sobota, 25 kwietnia 2015

Kto jest twoim Pasterzem?

  IV NIEDZIELA WIELKANOCNA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 


Jezus powiedział:
„Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach.
Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz.
Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je potem znów odzyskać. Nikt mi go nie zabiera, lecz Ja od siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca”.


J 10,11-18

KOMENTARZ


 
W dzisiejszej Ewangelii Jezus opisuje swoją relację z uczniami za pomocą obrazu dobrego pasterza. Jezus jako nasz Pasterz troszczy się o nas aż do oddania swego życia, w tym krótkim fragmencie mówi o tym aż pięciokrotnie. I za każdym razem chodzi o dobrowolne oddanie swego życia – św. Jan bardzo wyraźnie pokazuje, że śmierć Jezusa nie jest zwycięstwem Jego wrogów, ale wolną ofiarą, jaką składa z siebie dla naszego dobra. I właśnie ten fakt czyni Go godnym zaufania, to jest dowód na Jego bezinteresowność, na to że On przede wszystkim szuka naszego dobra, a nie własnej korzyści. 

Można tu dostrzec po pierwsze pewną oryginalność chrześcijaństwa: Bóg jest zainteresowany naszym dobrem. Nie jest obojętny, my nie jesteśmy dla Niego przypadkowym dodatkiem, nie musimy walczyć o to żeby nami się zainteresował – Bóg, w którego wierzymy, sam z siebie jest całkowicie nastawiony na nasze dobro, jesteśmy w centrum Jego uwagi, dba o nas do tego stopnia, że jest gotowy ofiarować swojego własnego Syna. Bo ukochał nas do końca i nigdy nie pozostawi nas samych. 

Dzisiejsza Ewangelia skłania nas do zastanowienia się nad tym, komu my w gruncie rzeczy ufamy? Jezus bowiem jawi się jako pierwszy godzien naszego zaufania, pierwszy którego głosu powinniśmy słuchać. A dlaczego schodzimy z drogi Jezusa? Jedna z przyczyn to nasze słabości. Gdybyśmy ufali Jemu w pełni, walczylibyśmy z całych sił o to, żeby nie dać się sprowadzić z Jego drogi. Ale zamiast walczyć o utrzymanie się na drodze Ewangelii, to bardzo często sami, świadomie z tej drogi schodzimy – bo bardziej niż Jezusowi ufamy sobie, kolegom, dziennikarzom, gadającym głowom w telewizji, politykom, modzie, zwyczajom, współczesnym trendom itd. I tu właśnie pojawia się pytanie o uwierzytelnienie: co zrobili ci, którym ufamy bardziej niż Jezusowi? 

Za każdym razem, gdy schodzimy z drogi Jezusa, kiedy przestajemy żyć według Jego Ewangelii, mówimy Mu: nie jesteś moim pasterzem. Każdy więc, kto nie idzie za Nim, wypiera się faktu przynależności do Jezusa. Dlatego na przykład pierwsi chrześcijanie bardzo mocno podkreślali fakt, że grzech nie tylko oddziela człowieka od Boga, ale jest też krzywdą zadaną całemu Kościołowi, z którego grzesznik się wyłącza. Przeżywali oni sakrament pokuty jako pojednanie nie tylko z Bogiem, ale również z całym Kościołem.

Warto więc być uważnym – nie wierzyć bezkrytycznie tym wszystkim, którzy chcą nam stworzyć „lepszy świat”. Bo nie dadzą nam tego co ofiarował Jezus: zbawienie i życie wieczne. Warto zaufać Zmartwychwstałemu, bo będzie nas prowadził do swego Ojca.

sobota, 18 kwietnia 2015

Świadkowie Jezusa

  III NIEDZIELA WIELKANOCNA, ROK B

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 

 

Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba.
A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: „Pokój wam”. Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: „Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam”. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi.
Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: „Macie tu coś do jedzenia?” Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich.
Potem rzekł do nich: „To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach”. Wtedy oświecił ich umysł, aby rozumieli Pisma.
I rzekł do nich: „Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jerozolimy. Wy jesteście świadkami tego”.

Łk 24,35-48

KOMENTARZ

 

Dzisiejszy fragment Ewangelii jest dalszą częścią opowieści o uczniach idących do Emaus: oto już pędem wrócili z Emaus i dzielą się z pozostałymi uczniami radością spotkania ze Zmartwychwstałym. Wspólne wspominanie Jezusa, rozmowa o Nim, sprawia, że sam Mistrz staje pośród swoich uczniów – dokładnie tak, jak powiedział: „gdzie dwaj albo trzej są zebrani w Imię moje...” (por. Mt 18,20). Okazuje się, że wspólnota uczniów Jezusa, która zbiera się w Jego imię i celebruje pamiątkę, staje się miejscem spotkania z Panem. I to tak realnego spotkania, że Zmartwychwstały nawet formułuje lekki wyrzut w kierunku tych, którzy wątpią: „czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości się budzą w waszych sercach?” (Łk 24,38).

To pytanie może zadać sobie każdy z nas, bo faktycznie na myśl o tym, że Jezus mógłby naprawdę przed nami stanąć, ogarnia nas lekki niepokój i zmieszanie. Wynika to z tego, że na co dzień nie za bardzo liczymy się z obecnością Jezusa. A kiedy przypominamy  i uświadamiamy sobie, że On jest pośród nas zawsze, choć Go nie widać, to robi nam się nieswojo na myśl o tym, co ten obecny wciąż przy nas Jezus widzi i słyszy.

Dla Jezusa było ważne, żeby po zmartwychwstaniu spotkać się z tymi, którzy towarzyszyli Mu za życia i dobrze wiedzieli o Jego śmierci – żeby mogli rozpoznać Go także jako żyjącego i żeby stali się świadkami Jego zwycięstwa. Ze zwycięstwa Jezusa płynie dla nas wyzwolenie z grzechów i możliwość powrotu do Boga (czyli nawrócenia).

I tu pojawia się zasadniczy temat dzisiejszej Ewangelii: „wy jesteście świadkami tego” (Łk 24,48). Uczniowie Jezusa mają być świadkami tego, co przeżyli, co doświadczyli i w co uwierzyli. I to nie tylko zgromadzeni przy Zmartwychwstałym, ale wszyscy uczniowie Jezusa we wszystkich czasach. Świadek to ten, który nie ugiął się i do samego końca wytrwał przy Bogu. Pierwszym świadkiem w pełnym znaczeniu tego słowa jest sam Jezus Chrystus: On całym swoim życiem, swoją Męką, Śmiercią i Zmartwychwstaniem zaświadczył o Prawdzie o Ojcu. I my, uczniowie Jezusa, jesteśmy wezwani do tego, by tak,  jak On być świadkami – Jego Miłości, Jego zwycięstwa, Jego Ewangelii. A świadkami będziemy wtedy, gdy rzeczywiście będziemy żyli tak, jak wierzymy – gdy nie damy się w żaden sposób złamać, zniechęcić, zwieść.

Świat od czasów Jezusa bardzo się zmienił, stał się sprytniejszy i bardziej podstępny. Oczywiście także i dzisiaj giną chrześcijanie z powodu trwania przy Jezusie. Wspomnę tylko o prześladowaniach w Syrii czy na terenie państwa islamskiego. Ale wielu katolików daje się złamać bez przemocy, bez rozlewu krwi: dają się zwieść modzie, dyktatowi tak zwanej „współczesności” i „nowoczesności”, rzekomej „tolerancji”, nie wspominając o złudnych obietnicach „nieba na ziemi” za cenę odrzucenia niemodnej i nienowoczesnej nauki Ewangelii. Ilekroć przychodzi nam pokusa, żeby tak bez walki się poddać i dać sobie narzucić neopogański i hedonistyczno-konsumpcyjny styl życia w miejsce Ewangelicznego – warto pomyśleć o naszych braciach i siostrach, którzy aktualnie są mordowani za wiarę.

Tylko żeby być świadkiem, trzeba mieć o czym świadczyć. Uczniowie z dzisiejszej Ewangelii stali się świadkami Jezusa, bo Go spotkali, bo On ich przemienił, dał im Nowe Życie. Dopóki człowiek tak naprawdę osobiście się nie spotka z Jezusem, nie nawróci się, to nie uwierzy i nie będzie świadkiem, bo o czym ma świadczyć? I tu otwiera się kolejny wielki problem współczesnych, nowoczesnych chrześcijan, którzy są bardzo dalecy od osobowego pojmowania swego chrześcijaństwa – jako spotkania ze Zmartwychwstałym i Żyjącym Chrystusem. Otóż Ci „oświeceni” katolicy pojmują swoje chrześcijaństwo jako zwykłą deklarację i rodzaj światopoglądu. Często można od nich usłyszeć słowa, że wiara to jest ich prywatna sprawa, a przecież św. Paweł powiedział: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do sprawiedliwości, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia. (Rz 10,9-10). Samo przyjęcie Słowa nie wystarczy abyśmy mogli być zbawieni, trzeba nam jeszcze głosić to Słowo tym wszystkim, którzy tego potrzebują.