sobota, 4 czerwca 2016

Bliskość Boga

X Niedziela Zwykła, Rok C


TEKST SŁOWA BOŻEGO

  

 




Jezus udał się do pewnego miasta, zwanego Nain; a szli z Nim Jego uczniowie i tłum wielki. Gdy zbliżył się do bramy miejskiej, właśnie wynoszono umarłego, jedynego syna matki, a ta była wdową. Towarzyszył jej spory tłum z miasta.
Na jej widok Pan użalił się nad nią i rzekł do niej: „Nie płacz”. Potem przystąpił, dotknął się mar, a ci, którzy je nieśli, stanęli, i rzekł: „Młodzieńcze, tobie mówię, wstań”. Zmarły usiadł i zaczął mówić; i oddał go jego matce.
A wszystkich ogarnął strach; wielbili Boga i mówili: „Wielki prorok powstał wśród nas i Bóg łaskawie nawiedził lud swój”. I rozeszła się ta wieść o Nim po całej Judei i po całej okolicznej krainie.


KOMENTARZ


Ciekawe po co Jezus udał się do Nain? Tego miasteczka nie ma wymienionego w żadnych dokumentach – ani przed Jezusem, ani w Jego czasach. Później pojawia się oczywiście w źródłach chrześcijańskich – ale, jak łatwo się domyślić, z powodu cudu, o którym dzisiaj czytamy w Ewangelii. Oznacza to, że była to miejscowość zupełnie bez znaczenia. Po co więc Jezus tam szedł? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo i tam byli ludzie, którzy czekali na Mesjasza. Oznacza to, że z punktu widzenia Pana Boga nikt z nas nie znajduje się na marginesie, nikt nie jest pominięty, każdy jest wart tego, by przyjść do niego osobiście. I Jezus faktycznie to robi: nieważne gdzie mieszkasz, kim jesteś w oczach ludzi. Dla Chrystusa jesteś ważny. 

 

Można też poszukać odpowiedzi głębszej niż najprostsza: Jezus poszedł do Nain, bo wiedział, że tam jest potrzebny. To też nam coś objawia o Bogu, w którego wierzymy: Jezus wie o nas zanim cokolwiek powiemy i wychodzi na przeciw każdej naszej biedzie. Dlaczego? Ano to się wyjaśnia później, gdy św. Łukasz stwierdza o wdowie, że „Pan użalił się nad nią”. Dosłownie mowa tam jest o poruszeniu wnętrza Jezusa – On do tego stopnia przejmuje się naszym losem. Znamienne, że w dzisiejszej Ewangelii nikt nie zdążył Chrystusa o cokolwiek poprosić czy zagadnąć. On wszystko zrobił zanim ktokolwiek się odezwał. Dlaczego? Bo smutek wdowy po stracie syna stał się Jego smutkiem – przeniknął Jezusa aż do wnętrza. Taki właśnie jest Nasz Mistrz: nasze sprawy są Jego sprawami, On je przyjmuje głęboko do siebie. Nie traktuje nigdy naszych spraw jako coś zewnętrznego. Syn Boży właśnie dlatego stał się Człowiekiem. To jest widoczne w symbolicznym geście dotknięcia mar: takie dotknięcie w świadomości Żydów oznaczało zaciągnięcie nieczystości legalnej – coś jakby Jezus stał się w wyniku tego dotknięcia również martwy aż do odbycia specjalnego obrzędu oczyszczenia. Bierze jakby na siebie śmierć chłopca, by ten mógł wstać żywy. To się dokonało w pełni na krzyżu Jezusa, gdy wziął na siebie wszystkie konsekwencje naszych grzechów, naszą niewolę zła i śmierci, byśmy my mogli odejść wolni. Taki właśnie jest nasz Ojciec: On nie jest abstrakcyjny, niedostępny, Absolut na nieosiągalnych wysokościach. To Bóg bliski, który przychodzi do nas, wychodzi naprzeciw naszej biedzie, przejmuje się żywo naszym losem. On doświadcza mojego nieszczęścia na równi ze mną. Dlatego na przykład demony, nie mogąc bezpośrednio atakować Boga, atakują nas, bo wiedzą, że w ten sposób Nasz Ojciec doświadcza również tych ataków. To jest trudne do pojęcia dla nas – że Bóg, nasz Stwórca, do tego stopnia zidentyfikował się z nami. Dlatego Jezus wychodzi naszej biedzie na przeciw jeszcze zanim o cokolwiek Go poprosimy. Trzeba się tylko otworzyć na Jego przychodzenie, uwierzyć że On do tego stopnia jest mną zainteresowany. 

 

To ma też drugą stronę: należałoby się zapytać, czy ja z kolei jestem do tego stopnia zainteresowany sprawami Pana Boga, co On moimi? Czy ja się identyfikuję z Ojcem, z Synem Bożym do tego stopnia, co Jezus identyfikuje się ze mną? Zobaczmy, że święci generalnie właśnie tak żyli: identyfikując się z tym, co czuje, pragnie i chce Jezus. Jego uczucia, Jego myśli i pragnienia, czynili swoimi. Niektórzy ze świętych otrzymali nawet zewnętrzny znak identyfikacji – stygmaty. Może nie chodzi o to, żeby zaraz je dostawać, ale właśnie o pytanie: do jakiego stopnia jestem w stanie zidentyfikować się z Jezusem, Jego wolą, Jego zdaniem, Jego pragnieniami? A to jest właśnie sedno chrześcijaństwa: zidentyfikować się z Jezusem do tego stopnia, żeby na Jego wzór stać się dzieckiem Boga i żeby razem z Nim zmartwychwstać. Wtedy naprawdę zdanie Jezusa będzie moim zdaniem i Jego wola moją wolą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz