sobota, 14 maja 2016

Którego głosu słuchasz?

Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

  

 

Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku, i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana.
A Jezus znowu rzeki do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. 

KOMENTARZ




Wielokrotnie się zastanawiałem dlaczego w tym czasie wielkanocnym czyli od Wielkanocy do Zesłania Ducha Świętego nie przeżywamy radośnie tego czasu, przecież te pięćdziesiąt dni to najbardziej pogodny czas w Kościele, taki swoisty chrześcijański karnawał. Pisałem o tym w ubiegłym tygodniu, że my mamy kłopot z celebrowaniem radości. Łatwiej nam celebrować smutek, ból, żal. Dlaczego tak jest? Powód jest prosty. O wiele łatwiej uwierzyć w śmierć Jezusa na krzyżu niż w zmartwychwstanie, bo ze śmiercią spotykamy się ciągle wokół nas. Zamachy w Brukseli, w Pakistanie, śmierć ks. Kaczkowskiego… Cierpienie, samotność, niesprawiedliwość – tego doświadczamy znacznie częściej niż radości i wspólnoty. Albo przynajmniej tak się nam wydaje. Kultura współczesna jest przeniknięta bardziej nihilizmem niż nadzieją. Jest to właściwie kultura maskowania czy neutralizowania rozpaczy. Przemysł rozrywkowy dostarcza „ubawu po pachy” w dowolnej ilości, wystarczy kliknąć, pstryknąć lub wybrać się do parku rozrywki. Ale przecież rozrywka nie jest tym samym co radość. Imprezowanie nie jest tym samym co świętowanie. Optymizmem w stylu „keep smiling” nie jest tym samym co nadzieja. Boimy się sprowadzenia prawdy o zmartwychwstaniu do jakiejś taniej, naiwnej pociechy. I słusznie. Ale z drugiej strony ta obawa nie powinna nas prowadzić do zwątpienia. Nie możemy oceniać zmartwychwstania Jezusa w kategoriach tego świata, bo wtedy uznamy, że to niemożliwe. Ma być dokładnie odwrotnie, czyli z perspektywy zmartwychwstania mamy patrzeć na świat i nasze życie. To Pan daje światło Ducha, dzięki któremu widzimy rzeczy w prawdzie.

Chciałbym dzisiaj zwrócić uwagę na dwie rzeczy jakie towarzyszą Zesłaniu Ducha Świętego. Otóż dzięki powiewowi Ducha daje nam możliwość przebaczenia samym sobie – i to w pierwszym rzędzie. Człowiek, który nie umie przebaczyć sobie, który nie kocha samego siebie, nie będzie w stanie przebaczyć innym i pokochać innych. Jezus nie na darmo przypomniał przykazanie miłości bliźniego: będziesz miłował bliźniego JAK siebie samego. Tak, to właśnie miłość – zdrowa, prawdziwa miłość – do samego siebie jest punktem odniesienia dla miłości do drugiego człowieka. A jak często nie akceptujemy samych siebie, bo nasze życie nie jest takie, jak oczekiwaliśmy. Bo w różnych sytuacjach popełnialiśmy błędy, okazywaliśmy się głupi, dokonywaliśmy złych wyborów. Oczywiście na co dzień nie przyznajemy się – nawet sami przed sobą – że najbardziej nie umiemy wybaczyć sobie. Ale zajrzyjmy uczciwie w swoje serce i zobaczmy, do kogo mamy największy żal. Próbujemy kanalizować go w kierunku innych ludzi – ich obwiniać za nasze niepowodzenia, nasze złe wybory, upadki, głupotę – ale w głębi serca znamy prawdę: to my sami sobie jesteśmy winni. Tymczasem Duch Święty uzdalnia nas do przebaczenia sobie. I to bardzo prosto: On mówi nam wprost o miłości Boga do nas. To jest najważniejsze orędzie, jakie przyniósł Jezus – i to orędzie nieustannie przypomina nam Duch Święty. Bóg kocha nas takimi, jakimi jesteśmy. On kocha nas z całą naszą historią, z całym naszym pokiereszowanym życiem, ze wszystkimi naszymi rozczarowaniami. Kocha nas z całą naszą głupotą, ze wszystkimi pomyłkami, z upadkami, z błędami jakie popełniliśmy. Kocha nas takimi jacy jesteśmy – niczym nie musimy zasługiwać na Jego miłość i akceptację. On nas akceptuje bezwarunkowo, za darmo. 

A druga rzecz, to akceptacja drugiego człowieka, która doprowadza do jedności. Zobaczmy, że to, co najbardziej mamy do zarzucenia drugiemu człowiekowi, to właśnie fakt, że on jest inny, że ośmiela się mieć swoje zdanie, swój punkt widzenia. Czyż nie o to się najczęściej kłócimy, że nie ma takiego samego zdania, że nie przyjmuje pokornie mojego punktu widzenia? To między innymi rozproszyło budowniczych wieży Babel. Zauważmy, że dopóki potrafili się dogadywać mimo różnorodności, to nic nie było dla nich niemożliwe – co zresztą sam Bóg potwierdził. I wie o tym dobrze zło: że jeśli się zjednoczymy, jeśli się zaakceptujemy w naszej różnorodności, to nic nie będzie dla nas niemożliwe – bo wspólnie możemy wszystko. Jeśli jestem sam, mogę tylko tyle, co na swoją miarę. Z innymi jestem WZBOGACONY ich innością, doświadczeniem, talentem. To tutaj  tkwi tajemnica: inność drugiego człowieka jest dla mnie DAREM Boga – bo w naszej inności wzajemnie się uzupełniamy, wzbogacamy i razem możemy więcej niż w pojedynkę. Dlatego Duch Święty uzdalnia nas do dogadania się pomimo inności, do zjednoczenia się w różnorodności w jednym Kościele Jezusa Chrystusa. I to nas jednoczy podczas Eucharystii czy modlitwy, wtedy jesteśmy jednym zgodnie wołającym Ludem Bożym. 

Niestety zamiast słuchać tego, co mówi Duch Święty, wolimy słuchać świata. Co ciekawe, świat wpędza nas tylko w kompleksy i poczucie winy. Bo o czym mówi świat? Musimy być maczo, musimy być na miarę modelki. Musimy mieć nowy dom, sprzęt audio-video, nowszy model auta, bo jak mamy stary, to jesteśmy gorsi. Jak mamy nadwagę, to nas dyskwalifikuje. Jak nie jesteśmy wysportowanym młodzieńcem z brzuchem jak kaloryfer, to w ogóle najlepiej poddajmy się eutanazji. Zobaczmy, czego my słuchamy. I nie dziwmy się, że potem nie jesteśmy w stanie zaakceptować i pokochać siebie i swojego życia. Skoro słuchamy tylko i wyłącznie głosu, który wpędza nas w kompleksy i poczucie winy, patrzymy tępo na seriale, które pokazują życie nie wiadomo z jakiej bajki, to nic dziwnego, że potem nie akceptujemy własnego życia – realnego, nie z bajki. Jeśli wsłuchujemy się w głos, który tylko nas punktuje – nie jesteś taki, nie masz tego, jesteś gorszy – to nic dziwnego, że nienawidzimy samych siebie. I o to właśnie chodzi złu. A my słuchamy z zachwytem tego głosu... 

Może czas zacząć słuchać głosu Ducha – głosu miłości i akceptacji? To jest właśnie prawdziwe nawrócenie: gdy człowiek przestaje wreszcie słuchać całego tego jazgotu i zaczyna słuchać tego jedynego wartego słuchania głosu – głosu miłości Boga, głosu Ducha Świętego. Dlaczego wolimy słuchać szatana, który wpędza nas w kompleksy, a nie Boga? Dlaczego wolimy być utwierdzani o tym, że jesteśmy gorsi, a nie chcemy być przekonywani, że jesteśmy kochani bezwarunkowo? Nawróćmy się! Przestańmy wreszcie słuchać byle czego! Zacznijmy słuchać głosu Miłości, który nieustannie rozlega się w nas! A jak już wsłuchamy się w Niego, gdy się przekonamy jak wielką miłość mamy w sobie, to zobaczymy, że nie będziemy już pragnęli nic innego, jak tej właśnie miłości. I ta miłość nas poprowadzi. Tylko dajmy się wreszcie przekonać, że jesteśmy kochani  przez Boga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz