sobota, 26 marca 2016

Zmartwychwstanie – dzień odrodzenia

Zmartwychwstanie Pańskie, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

  

W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary.
Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.

Łk 24,1-12

KOMENTARZ

  

W Niedzielę Zmartwychwstania Pańskiego używa się trzech zestawów czytań mszalnych. Wszystkie one jednak dotyczą tego najważniejszego faktu w Dziejach Zbawienia, kreśląc jedynie rozmaite związane z nim okoliczności i ludzkie przeżycia Świadków tamtych dni.


Zmartwychwstanie Pańskie jest ukoronowaniem całego Misterium Wcielenia. Ku niemu zmierzało całe ziemskie życie Chrystusa od momentu poczęcia w łonie Najświętszej Matki. Przez Ofiarę Krzyża podjętą przez Syna Bożego, przez Jego Śmierć i przez jej przezwyciężenie w Zmartwychwstaniu dokonało się Dzieło Zbawcze, Życie Zwyciężyło Śmierć, Miłość Przemogła Nienawiść, Dobro Starło Zło a przed człowiekiem zapaliło się jasne światło nadziei.


Przeżywając dziś Misterium Zmartwychwstania przypomnijmy sobie dawny obyczaj chrześcijański, z czasów, gdy życie nie było tak zlaicyzowane i sprofanowane. Otóż, gdy kiedyś zasiadano do wielkanocnego stołu po uczestnictwie w nabożeństwach Wielkiego Tygodnia, musiały iść w zapomnienie niezgody, wzajemne urazy i złości. Dzień Zmartwychwstania Pańskiego musiał być dniem odradzającej się między ludźmi zgody i miłości. Wszyscy musieli zmartwychwstać w miłości i dobroci i to w wymiarach i kategoriach całkiem praktycznych. Inaczej – daremne byłyby wielkotygodniowe dewocje. Warto chyba dziś nawiązać do tego pięknego zwyczaju zmartwychwstawania we wzajemnej życzliwości i miłości, do zmartwychwstawania w chrześcijańskiej kulturze współżycia ludzi na co dzień. Dziś szczególnie tego właśnie nam potrzeba, gdy nawet nieświadomie wyładowujemy przeliczne napięcia w agresji w stosunku do najbliższych, gdy wszystkie utrapienia dzisiejszego życia rozmaite trudności, napięcia i niepowodzenia wyładowujemy na żonie, mężu, dzieciach czy współpracownikach. Niech uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego praktycznie stanie się dla nas dniem odrodzenia w najzwyklejszej zgodzie, miłości i kulturze obcowania godnej wierzących w Chrystusa Zmartwychwstałego.

sobota, 19 marca 2016

Dwa obrazy

VI Niedziela Wielkiego Postu (Niedziela Palmowa), Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

  

Jezus ruszył na przedzie zdążając do Jerozolimy.
Gdy przyszedł w pobliże Betfage i Betanii, do góry zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów, mówiąc: „Idźcie do wsi, która jest naprzeciwko, a wchodząc do niej, znajdziecie oślę uwiązane, którego nikt jeszcze nie dosiadł. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego odwiązujecie, tak powiecie: «Pan go potrzebuje»”. Wysłani poszli i znaleźli wszystko tak, jak im powiedział. A gdy odwiązywali oślę, zapytali ich jego właściciele: „Czemu odwiązujecie oślę?” Odpowiedzieli: „Pan go potrzebuje”. I przyprowadzili je do Jezusa, a zarzuciwszy na nie swe płaszcze, wsadzili na nie Jezusa. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zbocza Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów poczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I wołali głośno:
„Błogosławiony Król,
który przychodzi w imię Pańskie.
Pokój w niebie
i chwała na wysokościach”.
Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. Odrzekł: „Powiadam wam, jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”.

(Łk 19,28-40)
 (Łk 22,14 - 23,56)

  KOMENTARZ



W Niedzielę Palmową w trakcie Liturgii czyta się dwie Ewangelie: najpierw o wjeździe Jezusa do Jerozolimy, a potem jeszcze czyta się opis Męki i Śmierci Jezusa. Te dwa fragmenty Słowa Bożego zdają się pokazywać kompletnie przeciwstawny obraz Jezusa: wjazd Chrystusa do Jerozolimy wygląda na tryumf, wszyscy (z wyjątkiem paru faryzeuszów) wyglądają na uszczęśliwionych, Nasz Mistrz zdaje się tryumfować – i to dość świadomie, wszak zaplanował swój wjazd: wysłał swoich uczniów po osiołka, przyjmował też ich hołd. Gdy niektórzy faryzeusze zaniepokojeni z powodu możliwych skojarzeń politycznych (w końcu tłum wznosił okrzyki na cześć Króla), próbowali namówić Jezusa, żeby to wszystko powstrzymał, jednak wyraźnie się nie zgodził – dość tajemniczo powiedział, że gdy przestaną wołać ludzie, zaczną wołać kamienie (por. Łk 19,40). Z drugiej zaś strony mamy do czynienia z obrazem Jezusa zdradzonego, wyszydzonego, niewinnie skazanego, umęczonego i ukrzyżowanego. Możliwe, że w naszej świadomości te obrazy kompletnie nie pasują do siebie... 

Tymczasem tak naprawdę oba obrazy dotyczą dokładnie tego samego: Jezus faktycznie obejmuje panowanie. Przybywa do swego miasta – Jerozolimy, który jest celem całej Jego wędrówki, Jego głoszenia Słowa Życia. To tutaj lud wykrzykuje słowa bardzo podobne do tych, które wypowiedzieli Aniołowie przy narodzinach Chrystusa: „pokój w niebie i chwała na wysokościach” (Łk 19,38). Uważny czytelnik może spostrzec, że przy Narodzeniu dokładnie Aniołowie śpiewali: „chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój” (Łk 2,14). Tu natomiast, o dziwo, nie ma wzmianki o pokoju na ziemi. To zaś koresponduje z dziwną wypowiedzią Jezusa z Ostatniej Wieczerzy, którą zanotował św. Łukasz: „Lecz teraz kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz!” (Łk 22,36). Dziwne: Jezus nigdy nie nawoływał do walki zbrojnej, wręcz dystansował się od takich oczekiwań, a teraz zdaje się zmienił zdanie... 

Rzecz jest jednak nie w tym, że Jezus nawołuje do walki zbrojnej – zaczyna się czas walki duchowej. On pokona za chwilę – na krzyżu – moce ciemności, które władały niepodzielnie ludzkością. Od chwili śmierci krzyżowej Jezusa nasz dług został spłacony – szatan traci do nas prawo. Dla szatana to wielki kłopot – rozpocznie więc walkę o odzyskanie tego, co stracił. Dlatego Jezus wzywa swoich uczniów, by zaopatrzyli się w miecze – a uczniowie nawet Chrystusowi odpowiadają, że mają dwa miecze, na co stwierdza, że to wystarczy. Dwa miecze przeciwko całemu światu? Co ciekawe, gdy w Ogrodzie Oliwnym uczniowie próbują walczyć mieczem, Jezus ich wstrzymuje, a nawet naprawia skutki tej próby (uzdrawia zranione ucho). Wygląda więc na to, że uczniowie nie do końca zrozumieli słów Mistrza. O co więc chodzi z tymi mieczami? 

No właśnie: tak jak walkę zapowiadaną przez Jezusa należy rozumieć duchowo, tak samo duchowo należy rozumieć miecze. Skoro miecze są dwa, to można je wytłumaczyć dwojako. Po pierwsze może chodzić o Ciało i Krew Jezusa, którymi karmimy się w Eucharystii. Ja jednak skłaniałbym się do tłumaczenia, że dwa miecze to dwojaki pokarm pozostawiony przez Jezusa Jego uczniom: pokarm Jego Ciała i Krwi oraz pokarm Jego Słowa. Eucharystia i Słowo – to dwa miecze, które są wystarczające dla nas, uczniów Jezusa, w walce duchowej, którą przychodzi nam toczyć. 

