sobota, 17 czerwca 2017

Czułość Boga

XI Niedziela Zwykła, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO






Jezus widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce niemające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszelkie choroby i wszelkie słabości.
A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził.
Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: »Bliskie już jest królestwo niebieskie«. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.





KOMENTARZ



Jezus widział, że Jego słuchacze są bardzo samotni. Poszukują oparcia i nie znajdują go w nikim. Poszukiwanie miłości doprowadza człowieka na skraj pustyni nienawiści, dopóki nie zrozumie, że żaden człowiek nie wypełni jego pustki. Pełnią jest tylko Bóg! On jest opieką, troską, ramionami.

Izrael spotkał się z Bogiem na pustyni. Nie tylko dlatego, że trzeba wszystko porzucić, by dojrzeć miłość Boga, ale również dlatego, że Bóg chciał uświadomić człowiekowi jego sytuację: opuszczenie, znękanie, rozdarcie wewnętrzne. Tak jest z nami dopóki nie otworzymy oczu, by zobaczyć, że Boże oczy nigdy nie są zamknięte na nas. My jesteśmy tymi znękanymi przez uczucia i rozszarpanymi w sercu. Złupieni przez siły mroku, niemający sił do stania o własnych nogach, jak mówi List do Rzymian: bezsilni i żyjący jak wrogowie Boga! Bóg to widzi, ale czy my potrafimy dostrzec to w sobie?

Ewangelia nie tylko objawia miłość Boga, ale także prawdę o człowieku. Szukamy miłości wszędzie, tylko nie w Bogu. Jak powiedział św. Jan od Krzyża, szukamy niczego w niczym! Mimo tego, że porzuciliśmy Boga, On nas kocha. Wyprowadza z pustyni do ziemi obiecanej, zachowuje od karzącego gniewu.

Najbardziej zdumiewa to, że Jezus, pragnąc zaradzić ludzkiej nędzy, powołał Apostołów – robotników żniwa, udzielając im władzy nad duchami nieczystymi, nad wszelkimi chorobami i słabościami. W Biblii obraz żniw to często symbol końca świata! Apostołowie mieli obowiązek wyganiać złe duchy. Niewielu jest takich, którzy są wierni temu powołaniu. Wielu nawet zwątpiło w istnienie demonów, uważając ich obecność w Biblii za „gatunek literacki”. W jaki sposób Apostołowie mieli wyganiać złe duchy? Przez głoszenie czułości Boga! Człowiek potrzebuje miłości i czułości, ale nie sięga po nią tam, gdzie ona naprawdę na niego czeka, nie sięga po ramiona Boga. Każde inne ramiona, tylko nie Boga! Tak, niestety, myślimy i dlatego oplatają nas swymi ramionami demony. Ludzie nie potrzebują psychologów, którzy wytłumaczą im ich pustkę i samotność. Potrzebują czułości i miłości. I tylko Bóg może ich nasycić. Kto jednak uwierzy, że Bóg ma więcej ciepła niż najczulsza matka? Kto uwierzy, że u źródeł ludzkiego zagubienia jest zawsze brak miłości i czułości? Kto uwierzy, że właśnie po to Jezus wysłał Apostołów, aby głosili tę czułość, udostępniali ją w sakramentach, wskazywali w rozmowach, by namaszczali olejem w taki sposób, by namaszczeni czuli łagodne dotknięcie Ducha, kojące i leczące? 

Robimy wszystko, by nie czuć samotności. A jednak to, co robimy, pogłębia naszą samotność. Samotność budzi potrzebę zbliżenia się do kogoś. Tracimy dystans i wolność, tracimy siebie dla kogoś, wreszcie tracimy kogoś! To nie jest wyjście z samotności, tylko zatracenie. Bóg potrafi kochać w tak doskonały sposób, że nawet ktoś, kto zwątpił w to, że może być kochany, nie zostanie przez Niego porzucony.

sobota, 10 czerwca 2017

Najbardziej praktyczny dogmat

Uroczystość Najświętszej Trójcy, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO







Jezus powiedział do Nikodema:
„Tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zba­wiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednoro­dzonego Syna Bożego”.



KOMENTARZ


Bóg jest jeden. A jednocześnie jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Tajemnica Trójcy Świętej. Ta prawda wiary wydaje się zbyt trudna dla przeciętnego umysłu. Co więcej, całkowicie oderwana od życia. A przecież czyniąc znak krzyża, powtarzamy: w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. To najprostsze wyznanie wiary w Trójcę jest zarazem modlitwą. Mówienie o Bogu musi łączyć się z mówieniem do Boga. Inaczej sprowadzimy Boga na poziom stworzeń, które człowiek może dowolnie badać, mierzyć, opisywać. A Bóg pozostaje tajemnicą. Nie da się Go zamknąć w pojęciach, w zdaniach, dogmatach, opisać raz na zawsze.

„Bóg tak umiłował świat, że Syna swego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne” – pisze św. Jan. Jeśli możemy cokolwiek powiedzieć o tajemnicy Boga, to dlatego, że On sam opowiedział nam o sobie, czyli objawił nam siebie. Zrobił to jednak nie dla zaspokojenia naszej ciekawości, ale po to, by się z nami zaprzyjaźnić, by zbudować więzy, które mają moc ocalić od śmierci.

To, że Bóg jest tajemnicą, nie znaczy, że się przed nami ukrywa. Przeciwnie, daje się poznać. Kluczem do Jego poznania jest miłość, żywy kontakt z Nim. A kochać można tylko to, co tajemnicze (Mały Książę). To trochę tak jak z poznawaniem drugiego człowieka. Ile trzeba czasu, cierpliwości, wytrwałości, miłości, aby poznać drugiego człowieka! Beczkę soli trzeba zjeść. Ile trzeba czasu, cierpliwości, wytrwałości, miłości, aby poznać Boga?

Jakie jest znaczenie prawdy o Trójcy dla człowieka? Zasadnicze. Bóg jest wspólnotą Osób zjednoczonych miłością. Każda z tych Osób jest jedyna, niepowtarzalna. Jednocześnie jest sobą dzięki relacji z drugą Osobą. We wnętrzu Boga trwa nieustanna wymiana życia, dialog, spotkanie. Z tej miłości jest świat, ty i ja. Skoro człowiek jest stworzony na podobieństwo zakochanych w sobie Boskich Osób, to stąd wniosek: człowiek staje się sobą, kiedy buduje relacje z innymi, kiedy żyje z innymi, dla innych, a nie wbrew czy przeciwko innym. Każdy z nas jest jedyny, wyjątkowy, ale ta niepowtarzalność każdej z ludzkich osób ujawnia się, kształtuje w spotkaniu z drugim. Centrum mojego życia nie jest we mnie, jest poza mną.

Z tajemnicy Trójcy Świętej płynie proste przesłanie: kochaj! Buduj więzy z innymi, cierpliwie pielęgnuj komunię osób w rodzinie, w społeczeństwie, w Kościele. Nie wierz ateiście Sartrowi, który mówił, że piekło to inni. Licząc tylko na siebie, budujesz twierdzę samotności i niszczącego egoizmu.

Jak świętować niedzielę Trójcy Świętej? Spójrz głęboko w oczy swojej żonie, mężowi, mamie, tacie, bratu, siostrze, narzeczonej, przyjacielowi. Usiądź razem przy stole i bądź dla nich. Porozmawiaj szczerze. Nie wstydź się mówić: kocham cię, tęsknię za tobą, przepraszam, dziękuję. Pomyśl, ile zawdzięczasz innym. Podziękuj Bogu Ojcu, Synowi, Duchowi.

piątek, 2 czerwca 2017

Gniazdo z połamanych gałęzi

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO







Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku, i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. 
A Jezus znowu rzeki do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. 

(J 20,19–23)


KOMENTARZ



Różne języki, ale ten sam ogień miłości Boga. Różnimy się między sobą, ale Bóg nas łączy. Jedność w Kościele jest skomponowana z naszej różnorodności. Bez Bożego ognia miłości nasza jedność stałaby się początkiem niechęci i wzajemnych oskarżeń.

Bóg dał Apostołom moc do przebaczania i jednania się, ponieważ trwali na jednym miejscu. Gdy po raz pierwszy Jezus tchnął w nich Ducha, aby byli zdolni odpuszczać grzechy, stało się to tam, gdzie przebywali razem. Bez Boga nie potrafimy sobie przebaczać, trwać w jedności mimo różnic. Kościół jest nam potrzebny, abyśmy mogli doświadczać pomocy Ducha Świętego, by ciągle sobie przebaczać i kochać się wzajemnie, mimo różnorodności.

Duch przychodzi, gdy wydaje się, że tracimy Jezusa. Duch Święty przyszedł do uczniów wtedy, gdy Jezus miał za sobą Golgotę i gdy wstąpił do nieba. Uczniom pozostała już tylko modlitwa. Kiedy po raz pierwszy stracili Go z oczu i został pochowany w grobie, została im świadomość beznadziejności. Byli przerażeni i ścigani. Drzwi były zamknięte z lęku przed ludźmi, przed represjami. Zamknięte drzwi to wymowny obraz odcięcia się od wszystkich, zawiedzenia się na życiu, rezygnacji z wychodzenia innym naprzeciw, wycofania. Gdy wojska wycofują się z frontu, wiadomo, że oznacza to klęskę. Wycofujemy się, gdy przeżyliśmy porażkę. Zamykamy drzwi, gdy chcemy uciec, bo wszyscy nas ranią i wszystko stało się pułapką budzącą naszą podejrzliwość. Zamknięte drzwi to zamknięty w sobie człowiek, który już nie wierzy w to, że cokolwiek w życiu mu się uda. W takich chwilach myślimy, że Bóg naprawdę umarł albo przestał się nami interesować, a my umarliśmy dla Niego albo nic dla Niego nie znaczymy.

