piątek, 28 kwietnia 2017

Bitwa pod Emaus

III Niedziela Wielkanocna, Rok A 





TEKST SŁOWA BOŻEGO






Oto dwaj uczniowie Jezusa tego samego dnia, w pierwszy dzień tygodnia, byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni ze sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i roz­prawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. 
On zaś ich zapytał: „Cóż to za rozmowy prowadzicie ze sobą w drodze?”. Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imie­niem Kleofas, odpowiedział Mu: „Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało”. 
Zapytał ich: „Cóż takiego?”. 
Odpowiedzieli Mu: „To, co się stało z Jezusem z Nazaretu, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że właśnie On miał wyzwolić Izraela. Teraz zaś po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Co więcej, niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapew­niają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli”. 
Na to On rzekł do nich: „O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swojej chwały?”. I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykła­dał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. 
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im, Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: „Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”. 
W tej samej godzinie wybrali się i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: „Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi”. Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze, i jak Go poznali przy łamaniu chleba.

(Łk 24,13–35)


KOMENTARZ



Droga do Emaus jest naszą drogą. Wszyscy błądzimy ku smutkowi. Zawodzimy się na życiu i naszych nadziejach. Jezus po zmartwychwstaniu jest na każdej ludzkiej drodze. Zawraca nas ku odkryciu swojej obecności na Eucharystii.

Uczniowie odkryli obecność Jezusa w drodze dzięki temu, że rozważali Pisma. Wymiana Słów Bożych pozwoliła im się otworzyć na Jego prowadzenie, które skończyło się na łamaniu Chleba. Przez Biblię do Eucharystii – schemat dojścia do celu życia jest prosty. Jezus dosłownie spytał: „Jakie są słowa, które WYMIENIACIE, idąc?”. Łukasz użył słowa antiballō, które można też tłumaczyć: rzucać sobie nawzajem, wymieniać słowa, dyskutować, porównywać albo nawet ciskać jakby pociskami, gdyż pierwotnie to słowo miało znaczenie militarne. Rozmowa więc była pełna ognia, była rodzajem walki duchowej, w której Słowa Biblii, jak strzały, uderzały w zwątpienie, krusząc je niczym mury. Słowa uderzały i raniły, uzdrawiając, były zmaganiem duchowym, bitwą o cel życia.

Możemy lepiej zrozumieć tę dyskusję, gdy porównamy ją z wędrówką aniołów przez środek Jerozolimy z wizji Ezechiela (Ez 9,4–6). Aniołowie wyniszczyli tych, którzy w życiu nie przyjęli skruchy, unikali krzyża. Ci, którzy przyjęli krzyż życia, byli ocaleni. Ich smutek zamienił się w zbawienie. Życie dzieli nas na tych, którzy przyjmują krzyż, oraz tych, którzy go odrzucają. Jesteśmy rozdarci między tymi postawami i wybór właściwej drogi zależy od tego, czy umiemy walczyć Słowem Boga o własny los.

Najtrudniejsza chwila to utrata najdroższej osoby – utrata kogoś, kto nadawał sens naszej drodze. Jezus, zanim umarł, przygotowywał na taką stratę swoich uczniów: „Jeszcze chwila, a nie będziecie Mnie widzieć, i znowu chwila, a ujrzycie Mnie. (...) Wy będziecie płakać i zawodzić, a świat się będzie weselił. Wy będziecie się smucić, ale smutek wasz zamieni się w radość” (J 16,16.20). Gorzej jest z tymi, którzy oparli swoje życie na drugim człowieku, na idei, na pieniądzach, na żądzy, na karierze, na czymkolwiek i kimkolwiek, tylko nie na Bogu. Ich smutek utraty nie zamieni się nigdy w radość.

sobota, 22 kwietnia 2017

Rana jest bramą

Niedziela Bożego Miłosierdzia

 



TEKST SŁOWA BOŻEGO






Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. 
A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. 
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. 
A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. 
Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. 
Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego. 

(J 20,19-31)


KOMENTARZ



Grzech jest zranieniem Bożego Serca. Jednocześnie ta rana Bożego Serca jest jedynym lekarstwem na nasz grzech. Nie ma jednak możliwości doznania przebaczenia, jeśli się nie zobaczyło w całej pełni swojego grzechu. Szczelina zranienia serca Jezusa staje się wąską bramą prowadzącą do nieba. Kluczem do tej bramy jest wyznanie grzechu, symbolicznie wyrażone gestem włożenia palców do boku Mesjasza.

Jezus prorokował: „Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują” (Mt 7,14). On wpuścił nas do swego Serca przez bolesne, ciasne przejście, przez bramę miłosierdzia, która była raną naszych złości. Czy my będziemy zwlekać, by Go wpuścić do naszego serca? On potrzebuje tylko bólu naszego sumienia, bólu naszej skruchy. Chce delikatnie pokazać nam nasze grzechy, które nie tylko Jego ranią, ale nas także!

O kimś, kogo najbardziej kochamy, mówimy: „Noszę cię w moim sercu; mam cię w sercu; jesteś w moim sercu”. Wiemy, co jest w Jego sercu: głębokie miłosierdzie. Nie chcemy wiedzieć, co jest w naszym: płytkie poznanie grzechów. Tymczasem Jezus wskazywał swoim palcem na całą zepsutą zawartość naszych serc. „Gdy się oddalił od tłumu i wszedł do domu, uczniowie pytali Go o to przysłowie. Odpowiedział im: I wy tak niepojętni jesteście? Co wychodzi z człowieka, to czyni go nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Całe to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,17-23).

Z serca Chrystusa wypłynęła krew miłości do nas i woda przebaczenia, a z naszego serca wypłynęły strumienie cuchnących nieprawości. On palcem kreślił na piasku nasze winy, gdy ratował cudzołożnicę prowadzoną na kamienowanie, my zaś palcem dotknęliśmy Go do żywego miłosierdzia.

Miłosierdzie jest nawet tam, gdzie są już sąd i kara. Bóg bowiem łatwo daje łaskę i niechętnie karze. Nawet gdy już wyda wyrok, daje szansę na jego odwrócenie. Nawet gdy karze, Jego uderzenia są jak pocałunki. Nawet gdy ukarze, czeka na to, by w sercu naszym pojawiła się choć mała szczelina skruchy. Mieszkańcy Niniwy zostali już potępieni i skazani na zagładę, a przecież Bóg wysłał do nich Jonasza, zmuszając go do głoszenia ostatniej szansy. Sodoma i Gomora zasłużyły na ogień z nieba. Abraham nie doszukał się w Sodomie nawet jednego sprawiedliwego, a mimo to Bóg posłał tam dwóch aniołów, pokazując wolę uratowania kogokolwiek.

Jest jakiś paradoks w miłosierdziu. To miłość Boga, która otwiera się nawet tam na przebaczenie, gdzie już nikt go nie chce.

sobota, 15 kwietnia 2017

Zwierciadło w trumnie

Niedziela Zmartwychwstania

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO







W pierwszy dzień tygodnia niewiasty poszły skoro świt do grobu, niosąc przygotowane wonności. Kamień od grobu zastały odsunięty. A skoro weszły, nie znalazły ciała Pana Jezusa. Gdy wobec tego były bezradne, nagle stanęło przed nimi dwóch mężczyzn w lśniących szatach. Przestraszone, pochyliły twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: «Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał. Przypomnijcie sobie, jak wam mówił, będąc jeszcze w Galilei: "Syn Człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i ukrzyżowany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie"». Wtedy przypomniały sobie Jego słowa i wróciły od grobu, oznajmiły to wszystko Jedenastu i wszystkim pozostałym. A były to: Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiadały to Apostołom. Lecz słowa te wydały im się czczą gadaniną i nie dali im wiary. 
Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało.
(Łk 24,1-12)


KOMENTARZ



W Ewangelii św. Łukasza czytamy, że Piotr po wejściu do pustego grobu „schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się” (Łk 24,12). Kiedy schylamy głowę? Doznając wstydu, lęku, upokorzenia, smutku. Ludzie zarozumiali nie schylają głowy, innych zmuszają do tego. Niewiara ma najczęściej swoje zatrute źródło w paraliżu zarozumiałości. Bohaterem powieści Bernanosa „Zakłamanie” jest ksiądz Cenabre, który traci wiarę na skutek samozadowolenia z własnej doskonałości. Staje się pustym futerałem po uśmierceniu duszy zarozumiałością. Ksiądz Cenabre udaje wierzącego, ponieważ przyznanie się do niewiary spowodowałoby utratę prestiżu.