A walkę przyjdzie nam toczyć z pewnością. Świat nie przyjął Chrystusa, wręcz przeciwnie, odrzucił Go jako Króla i Pana. Jezus został odrzucony totalnie: wykpiony, wyszydzony, uznany za bluźniercę i buntownika, umęczony i ukrzyżowany jak najgorszy złoczyńca. I faktycznie z punktu widzenia tego świata Jezus jest najgorszym złoczyńcą – bo odbiera temu światu monopol na panowanie nad nami. Świat nienawidzi Naszego Mistrza bo obnaża kłamstwo tej rzeczywistości i tego, który uzurpuje sobie władzę nad nami. I ta walka trwa do dzisiaj, bo okazuje się, że najgorszymi przestępcami nie są mordercy, złodzieje ale ci, którzy obnażają kłamstwa tego świata. Bo nasza doczesna rzeczywistość jest właśnie zbudowana na kłamstwie. Jezus zaś budzi w człowieku to, co duchowe – pokazuje nam, że można więcej. To Chrystus ujawnia, że można być wolnym, nie trzeba się dopasowywać do tej rzeczywistości, że można się sprzeciwić temu, jaki jest ten świat. On sam tak żył: nie był taki sam, jak wszyscy wokół i nie przyjmował wzorców tego świata. Dla Niego jedynym wzorem był Ojciec – i tego samego starał się nauczyć nas. Dla naszego Mistrza było to tak ważne, że oddał za to wszystko: swój honor (bo został wykpiony i wyszydzony), swoje Ciało (bo zostało poddane torturom i zniewagom) i swoje życie (bo umarł na krzyżu). W ten sposób zwyciężył: światu nie udało się zmusić Go, by stał się taki, jak świat wokół Niego.

Krzyż Jezusa jest miejscem Jego tryumfu – wjazd do Jerozolimy i ukrzyżowanie to dwa obrazy pokazujące tryumf Jezusa! On wygrał – świat przegrał. Odrzucając Chrystusa świat potwierdził swoją przynależność do śmierci. A każdy z nas staje teraz przed wyborem. Nasz Pan i Zbawiciel daje nam wolną wolę i kładzie przed nami życie i śmierć (por. Pwt 30,19–20). Wybór jest pozornie łatwy, bo przecież każdy chce żyć. Ale życie z Jezusem nie będzie łatwe, bo będziemy mieli udział w Jego losie i to w całości: jeśli Jego świat odrzucił, to i nas odrzuci. Będziemy wykpieni, niezrozumiani, wyśmiani itd. itp. Może na razie jeszcze nikt nas nie zabije tu, w Europie, ale kto wie co będzie za parę lat, wszak islam już puka... Chrześcijaństwo naprawdę nie jest dla tych, którzy szukają spokojnego i bezproblemowego (w rozumieniu tej rzeczywistości) życia. Jest dla tych, którzy potrafią się jasno opowiedzieć – niech wasza mowa będzie tak, tak – nie, nie... Jeśli więc ktoś chce się układać z tym światem, chce grać na dwie strony, to będzie rozczarowany: Jezus coś wspominał o służeniu dwom panom... W naszym życiu może być tylko jeden pan: albo ukrzyżowany Król-Zwycięzca, albo pan tego świata. Wydaje się, że Ukrzyżowany nie jest zbyt atrakcyjną perspektywą. Ten zaś świat kusi dość jaskrawymi ofertami, które na pierwszy rzut oka przebijają Krzyż... Niemniej jednak prawda jest inna: to właśnie Krzyż prowadzi w istocie rzeczy do życia, oferta tego świata jest zaś ofertą śmierci, tyle że ładnie opakowaną. Na trzeci dzień się o tym przekonamy...

sobota, 12 marca 2016

Pochwycony przez Chrystusa

V Niedziela Wielkiego Postu, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 


Jezus udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał.
Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: ”Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co mówisz?”. Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć.
Lecz Jezus, nachyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: ”Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie nachyliwszy się, pisał na ziemi.
Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku.
Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: ”Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”. A ona odrzekła: ”Nikt, Panie!”. Rzekł do niej Jezus: ”I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili już nie grzesz”.

J 8,1-11

KOMENTARZ

 

Jesteśmy ludźmi w drodze, w drodze od narodzenia, poprzez śmierć, do wieczności. Nie jesteśmy na niej sami, nie wzięliśmy się z nikąd. Nasze istnienie jest dziełem Boga. Dziełem Boga i Jego darem jest nasza rozumność i wolność. Człowiek sam, swoim wolnym i niewłaściwym wyborem określił się w świecie i skazał na niedostatki i bóle swą ziemską kondycję. Bóg jednak i wtedy nie pozostawił go jego własnym siłom i ograniczonym możliwościom. Wchodził z nim w przymierze aż do Ofiary Swego Syna włącznie, Ofiary, która – jedyna – mogła przezwyciężyć ten pierwszy niewłaściwy wybór i wszystkie jego konsekwencje – grzechy wszystkich ludów i czasów.

