszystkiego, co – jak się nam zdawało – da nam obfitość, której poszukujemy. A tym, co nas wpędza w tę niewolę, jest lęk przed brakiem.

Jezus natomiast przychodzi, żeby nas z tego strachu wyzwolić i pokazać prawdziwe Źródło utraconego bogactwa. On pokazuje, że świat i nasze wszystkie wysiłki nie są w stanie zapewnić nam niewyczerpalnej obfitości – wszystko się kończy i zawsze czegoś brakuje, jak na weselu w Kanie wina. Dlatego na pewno nie obieca nam i nie poprowadzi nas do urządzenia się na tym świecie, nie zrealizuje wyobrażeń tego świata. 

Jezus proponuje nam posłuszeństwo, by móc odzyskać życie w pełni. Tak jak niewiasta stojąca przy Adamie namawiała do nieposłuszeństwa, tak Niewiasta towarzysząca Jezusowi mówi „uczyńcie wszystko, co wam powie...”. I to jest to, co przyszedł zbudować Nasz Pan: Królestwo posłuszeństwa Bogu. Przyszedł wyzwolić nas z kłamstw tego świata i nauczyć nas woli Ojca – nauczyć nas, jak tę wolę spełniać. Oraz dać nam narzędzia do jej spełniania – bo bez Jezusa nie damy rady wytrwać w posłuszeństwie.

I Jezus pokazuje w Kanie Galilejskiej, że to, co On proponuje, naprawdę funkcjonuje. Słudzy, którzy okazują Jezusowi bezwzględne posłuszeństwo, doświadczają Jego troski i obfitości tego, czego im brakowało. Zauważmy, że św. Jan nie podaje, w którym dokładnie momencie woda zamieniła się w wino – to się dokonało w posłuszeństwie sług. Miejscem działania Boga, przestrzenią doświadczania Jego troski jest nasze posłuszeństwo – wierne i bezwzględne wypełnianie tego, co mówi Nasz Mistrz. To prowadzi do takiej obfitości, jakiej nawet sobie nie wyobrażamy: sześć stągwi kamiennych to kilkaset litrów wina, znacznie więcej niż potrzeba na weselu – nawet więcej, niż ludzie są w stanie wypić. Przy okazji jest to wino wyborne, lepsze od każdego, jakie ludzie pili do tej pory. Tak właśnie wygląda troska Pana Boga: daje więcej i lepiej, niż się spodziewamy. Tylko musimy pozwolić Mu zatroszczyć się o nas – a to dokonuje się na drodze bezwzględnej wierności.

sobota, 9 stycznia 2016

Dar dziecięctwa Bożego

Niedziela Chrztu Pańskiego, Rok C



TEKST SŁOWA BOŻEGO




Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w sercach co do Jana, czy nie jest on Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem”.
Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”.
 
Łk 3,15-16.21-22
 
 

KOMENTARZ

 

 
Gdy ktoś zrobi coś wielkiego czy ważnego, to zaraz mamy go za kogoś niezwykłego – podobnie było z Janem Chrzcicielem: nauczał, wzywał do nawrócenia, chrzcił i zaraz mieli go za Mesjasza. Jan jednak w swojej odpowiedzi udziela nam dzisiaj ważnej wskazówki: to, że ktoś z ludzi zrobił najbardziej nawet niezwykłą rzecz na świecie jest niczym wobec tego, co robi dla nas Jezus. Wszystko bowiem co robią ludzie (na przykład Jan) należy tylko do porządku ziemskiego, nie wykracza poza ten świat (na przykład Jan chrzci, ale robi to za pomocą zwyczajnej wody). Natomiast to, co przynosi Jezus, należy do porządku Bożego – to dar samego Boga. I tak, jak Duch Święty przewyższa cały ten świat (a wodę w szczególności), tak Jezus przewyższa Jana (i każdego innego człowieka). Trzeba nam pojąć, kim naprawdę jest Bóg – dopiero wtedy zrozumiemy, co nam daje Jezus i o ile przewyższa On cały świat i wszystko, co świat może dać. Jan Chrzciciel mówi, że on nie jest godzien nawet rozwiązać rzemyka u sandałów Jezusa. Zaś nieświadomi ludzie próbowali utożsamić Jana z Mesjaszem. To, co Jana uratowało, to właśnie świadomość: kim jest Jezus, kim jest Bóg, a kim jest on sam. Trzeba nam wreszcie stanąć w prawdzie: albo wierzę w Boga – i w to kim On jest, uznaję Jego majestat i potęgę – albo będę grał rolę pyszałka przed Bogiem...
 