Przypomniał mi się on, gdy zastanawiałem się nad tym Piotrowym schyleniem głowy. Podejrzewam, że ktoś taki jak ja może mieć największe skłonności, by nie schylać głowy ku spojrzeniu w pokorze do grobu Chrystusa, bo spadkobierca apostołów dziedziczy też ich słabości, nie tylko przywileje. Najczęstszym tematem krytycznych uwag, jakie kierował Jezus do swych najbliższych uczniów, była hipokryzja, czyli zakłamanie, którego początek ukrywał się w sporach o pierwsze miejsce. Żaden nie chciał schylić głowy przed drugim. Mam więc świadomość, że jestem taki jak oni: skłonny do udawania, o twardym karku i z wątłą wiarą.

Grecki tekst określił owe pochylenie się nad grobem słowem PARAKYPTO. Oznacza ono nie tylko schylać się, ale też wnikać w coś, usiłować coś pojąć z natężeniem wszystkich władz umysłowych i zmysłowych. Słowa tego używa św. Jakub, gdy pisze o tych chrześcijanach, którzy głęboko wejrzeli w prawo Ewangelii, pojęli jego ukrytą wolność. Przyrównuje ich do ludzi, którzy spojrzeli w zwierciadło i nie zapomnieli tego, co zobaczyli, wprowadzając poznane prawdy w życie.

Kiedyś miałem okazję zobaczyć intrygujący grób Pański. Pośród białych kwiatów była umieszczona autentyczna trumna z lustrem ukrytym wewnątrz. Ludzie przychodzili pokłonić się Chrystusowi i ogarniała ich ciekawość z powodu tej trumny. Nachylając się, natrafiali na własne odbicie. Nikt nie chce zobaczyć siebie w trumnie, jak nikt nie przyjmuje oczywistości śmierci, która nas czeka. Jeśli jest coś takiego jak bezsens śmierci, to jaki sens ma życie? Po co się męczyć z dnia na dzień z tysiącami problemów, chorób, lęków, a tym bardziej jaki sens ma staranie się o dobrobyt, naukę, miłość, budowanie domu? Doprawdy śmierć stawia nas przed koniecznością wejrzenia o wiele głębiej w siebie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, po co żyjemy? Tym bardziej śmierć Chrystusa wskazuje, że odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa. Piotr, zobaczywszy puste miejsce po zwłokach Chrystusa, wrócił do siebie. Wrócić do siebie samego to skończyć z egzystowaniem poza sobą samym, zacząć żyć prawdziwe, a nie udawać, że się żyje.

piątek, 7 kwietnia 2017

Ja, Piłat

Niedziela Palmowa - Rok A

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO





 


Jezusa stawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: Czy Ty jesteś królem żydowskim? Jezus odpowiedział: Tak, Ja nim jestem. A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie? On jednak nie odpowiadał mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił. 

A był zwyczaj, że na każde święto namiestnik uwalniał jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zebrali, spytał ich Piłat: Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem? Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: Którego z tych dwóch chcecie, żebym wam uwolnił? Odpowiedzieli: Barabasza. Rzekł do nich Piłat: Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem? Zawołali wszyscy: Na krzyż z Nim! Namiestnik odpowiedział: Cóż właściwie złego uczynił? Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: Na krzyż z Nim! Piłat, widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej wzrasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz. A cały lud zawołał: Krew Jego na nas i na dzieci nasze. Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. 

Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: Witaj, królu żydowski! Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie. 

Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jezusa. Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejsce Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc, tam Go pilnowali. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: To jest Jezus, król żydowski. Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. 

Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami mówiąc: Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!. Podobnie arcykapłani z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. 

Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Elí, Elí, lemá sabachtháni? To znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: On Eliasza woła. Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, napełnił ją octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: Poczekaj! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby Go wybawić. A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. 

A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał Świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy odbywali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: Prawdziwie, Ten był Synem Bożym. 

(Mt 26,14 - 27,66)

KOMENTARZ


Kiedy Piłat spoglądał na Jezusa, widział w Nim wszystko to, czego nienawidził w sobie i w innych. Widział Człowieka przegranego, opuszczonego, bezbronnego i przeklinanego. Jezus był kimś, kim Piłat za nic nie chciałby być. A jednak Piłat, patrząc na Jezusa, widział w nim swój lęk przed przyszłością, przed przeszłością, przed wspomnieniami, przed upokorzeniem, bólem, niechęcią do siebie samego. Zobaczył to wszystko, czego żaden człowiek nie chce w sobie widzieć, nie chce przeżyć, nie chce wspominać. Zobaczył Jezusa w nędzy i pogardzie, człowieka bez szans. A jednak taki człowiek miał w sobie nie tylko podobieństwo do Boga, ale sam był Bogiem.

Co Jezus widział w Piłacie? Piłat stał przed Jezusem w najmodniejszym ubraniu, pachnący, schludny, czysty, mocny, wykształcony, dobrze zarabiający, otaczany szacunkiem, a nawet wzbudzający lęk. Miał dumne spojrzenie, udane życie. Zrobił karierę. Miał dużo pieniędzy, ludzie go słuchali i kłaniali mu się nisko. Każdy z nas chciałby być taki jak Piłat! Nikt nie chciałby być taki jak Jezus. Prawda jest taka, że każdy z nas jest taki jak Jezus, a najwyżej udajemy, że jesteśmy tacy jak Piłat. Kiedy umarł Piłat i stanął przed Bogiem, spuścił głowę, i może ją do dziś trzyma spuszczoną w czyśćcu albo „piętro niżej”. Tego nie wiemy.

Bóg chciał objawić się w człowieku przeklętym i przegranym. Takie świadectwo dał Jezus o prawdzie. Taką prawdę o człowieku objawił Syn Boży. Kiedy mówimy, że coś jest „boskie”, to mamy na myśli, że coś jest najlepsze, wspaniałe, wyjątkowe, ponadludzkie! Każdy chce być najmądrzejszy, najlepszy, przystojny, lubiany, chwalony itd. Każdy chce wspinać się w górę, mieć dobre dzieci, najlepszego męża albo idealną żonę. Wszyscy dążą do tego, co piękne, idealne, wybitne. Inaczej mówiąc, chcą stać po stronie Piłata, a nie po stronie Jezusa.

Boskość promieniowała z odartego z godności, poranionego, przeklętego Człowieka. Dlaczego Jezus to uczynił? Żebyś Ty nie musiał się potępiać za to, co było ciemną stroną twojego losu.

sobota, 1 kwietnia 2017

Posłuszny posłusznym

V Niedziela Wielkiego Postu - Rok A

 

TEKST SŁOWA BOŻEGO

 