Chrystus nie tylko przezwyciężył grzech i śmierć, lecz także wskazał człowiekowi drogę: wartości – dobra, które trzeba wybierać, by iść za Nim i Jemu dawać świadectwo.

Nie jest to droga łatwa. Człowiek, wybierając ją, jest skazany na olbrzymi wysiłek i doznawanie raz po raz porażki, bo wymagania Ewangelii są wysokie. Nie jest to najważniejsze, że się upada, ważne jest, że się powstaje i nie porzuca tej drogi. Na drodze tej zresztą nie jesteśmy sami. Towarzyszy nam Chrystus. On wspomaga i podnosi, nawet z najgłębszych upadków. On jest gwarantem nadziei i mocy.

 Bardzo często zarzucało się i zarzuca Kościołowi, a ściślej – duchownym i świeckim ludziom identyfikującym się z Kościołem, że ich życie jest tak pełne grzechu i niedoskonałości. Zarzuty te są formułowane przez ludzi, którzy wybrali łatwiejszy model życia i postępowania, rezygnując z wysokich ideałów, opacznie interpretując prawo naturalne. Odpowiedź na te zarzuty jest jedna: wcale nie twierdzimy, że Kościół tu na ziemi jest doskonały, że wśród jego ludzi jest mniej grzechu i niedoskonałości niż wśród innych. Wręcz przeciwnie – chrześcijanin naprawdę wierzący w Chrystusa – widzi całą swą znikomość, słabość i całą swą nikczemność, przeżywa cały dramat niedostawania życiem do Ewangelii, wszelako nie rezygnuje z wysiłku, nie odrzuca Jej. Ciągle na nowo powstaje, ciągle oddziela ziarno od plew, wierząc, że jest – jak powiada św. Paweł w dzisiejszym drugim czytaniu – „pochwycony przez Chrystusa”.

Każdemu z nas potrzebne jest uświadomienie sobie uzdrawiającego spojrzenia Jezusa, który mówi do nas: „I Ja ciebie nie potępiam. – Idź, a od tej chwili już nie grzesz”. W tym Roku Miłosierdzia szczególnie te słowa mają specjalny wydźwięk, niech będą okazją do zweryfikowania naszych postaw względem Naszego Mistrza, naszych bliskich, a nade wszystko samego siebie.

sobota, 5 marca 2016

Studium grzechu

IV Niedziela Wielkiego Postu, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 



W owym czasie zbliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: "Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi".
Opowiedział im wtedy następującą przypowieść:
"Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: »Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada«. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zebrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie.
A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, które jadały świnie, lecz nikt mu ich nie dawał.
Wtedy zastanowił się i rzekł: »Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu z głodu ginę. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mię choćby jednym z najemników«. Wybrał się więc i poszedł do swojego ojca.
A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: »Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem«.
Lecz ojciec rzekł do swoich sług: »Przynieście szybko najlepszą suknię i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się«. I zaczęli się bawić.
Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to znaczy. Ten mu rzekł: »Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego«.
Na to rozgniewał się i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: »Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę«.
Lecz on mu odpowiedział: »Moje dziecko, ty zawsze jesteś przy mnie i wszystko moje do ciebie należy. A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się«".

Łk 15,1-3.11-32

KOMENTARZ



Warto zwrócić uwagę w dzisiejszej przypowieści na wspaniałe studium grzechu, jakie dokonuje Jezus opisując losy młodszego syna. Otóż prawo dopuszczało, by ojciec jeszcze za życia rozdzielił majątek między swoich synów, ale uważano za głęboki nietakt, gdy syn sam się tego domagał. Niby nic – niby to tylko zwyczaj, niemniej pewna granica została już przekroczona. Jak się za chwilę okaże, złamanie jednej bariery pociągnie za sobą kolejne. Otóż syn decyduje się wystąpić już nie przeciwko zwyczajowi, ale wprost przeciwko prawu: spienięża swoją część majątku. Jakkolwiek prawo pozwalało na podział majątku za życia ojca, to jednak synowie nie mogli nic z niego sprzedawać, póki ojciec nie umarł. Dalej syn występuje przeciwko dwom najbardziej podstawowym wspólnotom: opuszcza dom rodzinny i porzuca swoją ojczyznę, wyjeżdżając „w dalekie strony”. I teraz zaczynają się konsekwencje jego działania – kiedy człowiek już faktycznie odszedł od wszystkiego, co mogłoby dla niego być oparciem, staje się igraszką zła. Ulega on namiętnościom, zachciankom – bezsensownie roztrwania majątek. To doprowadza go do jeszcze większego zniewolenia: staje się sługą, niewolnikiem obcego człowieka i musi wykonywać jego upokarzające rozkazy. Z syna, dziedzica majątku, staje się żebrakiem, który musi się podporządkować i robić, co mu każą. Wreszcie okazuje się, że los świń – zwierząt nieczystych i przez Żydów pogardzanych – staje się lepszy niż los młodszego syna. Tym samym – w oczach przeciętnego Żyda – młodszy syn utracił resztki ludzkiej godności, człowieczeństwa... 

I tak właśnie działa zło: małymi kroczkami. Najpierw zdaje nam się, że łamiemy jakąś niewinną barierę i że to nikomu nie przyniesie szkody. Ale okazuje się, że takie przekraczanie – niby niczego – oswaja nas z mentalnością wiarołomnego. Niewierność przestaje być dla nas czymś nie do pomyślenia – staje się czymś zwykłym i oczywistym. Zobaczmy jak to działa w praktyce naszego życia, być może kiedyś uważaliśmy, że kłamstwo jest czymś okropnym. Ale raz, drugi się zdarzyło – a potem już jakoś poszło... I teraz chwytamy się tego przy każdej okazji jako najłatwiejszego wyjścia. Podobnie jest z przeklinaniem czy małymi oszustwami. Najpierw następuje oswojenie człowieka, a potem idzie już lawinowo: od niewinnych rzeczy człowiek przechodzi do coraz poważniejszych, aż dokonuje się odwrócenie się od Boga. I o to właśnie złu chodzi: gdy człowiek zerwie więź z Bogiem, zło może zrobić z człowiekiem, co zechce. My nie jesteśmy mądrzejsi, ani sprytniejsi od zła – ono nas przewyższa inteligencją, sprytem, mądrością itd. Jeśli nie oprzemy się na Bogu, nie mamy żadnych szans oprzeć się złu. No i ono – gdy już oderwiemy się od Naszego Ojca – systematycznie pozbawia nas wszystkiego, aż do całkowitego upadku i utraty tego, co czyni nas ludźmi. 

Warto zdawać sobie sprawę z tej drogi – żeby na nią nie wchodzić. Jezus nie tylko wskazuje czego się strzec, ale pokazuje także, że nawet jak już to się wszystko z nami stanie, to Bóg jednak z nas nie rezygnuje. To jest wielka prawda: Bóg nigdy nami się nie zniechęca, nigdy nie przestaje na nas czekać i o nas walczyć. Jest gotowy zawsze przyjąć nas z powrotem. Warunkiem jest całkowita przemiana serca (o tym pisałem tydzień temu) i powrót do Ojca. A to jest możliwe tylko wtedy, gdy człowiek przeprowadzi jakąkolwiek poważną refleksję nad sobą: bieda jest wtedy, gdy człowiek brnie w zło głową naprzód i nawet nie stać go na to, by zastanowić się, co się z nim dzieje. Jezus, mówiąc o procesie zastanawiania się młodszego syna, używa dosłownie zwrotu „wszedł w siebie”. Uważam to za ważne sformułowanie: młodszy syn wreszcie spojrzał na siebie i dostrzegł winę w sobie, poznał w sobie swój grzech. To ważna rzecz, bo my zazwyczaj winimy za naszą sytuację wszystkich dookoła – z Panem Bogiem włącznie – tylko nie siebie i nie swoje własne decyzje i wybory. Decydujemy się żyć i postępować, jakby Boga nie było, a potem oczywiście to Bóg jest winny, że nasze życie jest jakie jest. 

Myślę, że Wielki Post to dobry czas, żeby wreszcie przestać przypisywać całą winę wszystkim wokół i wejść wreszcie w siebie – przyjrzeć się sobie i swoim dotychczasowym decyzjom, wyborom i zachowaniom. I zastanowić się nad nimi i określić jak wpływają na moje obecne życie – może to właśnie z ich powodu jest takie jakie jest, może to wcale nie jest wina Pana Boga...