 
Przy czym nie chodzi tutaj o poniżanie siebie, Janowi też nie o to chodziło – ale potrzebne nam to jest, byśmy zrozumieli, co Bóg naprawdę dla nas zrobił. Stojąc dziś nad Jordanem i patrząc na Jezusa przyjmującego chrzest, widząc te wszystkie niezwykłości, które towarzyszyły temu wydarzeniu, możemy spróbować pojąć, co się z nami stało podczas własnego Chrztu. 
 
 
I tutaj chciałbym „wrzucić” małą dygresję odnośnie daty naszego chrztu. Bo zapewne dzień naszych urodzin pamiętamy i świętujemy je co roku. A czy wiemy kiedy zostaliśmy ochrzczeni i czy świętujemy rocznicę tego wydarzenia? A w gruncie rzeczy dla człowieka wierzącego, Chrzest winien być większym wydarzeniem, niż narodziny. Owszem, gdyby człowiek się nie narodził, nie było by też Chrztu – ale Chrzest przewyższa wydarzenie urodzin tak samo, jak Duch Święty przewyższa zwykłą wodę, jak Jezus przewyższa Jana. Większość z nas nie zna daty swego Chrztu i nie świętuje jego rocznicy zazwyczaj z jednego prostego powodu: nie za bardzo rozumiemy, co się z nami wtedy stało. Zatrzymujemy się na stwierdzeniu, że zostaliśmy obmyci z grzechu pierworodnego – a to w gruncie rzeczy tylko skutek uboczny naszego Chrztu.
 
 
To, co najważniejsze, wyraża zstąpienie Ducha Świętego na Jezusa i słowa Ojca – bo dokładnie to samo stało się z każdym z nas podczas Chrztu: na każdego z nas zstąpił Duch Święty i nad każdym z nas Ojciec wypowiedział słowa: ty jesteś moim umiłowanym dzieckiem. Ale żeby pojąć głębię i znaczenie tych słów, to potrzeba właśnie bojaźni Bożej, czyli zrozumienia kim jestem ja sam z siebie i kim jest Bóg. Ja jestem tylko garścią prochu ziemi, niczym więcej – zlepkiem atomów, z których jest zbudowane wszystko wokół. A Bóg jest Stwórcą – wszechświat, który widzimy wokół siebie, jest tylko małym wycinkiem tego, co Bóg naprawdę powołał do istnienia. Oprócz rzeczywistości materialnej (nawet złożonej z wielu wszechświatów) istnieje cała olbrzymia rzeczywistość duchowa, która jest o wiele, wiele większa. Dopiero te dwie rzeczywistości razem wzięte są owocem stwórczego działania Boga. I tenże Bóg – Stwórca i Pan rzeczy widzialnych i niewidzialnych – nazwał mnie, zlepek paru atomów, swoim dzieckiem... Mało tego: czyniąc mnie swoim synem/córką, dał mi wszystko, co sam posiada, w szczególności dał mi swoje życie, które nigdy się nie kończy. On pochylił się nade mną i tchnął we mnie swego Ducha by uczynić ze mnie nieskończenie więcej, niż tylko zlepek atomów.
 