Są więc takie chwile, gdy najwspanialsze nadzieje zostają ścięte jak olbrzymie drzewa, waląc się z hukiem na piaszczystą ziemię, rozpacz wylewa się jak ropa z rany, a ciemność jest namacalna niczym lepka smoła. Z lęku zamykamy się w sobie i stajemy się niedostępni jak wierzchołek skały. Nikomu nie pozwalamy się zbliżyć do siebie. Właśnie wtedy przybywa Duch Święty z pomocą, którą jest On sam! Ptaki przecież siadają na wierzchołkach gór, na niedostępnych miejscach! Jak gołębie układają gniazda z połamanych gałązek, tak Duch Święty bierze pod swoje skrzydła ludzi połamanych zwątpieniem, złamanych bólem – czyni w nich swoje gniazdo.

Jezus przyszedł mimo zabarykadowanych drzwi, mimo tego, że już nikt nie miał siły do nich się choćby zbliżyć ani ich otworzyć. Śmierć najdroższej im osoby, śmierć Jezusa, wydawała się być czymś nieodwracalnym. Nikt przecież dotąd nigdy nie powrócił z cmentarza. To stało się po raz pierwszy. Czy wierzysz, że Pan wskrzesza umarłych? Czy wierzysz, że wskrzesi umarłą nadzieję w tobie i umarłą odwagę życia? Bo przecież nie wiadomo, co bardziej przypominało mogiłę: Wieczernik, w którym zatrwożeni Apostołowie zamarli z lęku, czy grób Józefa z Arymatei, w którym spoczywało ciało Chrystusa?

sobota, 27 maja 2017

Idźcie na cały świat

Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO








Jedenastu uczniów udało się do Galilei na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus zbliżył się do nich i przemówił tymi słowami: 
„Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. 

(Mt 28,16-20)


KOMENTARZ




„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”. Prawie 2000 lat temu ten apel został ogłoszony na palestyńskiej ziemi, gdy Jezus opuszczał w sposób widzialny swoich uczniów. Rozesłanie ich w dzień Wniebowstąpienia odbywa się właściwie w warunkach, na pierwszy rzut oka, raczej dosyć żałosnych. Uczniowie ciągle jeszcze pytają Jezusa, kiedy przywróci On królestwo Izraela! Ich niedowiarstwo podkreśla po trzykroć autor Ewangelii. Nie tyle niedowiarstwo dotyczące tego, kim jest ich Mistrz, ale głęboką wątpliwość co do możliwości spełnienia Jego misji.

W rzeczywistości, cóż to za szef przedsiębiorstwa, który wysyła tuzin robotników, bez szkoły, bez kwalifikacji, bez budżetu i bez centrali zarządzania, na wielkie przedsięwzięcie na miarę całego świata, a nawet całego stworzenia? Żadnej pewności, żadnego zabezpieczenia. Wszystko spoczywa na dynamice obietnicy: na Duchu, który ma przyjść. Wszystko zatem jest przed nimi. Rozumiemy więc, że ta prawie niemożliwa misja jest przedstawiona pod znakami nie do uwierzenia, pod znakiem utopii, sytuacji niespotykanych: „brać węże do rąk, pić śmiertelną truciznę, która nie będzie szkodzić”.

A czyż wielki prorok Izajasz nie w taki właśnie sposób zapowiadał nowe czasy: wół i lew razem na tym samym pastwisku, niemowlę igrające w gnieździe kobry i żołnierze przekuwający miecze na lemiesze? Misja Apostołów, przyszłość nowego świata, zbawienie narodów ma związek z czymś, co jest nieprawdopodobne, co jest utopią. O jaką utopię tu chodzi? Wierzyć wbrew i na przekór wszystkiemu, że siła miłości i przyjaźni może stanowić zaporę wobec pokus, jakie roztacza sprawowanie władzy, wiedza, potęga pieniądza, chęć dominowania, itd. Wierzyć, że ta miłość o najwyższej wartości, ta sama, jaką Bóg nas miłuje, może doprowadzić człowieka do poziomu Chrystusa uwielbionego.

Zmartwychwstanie nie jest metą, końcem wszystkiego, lecz jest kluczowym wydarzeniem, które daje początek nowemu etapowi historii. Mają rację wysłannicy ze sceny Wniebowstąpienia, gdy przypominają tym twardym Galilejczykom, że nie ma co ciągle stać i wpatrywać się w niebo. Nie jest na to czas, ponieważ rozpoczął się czas Człowieka, czas Ziemi, czas Kościoła. Nigdy jeszcze historia nie była tak przepełniona nadzieją i skutecznością pod przewodnictwem Ducha Świętego.

Wniebowstąpienie nie jest fantastycznym końcowym rozwiązaniem wyjątkowego przeznaczenia, lecz jest prawdą o historii ludzi wszystkich czasów, wszystkich ras i wszystkich kultur. Jezus po prawicy Ojca objawia nam prawdziwy wymiar naszego człowieczeństwa, nasze prawdziwe powołanie. Ta nadzieja znajduje się odtąd w centrum wszelkich zmagań ludzkich, wszelkich wysiłków, gdy człowiek pracuje nad swoją godnością i nad nadejściem świata, w którym będzie sprawiedliwość i pokój. Człowiek nie może o tym zapominać. Jego wzrok powinien sięgać daleko.


sobota, 20 maja 2017

Osierocone przykazania

VI Niedziela Wielkanocna, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO






Jezus powiedział do swoich uczniów: 
„Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przyka­zania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze, Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. 
Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie oglądał. Ale wy Mnie widzicie, po­nieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. 
Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”. 

(J 14,15–21)


KOMENTARZ


Miłość naszego Pana do uczniów zdumiewa rozmiarem troski. Jego słowa niosą pociechę i zapewnienie o wypełnieniu ich opuszczonych serc Pocieszycielem, Duchem Świętym. Niedługi będzie czas ich opuszczenia. Ci, którzy zaufali Panu, nigdy nie czują się sierotami. Nigdy nie doznają osamotnienia. Nie cierpią na depresję. Nie są przerażeni brakiem kogoś, kto by ich kochał. Nie zostawił ich sierotami, ponieważ oni nie „osierocili” Jego przykazań. Nie wolno pominąć tej wyjątkowej troski uczniów o przykazania, które przecież nie są miłymi pochlebstwami dla naszej pychy.

Zwykle z miłością traktujemy tylko tych, którzy są wobec nas mili i schlebiają naszym upodobaniom. Ostre słowa Jezusa, które były dla apostolskiej chciwości, pychy i żądzy jak ciasne przejścia w murze, przez które można się przecisnąć, jedynie zostawiwszy wszystko za sobą. Uczniowie ukochali przykazania Jezusa i strzegli ich jak największego skarbu serca! Dla tego, kto nie „osierocił” najtrudniejszych i najsurowszych przykazań Boga, Zbawca ma najsłodsze pocieszenie i najczulszą miłość.

Jak zrozumieć słowa: „Nie zostawię was sierotami”? Sierota (gr. horfanos) to także ktoś opuszczony, zaniedbany, pozbawiony czegoś lub kogoś, ubogi, doznający braków. Osierocenie – to najtrafniejsze określenie egzystencjalnej pustki człowieka współczesnego. Większość ludzi w cywilizacji zachodniej żyje w strachu, nieufności, w samotności, a im wyraźniejsze staje się ich oblicze ateizmu – porzucenia Boga – tym częstsze stają się rozwody i porzucenia własnych dzieci. Im bardziej opustoszałe są świątynie chrześcijańskie, tym bardziej pusto się robi w domach Europejczyków. Brakuje czułości i wierności między ludźmi, ponieważ zaczęliśmy dyskutować o tym, czy Bóg umarł, czy nigdy Go nie było. W Europie pojawia się coraz więcej domów dziecka wypełnionych po brzegi sierotami, ponieważ Bóg został przez nas odsunięty jak niepotrzebne dziecko. Europa choruje na chrystoalergię i jest czymś poprawnym w oczach wielu europejskich parlamentarzystów być homoseksualistą albo aborcjonistą, ale koniecznie trzeba być obrońcą wyrzuconych psów i użalać się nad zwierzętami futerkowymi. Zamiast słuchać dogmatów Kościoła, trzeba słuchać dyktatorów mody. Jeszcze pół wieku temu tematem tabu był seks, teraz tabu stało się chrześcijaństwo, a rolę inkwizytora przejął Parlament Europejski.


Chrystus nie zostawi sierotami tych, którzy nie osierocą Jego przykazań, nawet jeśli będą one nie tylko niemodne, ale i zakazane. Granice moralności stworzył Bóg. Jeśli je znosimy, skazujemy się na moralne tsunami. Granicą są przykazania. Kiedy zniesione zostaną granice moralne, nic nie zatrzyma granic natury. Jezus mówi więc i do Ciebie: Strzeż przykazań, strzeż granic moralności, i brzmi to tak, jakby Ci powiedział: „Strzeż granic ziemi i oceanu!”.

piątek, 12 maja 2017

Zapatrzeć się w Boga

V Niedziela Wielkanocna, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO








Jezus powiedział do swoich uczniów: 
„Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę”. Odezwał się do Niego Tomasz: „Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?”. Odpowiedział mu Jezus: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście”. Rzekł do Niego Filip: „Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy”. Odpowiedział mu Jezus: „Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: »Pokaż nam Ojca?«. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie, wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. 
Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca”. 


(J 14,1-12)


KOMENTARZ



Zobaczyć Ojca to zaspokoić wszystkie nasze deficyty egzystencjalne, każdy głód, każde pragnienie, każde oczekiwanie, wszelką nadzieję. Filip powiedział słowa, które wydobył z najgłębszego dna w sercu. Wszyscy ogromnie pragniemy doznać czegoś takiego w życiu, co by nas absolutnie i na zawsze zaspokoiło. Większość szuka zaspokojenia w alkoholu, seksie, narkotykach, biznesie, zaszczytach, obżeraniu się, internecie, pornografii, medytacjach transcendentalnych, kryształach, astrologii, buddyzmie; nakłuwają ciało igłami akupunktury, uspokajają się wahadełkiem, jogą lub wróżbami, wieszają sobie na ścianie portrety Che Guevary lub Madonny.

Spełnieniem dla ludzkiego ducha i ciała jest widzenie Boga. O wiele częściej ubóstwiamy jednak stworzenia niż samego Stwórcę. Nie ma nic takiego na świecie, co by bardziej uszczęśliwiało człowieka – jedynie widzenie Boga! Teologia duchowości nazywa ten stan zjednoczeniem mistycznym! Bogu nie chodzi o najem robotników kwalifikowanych do swego królestwa, lecz o zjednoczenie nieskończenie bliższe niż najbardziej udane małżeństwo. On na nas patrzy z miłością. Jest w nas zapatrzony, doszukując się podobieństwa do swego Syna. To jest właśnie naszym absolutnym zaspokojeniem: przylgnięcie do Boga, które bierze swój początek w widzeniu Jego oblicza.

Niezmiernie ważne jest to dla naszego stanu miłości do Boga, czy jesteśmy w Niego zapatrzeni, czy też tylko uznajemy obojętnie Jego istnienie, zezując na idoli tego świata. Nikt z nas nie musi się zastanawiać, gdzie zobaczyć twarz Boga – to oblicze Chrystusa. Bóg jest ludzki i da się kochać, bo można Go dostrzec. Oblicze Jezusa to nie tylko ikona, to przede wszystkim słowa, które Jezus mówi od Ojca, i dzieła Ojca, których On dokonuje przez Jezusa. To widać! Czy dostrzegasz w słowach Biblii oczy Ojca, które patrzą na ciebie? Czy dostrzegasz w swoim życiu, że jesteś strzeżony jak źrenica w oczach Boga? Bóg bowiem potrafi dostrzec ciebie nawet wtedy, gdy wydaje ci się, że nie jesteś godny zauważenia przez kogokolwiek. Bóg widzi w tobie to, czego w sobie nienawidzisz. Widzi i dalej kocha! „Na pustej ziemi go znalazł, na pustkowiu, wśród dzikiego wycia, opiekował się nim i pouczał, strzegł jak źrenicy oka” (Pwt 32,10).

Jedność z Jezusem sprawia, że uczymy się od Niego przenikliwości spojrzenia na nas samych, na innych, na świat. Im bardziej wpatrujemy się w oczy Boga, tym lepiej widzimy nie tylko Jego miłość, ale też braki naszej miłości. To poznanie siebie samych korzy nas przed obliczem Najwyższego. Bóg nie wycofał miłości do nas, mimo że dostrzega w nas nędzę, bałwochwalstwo, żądzę, kłamstwo, obłudę, chciwość, pazerność, mściwość. My zdobyliśmy siłę, by samych siebie pokochać. Bóg kocha nas nawet wtedy, gdy my Go nienawidzimy. Zapatrzenie w Jego oczy pozwala nam dostrzec to wszystko i uratować siebie od samopotępienia.

sobota, 6 maja 2017

Świadek potrzebny od zaraz

IV Niedziela Wielkanocna, Rok A 




TEKST SŁOWA BOŻEGO







Jezus powiedział: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych”. 
Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie paszę. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości”. 

(J 10,1–10)


KOMENTARZ


Jest ogromna różnica między aniołami z Biblii i aniołami z tarota; między muzyką symfoniczną, wykonywaną przez profesjonalistów i muzyką z podwórka wykonywaną przez chór trzech pijaków wracających z knajpy; między autentycznym dziełem przedstawiającym Jezusa pukającego do bramy naszej duszy, a jego imitacją, namalowaną przez jakiegoś niedzielnego malarza i sprzedawaną na odpustowym stoisku, między prawdziwym złotem a imitacją złota, wreszcie między duchowością chrześcijańską a duchowością reiki. Jest różnica między talk-show, gdzie neurotyczna pani z mikrofonem w dłoniach z niebieskimi tipsami decyduje o tym, co jest dobre a co złe, a Dekalogiem z dziesięcioma przykazaniami wyrytymi palcami Boga. Jest wreszcie różnica między homilią wygłoszoną przez kapłana, który żyje tym, co głosi, a kazaniem księdza, któremu tylko się wydaje, że skoro głosi prawdę, to nią żyje.

Świat nie bardzo potrzebuje ludzi tylko głoszących miłość. Świat potrzebuje ludzi, którzy żyją miłością. Czasem słowa są te same, ale inny człowiek, i wszyscy czują różnicę między głosicielem, który mówi poprawnie, a tym, który żyje poprawnie. Odwołując się do Ewangelii: owce rozpoznają głos prawdziwego pasterza. Głos to jeszcze nie filozofia, nie wiedza, nie treść, tylko akcent, barwa, duch przekonania, zaangażowanie emocjonalne, poprawność wypowiedzi lub jej zaburzenia, robienie długich pauz, które męczą, albo takich, które zmuszają do medytacji, nerwowy sposób wypowiedzi lub jej dynamika, wzdychanie, które zdradza wewnętrzną sprzeczność, albo wzdychanie, które komunikuje czyjeś przejęcie, nabieranie powietrza w płuca, które zdradza oznaki niejasnego toku myślenia i jest zamiarem nabierania słuchaczy, albo głęboki oddech, który jest nabieraniem mocy dla słów, stres lub pewność. Zwykle te oznaki umykają naszemu umysłowi, ale nie umykają naszej intuicji duchowej, która jest filtrem dla kłamstwa i dla prawdy. Tylko wtedy przyjmujemy prawdę, gdy ktoś jest prawdziwy, i zawsze ją odrzucamy, gdy głoszący zakłada maskę hipokryzji.

W greckim tekście jest mowa o głosie, który odróżnia prawdziwego pasterza od jego imitacji. Głos to fone, a nie logos. Wystarczy dźwięk, by wyczuć, czy nuta jest fałszywa, czy prawdziwa, jak w instrumencie, który jest źle nastrojony. Z przykrością słucha się śpiewu, gdy akompaniament jest odtwarzany na fałszywie nastrojonym instrumencie. Z jeszcze większą, gdy ktoś głosi prawdę, ale sam pogrążony jest w dysonansach kłamstwa życiowego. To musi być zestrojone: życie i nasze przekonania, słowa i głos, teoria i praktyka.

piątek, 28 kwietnia 2017

Bitwa pod Emaus

III Niedziela Wielkanocna, Rok A 





TEKST SŁOWA BOŻEGO






Oto dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia, byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i roz­prawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. 
On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?”. Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imie­niem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. 
Zapytał ich: „Cóż takiego?”. 
Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapew­niają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”. 
Na to On rzekł do nich: „O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?”. I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykła­dał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. 
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im, Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”. 
W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

(Łk 24,13–35)


KOMENTARZ



Droga do Emaus jest naszą drogą. Wszyscy błądzimy ku smutkowi. Zawodzimy się na życiu i naszych nadziejach. Jezus po zmartwychwstaniu jest na każdej ludzkiej drodze. Zawraca nas ku odkryciu swojej obecności na Eucharystii.

Uczniowie odkryli obecność Jezusa w drodze dzięki temu, że rozważali Pisma. Wymiana Słów Bożych pozwoliła im się otworzyć na Jego prowadzenie, które skończyło się na łamaniu Chleba. Przez Biblię do Eucharystii – schemat dojścia do celu życia jest prosty. Jezus dosłownie spytał: „Jakie są słowa, które WYMIENIACIE, idąc?”. Łukasz użył słowa antiballō, które można też tłumaczyć: rzucać sobie nawzajem, wymieniać słowa, dyskutować, porównywać albo nawet ciskać jakby pociskami, gdyż pierwotnie to słowo miało znaczenie militarne. Rozmowa więc była pełna ognia, była rodzajem walki duchowej, w której Słowa Biblii, jak strzały, uderzały w zwątpienie, krusząc je niczym mury. Słowa uderzały i raniły, uzdrawiając, były zmaganiem duchowym, bitwą o cel życia.

Możemy lepiej zrozumieć tę dyskusję, gdy porównamy ją z wędrówką aniołów przez środek Jerozolimy z wizji Ezechiela (Ez 9,4–6). Aniołowie wyniszczyli tych, którzy w życiu nie przyjęli skruchy, unikali krzyża. Ci, którzy przyjęli krzyż życia, byli ocaleni. Ich smutek zamienił się w zbawienie. Życie dzieli nas na tych, którzy przyjmują krzyż, oraz tych, którzy go odrzucają. Jesteśmy rozdarci między tymi postawami i wybór właściwej drogi zależy od tego, czy umiemy walczyć Słowem Boga o własny los.

Najtrudniejsza chwila to utrata najdroższej osoby – utrata kogoś, kto nadawał sens naszej drodze. Jezus, zanim umarł, przygotowywał na taką stratę swoich uczniów: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. (...) Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość” (J 16,16.20). Gorzej jest z tymi, którzy oparli swoje życie na drugim człowieku, na idei, na pieniądzach, na żądzy, na karierze, na czymkolwiek i kimkolwiek, tylko nie na Bogu. Ich smutek utraty nie zamieni się nigdy w radość.

sobota, 22 kwietnia 2017

Rana jest bramą

Niedziela Bożego Miłosierdzia

 



TEKST SŁOWA BOŻEGO






Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. 
A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. 
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. 
A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. 
Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. 
Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego. 

(J 20,19-31)


KOMENTARZ



Grzech jest zranieniem Bożego Serca. Jednocześnie ta rana Bożego Serca jest jedynym lekarstwem na nasz grzech. Nie ma jednak możliwości doznania przebaczenia, jeśli się nie zobaczyło w całej pełni swojego grzechu. Szczelina zranienia serca Jezusa staje się wąską bramą prowadzącą do nieba. Kluczem do tej bramy jest wyznanie grzechu, symbolicznie wyrażone gestem włożenia palców do boku Mesjasza.

Jezus prorokował: „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,14). On wpuścił nas do swego Serca przez bolesne, ciasne przejście, przez bramę miłosierdzia, która była raną naszych złości. Czy my będziemy zwlekać, by Go wpuścić do naszego serca? On potrzebuje tylko bólu naszego sumienia, bólu naszej skruchy. Chce delikatnie pokazać nam nasze grzechy, które nie tylko Jego ranią, ale nas także!

O kimś, kogo najbardziej kochamy, mówimy: „Noszę cię w moim sercu; mam cię w sercu; jesteś w moim sercu”. Wiemy, co jest w Jego sercu: głębokie miłosierdzie. Nie chcemy wiedzieć, co jest w naszym: płytkie poznanie grzechów. Tymczasem Jezus wskazywał swoim palcem na całą zepsutą zawartość naszych serc. „Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: I wy tak niepojętni jesteście? Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,17-23).

Z serca Chrystusa wypłynęła krew miłości do nas i woda przebaczenia, a z naszego serca wypłynęły strumienie cuchnących nieprawości. On palcem kreślił na piasku nasze winy, gdy ratował cudzołożnicę prowadzoną na kamienowanie, my zaś palcem dotknęliśmy Go do żywego miłosierdzia.

Miłosierdzie jest nawet tam, gdzie są już sąd i kara. Bóg bowiem łatwo daje łaskę i niechętnie karze. Nawet gdy już wyda wyrok, daje szansę na jego odwrócenie. Nawet gdy karze, Jego uderzenia są jak pocałunki. Nawet gdy ukarze, czeka na to, by w sercu naszym pojawiła się choć mała szczelina skruchy. Mieszkańcy Niniwy zostali już potępieni i skazani na zagładę, a przecież Bóg wysłał do nich Jonasza, zmuszając go do głoszenia ostatniej szansy. Sodoma i Gomora zasłużyły na ogień z nieba. Abraham nie doszukał się w Sodomie nawet jednego sprawiedliwego, a mimo to Bóg posłał tam dwóch aniołów, pokazując wolę uratowania kogokolwiek.

Jest jakiś paradoks w miłosierdziu. To miłość Boga, która otwiera się nawet tam na przebaczenie, gdzie już nikt go nie chce.

sobota, 15 kwietnia 2017

Zwierciadło w trumnie

Niedziela Zmartwychwstania

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO







W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary. 
Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.
(Łk 24,1-12)


KOMENTARZ



W Ewangelii św. Łukasza czytamy, że Piotr po wejściu do pustego grobu „schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się” (Łk 24,12). Kiedy schylamy głowę? Doznając wstydu, lęku, upokorzenia, smutku. Ludzie zarozumiali nie schylają głowy, innych zmuszają do tego. Niewiara ma najczęściej swoje zatrute źródło w paraliżu zarozumiałości. Bohaterem powieści Bernanosa „Zakłamanie” jest ksiądz Cenabre, który traci wiarę na skutek samozadowolenia z własnej doskonałości. Staje się pustym futerałem po uśmierceniu duszy zarozumiałością. Ksiądz Cenabre udaje wierzącego, ponieważ przyznanie się do niewiary spowodowałoby utratę prestiżu.

Przypomniał mi się on, gdy zastanawiałem się nad tym Piotrowym schyleniem głowy. Podejrzewam, że ktoś taki jak ja może mieć największe skłonności, by nie schylać głowy ku spojrzeniu w pokorze do grobu Chrystusa, bo spadkobierca apostołów dziedziczy też ich słabości, nie tylko przywileje. Najczęstszym tematem krytycznych uwag, jakie kierował Jezus do swych najbliższych uczniów, była hipokryzja, czyli zakłamanie, którego początek ukrywał się w sporach o pierwsze miejsce. Żaden nie chciał schylić głowy przed drugim. Mam więc świadomość, że jestem taki jak oni: skłonny do udawania, o twardym karku i z wątłą wiarą.

Grecki tekst określił owe pochylenie się nad grobem słowem PARAKYPTO. Oznacza ono nie tylko schylać się, ale też wnikać w coś, usiłować coś pojąć z natężeniem wszystkich władz umysłowych i zmysłowych. Słowa tego używa św. Jakub, gdy pisze o tych chrześcijanach, którzy głęboko wejrzeli w prawo Ewangelii, pojęli jego ukrytą wolność. Przyrównuje ich do ludzi, którzy spojrzeli w zwierciadło i nie zapomnieli tego, co zobaczyli, wprowadzając poznane prawdy w życie.