Był pewien chory, Łazarz z Betanii, z miejscowości Marii i jej siostry Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat Łazarz chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: „Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz”. Jezus usłyszawszy to rzekł: „Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą”.
A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza.
Mimo jednak że słyszał o jego chorobie, zatrzymał się przez dwa dni w miejscu pobytu. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: „Chodźmy znów do Judei”.Rzekli do Niego uczniowie: „Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?”
Jezus im odpowiedział: „Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeżeli ktoś chodzi za dnia, nie potknie się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła”.
To powiedział, a następnie rzekł do nich: „Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę, aby go obudzić”.
Uczniowie rzekli do Niego: „Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje”. Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówił o zwyczajnym śnie.
Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: „Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego”.
Na to Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: „Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć”.
Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów i wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po bracie.
Kiedy zaś Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta rzekła do Jezusa: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga”.
Rzekł do niej Jezus: „Brat twój zmartwychwstanie”.Rzekła Marta do Niego: „Wiem, że zmartwychwstanie w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym”.Rzekł do niej Jezus: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?”Odpowiedziała Mu: „Tak, Panie! Ja wciąż wierzę, żeś Ty jest Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat”.Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała po kryjomu swoją siostrę, mówiąc: „Nauczyciel jest i woła cię”. Skoro zaś Maria to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać.A gdy Maria przyszła do miejsca, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go upadła Mu do nóg i rzekła do Niego: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł”.Gdy więc Jezus ujrzał, jak płakała ona i Żydzi, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: „Gdzieście go położyli?”Odpowiedzieli Mu: „Panie, chodź i zobacz”. Jezus zapłakał. A Żydzi rzekli: „Oto jak go miłował!” Niektórzy z nich powiedzieli: „Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?”A Jezus ponownie okazując głębokie wzruszenie przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień.Jezus rzekł: „Usuńcie kamień”.Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: „Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie”.Jezus rzekł do niej: „Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?”Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: „Ojcze, dziękuję Ci, żeś Mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał”. To powiedziawszy zawołał donośnym głosem: „Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!” I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce powiązane opaskami, a twarz jego była zawinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: „Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić”.
Wielu więc spośród Żydów przybyłych do Marii ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.


(J 11,1–45)


KOMENTARZ



To nie Marta doprowadziła swymi namowami do wskrzeszenia brata, ale Maria.

Marta wyszła pierwsza na spotkanie z Jezusem. Długo rozmawiała z Nim o zmartwychwstaniu i o swej wierze. Jej dyskusja miała charakter jak najbardziej teologiczny. W pewnym momencie zdała sobie sprawę, że sama wiedza nie ruszy Jezusa z miejsca. Pobiegła do Marii i powiedziała, że Nauczyciel ją woła.

Maria zaczęła swą rozmowę z Jezusem tymi samymi słowami co Marta. Upadła Mu do kolan w geście modlitwy. W tym momencie przypomniała tę chwilę w ich domu, kiedy Pan pochwalił jej zasłuchanie, nazywając je najlepszą cząstką. Wtedy też klęczała u Jego stóp. Jezus wzruszył się i zapłakał dopiero teraz.

Bóg wzrusza się, gdy widzi modlitwę. Jest nieporuszony, gdy bez modlitwy zabieramy się do teologii. Jest posłuszny posłusznym. Twoja modlitwa jest słuchana przez Boga jak Biblia, gdy Jego Biblia jest przez Ciebie wysłuchiwana, jakby to była Jego modlitwa do Ciebie! Nie wystarczy wiedzieć, że jest Bóg, trzeba z Nim rozmawiać, przylgnąć do Niego, „upaść Mu do nóg!”.

Mamy więc piąty temat postu: WSKRZESZENIE. Czytałem kiedyś żydowską legendę o Dniu Ostatnim. Bóg posłał aniołów, aby wskrzesili wszystkich umarłych. Przez siedem dni wzywali umarłych, aby powstali z grobów. Wielu stawiło się przed tronem Boga, ale część spała dalej, jakby nie dotarło do nich Boże wołanie. Bóg spytał świętego Michała: „Dlaczego wielu nie zbudziło się ze śmierci?”. „Ponieważ za życia, nie słuchali Biblii i ta niewrażliwość pozostała im po śmierci!”.

Dlaczego Jezus tak głęboko się wzruszył przy grobie Łazarza? Przecież Łazarz nie był ani apostołem, ani uczniem, nie czynił cudów, nie wyganiał złych duchów, nie prorokował. Jezus bardzo go kochał, a nic nie wskazuje na to, by Łazarz zasłużył sobie na taką miłość, która z grobu go podniosła. No właśnie! Bóg kocha bez zasług, nie „za coś”. Bóg kocha kogoś, kto nie uczynił w życiu nic godnego uwagi, tylko … umarł!