 
I dopiero gdy człowiek to zrozumie, co znaczy otrzymany na Chrzcie dar dziecięctwa Bożego, zaczyna sobie go cenić. Dlatego ludzie, którzy zrozumieli kim jest Bóg, kim są oni sami wobec Niego i co On im dał na Chrzcie, są gotowi na wszystko, byle tylko nie stracić tego, co otrzymali. Jezus, prawdziwy Syn Boży, pokazał nam, jak żyć i postępować, żeby rzeczywiście nie utracić tego daru. Jedyne, co mamy robić, to naśladować naszego Mistrza i Pana – stawać się jak On, jak prawdziwy Boży Syn. 

sobota, 2 stycznia 2016

Bylejakość jest passé

II Niedziela Po Narodzeniu Pańskim, ROK C

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

PIERWSZE CZYTANIE

Mądrość wychwala sama siebie, chlubi się pośród swego ludu. Otwiera swe usta na zgromadzeniu Najwyższego i ukazuje się dumnie przed Jego potęgą: Wtedy przykazał mi Stwórca wszystkiego, Ten, co mnie stworzył, wyznaczył mi mieszkanie i rzekł: „W Jakubie rozbij namiot i w Izraelu obejmij dziedzictwo”. Przed wiekami, na samym początku mię stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę. W świętym przybytku, w Jego obecności, zaczęłam pełnić świętą służbę i przez to na Syjonie mocno stanęłam. Podobnie w mieście umiłowanym dał mi odpoczynek, w Jeruzalem jest moja władza. Zapuściłam korzenie w sławnym narodzie, w posiadłości Pana, w Jego dziedzictwie

(Syr 24,1-2.8-12)
 

KOMENTARZ

  

W dzisiejszych czytaniach liturgicznych dominuje tekst o „Duchu Mądrości” którego otrzymali chrześcijanie. Wydaje się, że jest to tekst bardzo aktualny dla współczesnych chrześcijan. Dziś bowiem ciśnienie spraw tego świata jest tak wielkie, że niektórzy chrześcijanie uciekają w sferę pseudomistycznych wzruszeń jakoby utożsamiających ich z działaniem Ducha Św. w Kościele. Zapominają oni, że łaska zakłada rozumną i wolną naturę człowieczą. Szukają nadzwyczajnych darów Ducha Św. takich jak glossolalia czy dar uzdrawiania, a zapominają, że głównymi charyzmatami, czyli darami Ducha Św. jest dar wiary, nadziei i miłości. 

Łatwo jest się wyobcować z rzeczywistości i stwarzać elitarne grupy. Trudniej natomiast jest słuchać Ducha Św. w normalnej rzeczywistości życia, w której rzeczywiście Duch do nas przemawia. Łatwo jest się oddzielić od codziennej rzeczywistości poprzez rozmaite formy dewocyjne, trudniej natomiast być w niej i swoją postawą ją przekształcać. Bóg zadał nam tę rzeczywistość ze wszystkimi jej problemami i komplikacjami. Nie wystarczy mówić „Bóg tak chce”, trzeba pytać raczej, czego rzeczywiście Bóg od nas chce. 

Pod źle rozumianym parasolem Ducha Św. można umieścić tandetną pracę, brak odpowiedzialności za swoje obowiązki, samoakceptację w bylejakości i tandecie spełniania codziennych obowiązków. Nie wystarczy „sprężać się” modlitewnie. Łaska wymaga od nas sprężania się w zadaniach, które zostały nam powierzone przez Opatrzność w zakresie naszego stanu i zawodu. Nie od Ducha Św. pochodzi sytuacja, gdy ktoś klnie na nas z powodu naszej złej pracy, nie rzetelnego spełniania obowiązków stanu lub zawodu, gdy chcę wmówić sobie i ludziom, że moje tandetne prace wynikają z prawdy, że „Bóg tak chce” . 

Nie nadużywajmy zatem naszej życiowej tandety do tego, by wmawiać Duchowi Św., że właśnie On nas w tym usprawiedliwia.