Kiedyś miałem okazję zobaczyć intrygujący grób Pański. Pośród białych kwiatów była umieszczona autentyczna trumna z lustrem ukrytym wewnątrz. Ludzie przychodzili pokłonić się Chrystusowi i ogarniała ich ciekawość z powodu tej trumny. Nachylając się, natrafiali na własne odbicie. Nikt nie chce zobaczyć siebie w trumnie, jak nikt nie przyjmuje oczywistości śmierci, która nas czeka. Jeśli jest coś takiego jak bezsens śmierci, to jaki sens ma życie? Po co się męczyć z dnia na dzień z tysiącami problemów, chorób, lęków, a tym bardziej jaki sens ma staranie się o dobrobyt, naukę, miłość, budowanie domu? Doprawdy śmierć stawia nas przed koniecznością wejrzenia o wiele głębiej w siebie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, po co żyjemy? Tym bardziej śmierć Chrystusa wskazuje, że odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa. Piotr, zobaczywszy puste miejsce po zwłokach Chrystusa, wrócił do siebie. Wrócić do siebie samego to skończyć z egzystowaniem poza sobą samym, zacząć żyć prawdziwe, a nie udawać, że się żyje.

piątek, 7 kwietnia 2017

Ja, Piłat

Niedziela Palmowa - Rok A

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO





 


Jezusa stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: Czy Ty jesteś królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Tak, Ja nim jestem. A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie? On jednak nie odpowiadał mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił. 

A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem? Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? Odpowiedzieli: Barabasza. Rzekł do nich Piłat: Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż z Nim! Namiestnik odpowiedział: Cóż właściwie złego uczynił? Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: Na krzyż z Nim! Piłat, widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz. A cały lud zawołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze. Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. 

Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie. 

Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jezusa. Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejsce Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc, tam Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: To jest Jezus, król żydowski. Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. 

Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami mówiąc: Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!. Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. 

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Elí, Elí, lemá sabachtháni? To znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: On Eliasza woła. Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić. A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. 

A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: Prawdziwie, Ten był Synem Bożym. 

(Mt 26,14 - 27,66)

KOMENTARZ


Kiedy Piłat spoglądał na Jezusa, widział w Nim wszystko to, czego nienawidził w sobie i w innych. Widział Człowieka przegranego, opuszczonego, bezbronnego i przeklinanego. Jezus był kimś, kim Piłat za nic nie chciałby być. A jednak Piłat, patrząc na Jezusa, widział w nim swój lęk przed przyszłością, przed przeszłością, przed wspomnieniami, przed upokorzeniem, bólem, niechęcią do siebie samego. Zobaczył to wszystko, czego żaden człowiek nie chce w sobie widzieć, nie chce przeżyć, nie chce wspominać. Zobaczył Jezusa w nędzy i pogardzie, człowieka bez szans. A jednak taki człowiek miał w sobie nie tylko podobieństwo do Boga, ale sam był Bogiem.

Co Jezus widział w Piłacie? Piłat stał przed Jezusem w najmodniejszym ubraniu, pachnący, schludny, czysty, mocny, wykształcony, dobrze zarabiający, otaczany szacunkiem, a nawet wzbudzający lęk. Miał dumne spojrzenie, udane życie. Zrobił karierę. Miał dużo pieniędzy, ludzie go słuchali i kłaniali mu się nisko. Każdy z nas chciałby być taki jak Piłat! Nikt nie chciałby być taki jak Jezus. Prawda jest taka, że każdy z nas jest taki jak Jezus, a najwyżej udajemy, że jesteśmy tacy jak Piłat. Kiedy umarł Piłat i stanął przed Bogiem, spuścił głowę, i może ją do dziś trzyma spuszczoną w czyśćcu albo „piętro niżej”. Tego nie wiemy.

Bóg chciał objawić się w człowieku przeklętym i przegranym. Takie świadectwo dał Jezus o prawdzie. Taką prawdę o człowieku objawił Syn Boży. Kiedy mówimy, że coś jest „boskie”, to mamy na myśli, że coś jest najlepsze, wspaniałe, wyjątkowe, ponadludzkie! Każdy chce być najmądrzejszy, najlepszy, przystojny, lubiany, chwalony itd. Każdy chce wspinać się w górę, mieć dobre dzieci, najlepszego męża albo idealną żonę. Wszyscy dążą do tego, co piękne, idealne, wybitne. Inaczej mówiąc, chcą stać po stronie Piłata, a nie po stronie Jezusa.

Boskość promieniowała z odartego z godności, poranionego, przeklętego Człowieka. Dlaczego Jezus to uczynił? Żebyś Ty nie musiał się potępiać za to, co było ciemną stroną twojego losu.